[Recenzja] Stomu Yamashta / Steve Winwood / Michael Shrieve - "Go" (1976)



Supergrupa Go to jedno z najbardziej niezwykłych przedsięwzięć w historii muzyki. Szyld ten połączył muzyków z różnych stron świata, których wcześniejsza twórczość niekoniecznie miała ze sobą wiele punktów stycznych. Byli to członkowie tak różnych grup, jak Traffic, Blind Faith, Santana, Tangerine Dream, Ash Ra Tempel czy Return to Forever. Inicjatorem tego przedziwnego spotkania był Stomu Yamash'ta, japoński perkusista i klawiszowiec. W pierwszych latach kariery działał przede wszystkim na polu jazzu i awangardy. Z czasem jednak postanowił zwrócić się w stronę muzyki na pograniczu fusion i rocka progresywnego. Słychać to już w jego wcześniejszych projektach z udziałem międzynarodowych składów: Come to the Edge (album "Floating Music", 1972) oraz East Wind (późniejszy o rok "Freedom Is Frightening", nagrany m.in. z pomocą Hugh Hoppera z Soft Machine). Jednak najbardziej fascynujący efekt osiągnął właśnie z Go, co przecież nie powinno dziwić, skoro towarzyszą mu tutaj tacy mistrzowie w swoim fachu, jak Steve Winwood, Michael Shrieve, Klaus Schulze czy Al Di Meola. Można się tylko zastanawiać, jakim cudem to połączenie w ogóle zadziałało.

Sesja nagraniowa albumu "Go" odbyła się w lutym 1976 roku. Oprócz wymienionych wyżej artystów, wzięło w niej udział wielu innych muzyków, przeważnie mniej znanych i zapewne mniej istotnych dla ostatecznego kształtu longplaya. Ten zresztą trochę odbiega od oczekiwań. Rozczarowaniem mogło być sygnowanie go nazwiskami Yamash'ty, Winwooda i Shrieve'a, co było dość krzywdzące dla kilku innych instrumentalistów mocno zaangażowanych w ten projekt. Co gorsze, z powodu pomyłki miejscami zamienione zostały strona A i B albumu (błędną kolejność zachowano na wszystkich późniejszych edycjach, w tym na jedynym jak dotąd wznowieniu kompaktowym, opublikowanym w 2005 roku jedynie w Japonii). Tymczasem czternaście zawartych tu utworów to tak naprawdę poszczególne części jednej kompozycji, które powinny być słuchane we właściwej kolejności. Sama muzyka też nie do końca wyszła tak, jak powinna. Paul Buckmaster i Stomu Yamash'ta, producenci albumu, podeszli do sesji ze zbyt wielką pompą, angażując do nagrań całą orkiestrę, której partie po prostu tu nie pasują i dodają sporo kiczu. Dopiero podczas koncertów - granych w mniejszym składzie, ale obejmującym wszystkich kluczowych muzyków - naprawiono wszystkie powyższe błędy. Muzyka zyskała też większej swobody za sprawą braku ograniczeń czasowych wynikających ze specyfiki płyt winylowych (całość rozrastała się do ponad godziny). Można się o tym przekonać za sprawą albumu "Go... Live from Paris", wydanego jeszcze w tym samym roku pod szyldem Stomu Yamashta's Go.

Jednak studyjna wersja też prezentuje się całkiem zacnie. Lider nie przypadkiem dobrał sobie właśnie takich współpracowników. Doświadczenie każdego z nich było potrzebne, aby stworzyć unikalne, wymykające się klasyfikacjom dzieło. Poszczególne fragmenty można podzielić na te o bardziej piosenkowym charakterze oraz na instrumentalne pasaże. Wśród tych pierwszych jest miejsce i na emocjonalne ballady ("Nature", "Crossing the Line"), i na energetyczne kawałki o mocno funkowym zabarwieniu ("Man of Leo", "Ghost Machine", "Time Is Here", "Winner/Loser"). W obu przypadkach doskonale sprawdza się charakterystyczny wokal Winwooda - w tych pierwszych autentycznie przejmujący, w pozostałych pełen soulowej żarliwości. W tych żywszych momentach przydaje się także doświadczenie Shrieve'a z czasów latynosko-jazz-rockowych początków Santany. Ale to wszechstronny perkusista, co pokazują także niektóre instrumentalne nagrania. Przeważają wśród nich subtelniejsze momenty, z dużą rolą elektronicznych dźwięków generowanych przez Schulze'a, nadających kosmiczno-psychodelicznego klimatu ("Air Over", "Space Theme", "Space Theme", "Space Requiem", "Space Song", "Surfspin"). Zdarzają się także takie urozmaicenia, jak funkowo-jazzowy "Stellar" - jeden z kilku momentów, w których najbardziej wykazać może się Meola - czy przypominający o awangardowych korzeniach Yamash'ty "Carnival". 

Pomimo dość sporego eklektyzmu i pojawiającego się czasem wrażenia, że słucha się składanki z utworami kompletnie różnych wykonawców, było to całkiem interesujące przedsięwzięcie. Każdy z tych głównych muzyków wniósł tutaj coś ze swoich poprzednich dokonań, a jednocześnie musiał zmierzyć się z zupełnie innymi konwencjami. Efekt jest ciekawy, ale mogło być jeszcze lepiej, co dobitnie uświadomiła wydana rok później koncertówka. "Go... Live from Paris" oceniam o jeden punkt wyżej od debiutu, któremu nie mogę dać wyższej oceny od siódemki. Niepasujące orkiestracje za bardzo psują tę muzykę.

Ocena: 7/10



Stomu Yamashta / Steve Winwood / Michael Shrieve - "Go" (1976)

1. Solitude; 2. Nature; 3. Air Over; 4. Crossing the Line; 5. Man of Leo; 6. Stellar; 7. Space Theme; 8. Space Requiem; 9. Space Song; 10. Carnival; 11. Ghost Machine; 12. Surfspin; 13. Time Is Here; 14. Winner/Loser

Skład: Stomu Yamash'ta - syntezator (1,3-9,11,13), instr. perkusyjne (3,5,6,8-14); Steve Winwood - pianino (1,2,4,6,10,13,14), organy (5,11), syntezator (14), gitara (14), wokal (2,4,5,11,13,14); Klaus Schulze - syntezator (1-5,7-9,11,13); Rosko Gee - gitara basowa (1-7,10-14); Michael Shrieve - perkusja (1-6,10,11,13,14); Chris West - gitara (1,11,13); Pat Thrall - gitara (3,4); Junior Marvin - gitara (4-6,10,14); Al Di Meola - gitara (5,6,10,11,13); Hisako Yamashta - skrzypce (9), głos (9); Bernie Holland - gitara (10); Brother James - instr. perkusyjne (11,14); Lennox Langton - instr. perkusyjne (11); Casey Synge, Dari Lalou, Karen Friedman - dodatkowy wokal (4); Paul Buckmaster - aranżacja instr. dętych i smyczkowych (1,2,5,10,12,13)
Producent: Paul Buckmaster i Stomu Yamash'ta


Stomu Yamashta's Go - "Go... Live from Paris" (1976)

LP1: 1. Space Song; 2. Carnival; 3. Windspin; 4. Ghost Machine; 5. Surfspin; 6. Time is Here; 7. Winner/Loser 
LP2: 1. Solitude; 2. Nature; 3. Air Voice; 4. Crossing the Line; 5. Man of Leo; 6. Stellar; 7. Space Requiem

Skład: Stomu Yamash'ta - instr. perkusyjne i klawiszowe; Steve Winwood - wokal i pianino; Klaus Schulze - instr. klawiszowe; Al Di Meola - gitara; Pat Thrall - gitara; Jerome Rimson - gitara basowa; Michael Shrieve - perkusja; Brother James - kongi
Producent: Stomu Yamash'ta



Komentarze

  1. Dziękuję , GDYBY NIE TY NIE SŁYSZAŁ BYM O TEJ PŁYCIE

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)