[Recenzja] Roger Waters - "Radio K.A.O.S." (1987)



W 1987 roku David Gilmour decyzją sądu otrzymał prawa do nazwy Pink Floyd, dzięki czemu jego trzeci solowy album mógł ukazać się pod tym szyldem. Nieco wcześniej Roger Waters wydał kolejny longplay pod własnym nazwiskiem. Zarówno "A Momentary Lapse of Reason", jak i "Radio K.A.O.S." nie zbliżają się do poziomu, który muzycy osiągali podczas swojej współpracy. Gilmour zaproponował zestaw niepowiązanych ze sobą kawałków o zdecydowanie piosenkowym charakterze, na ogół całkiem przyjemnych, ale raczej rozczarowujących dla słuchaczy oczekujących czegoś więcej, niż radiowych hitów. Waters sięgnął natomiast po raz kolejny po formę albumu koncepcyjnego, jednak najwyraźniej skupiając się na formie, zapomniał o interesującej treści.

Pomysł na album jest prosty. Całość ma sprawiać wrażenie audycji radiowej. W tym kontekście ma nawet sens fakt, że repertuar składa się głównie z prostych piosenek, które stylistycznie nie odstają szczególnie od tego, co faktycznie prezentowały wówczas stacje radiowe. Niestety, pojawia się tu też pewna fabuła - historia niepełnosprawnego chłopaka, który potrafi za pomocą myśli wpływać na elektroniczne urządzenia, a w końcu przejmuje kontrolę nad wyrzutniami broni atomowej... Oczywiście, jest to nawiązanie do ówczesnej sytuacji politycznej, strachu przed kolejną wojną i nuklearną zagładą. Tylko czemu, do cholery, przedstawiono to w tak naiwny i łopatologiczny sposób? W dodatku sama muzyka nie oddaje w najmniejszym stopniu ówczesnej paranoi. Gdy historia opowiadana w tekstach staje się bardziej dramatyczna, muzyka po prostu nabiera większego patosu ("Home", "Four Minutes"), a gdy okazuje się, ze wszystko skończyło się dobrze, muzyka staje się bardziej sentymentalna i przesłodzona ("The Tide Is Turning"). Wyrafinowania i subtelności w tym tyle, co w tytułowej grze słów ("K.A.O.S.", bo "chaos" - no naprawdę trzeba było geniusza do wymyślenia czegoś takiego...).

Niestety, muzyka sama w sobie, w oderwaniu od tekstów, też się nie broni. Na pewno nie pomaga tu produkcja, które wykorzystuje chyba wszystkie ówczesne nowinki techniczne i w każdym aspekcie wpasowuje się w trendy panujące w ówczesnej muzyce pop. I o ile w 1987 musiało to brzmieć niesamowicie świeżo i nowocześnie, tak już 3-4 lata później brzmiało niewyobrażalnie przestarzale i tandetnie. Irytującym zabiegiem są także radiowe zapowiedzi oraz dialogi - może i potrzebnym dla fabuły i ogólnie całego konceptu, ale kompletnie nic nie wnoszącym do samej muzyki. Jednak kompozycje tez nie są szczególnie interesujące. "Radio Waves" i nieco funkowy "The Power That Be" (z bardzo w stylu Gilmoura, ale niestety wyjątkowo krótka solówką gitary), pomimo sporej dawki naiwności i kiczu, są przynajmniej dość żywiołowe i mają pewien potencjał komercyjny. Nie trudno wyobrazić je sobie na antenie rozgłośni radiowej grającej hity z lat 80. Natomiast zupełnie nie widzę w tej roli ani bezbarwnego, ciągnącego się bez pomysłu "Who Needs Information", ani okropnie mdłej i znów przydługawej ballady "Me or Him". Prawdziwym koszmarem jest natomiast "Sunset Strip" - nigdy wcześniej Waters nie osiągnął aż takiego poziomu banału i żenady. Dalej, jak już wspomniałem, album uderza w bardziej patetyczne tony, nie idzie za tym jednak ani większe wyrafinowanie, ani mniejsza prostota, a wszystkie pomyły aranżacyjne ograniczają się w sumie do powielania rozwiązań z płyt Pink Floyd.

Wśród fanów zespołu nie brakuje osób przekonanych, że gdyby Waters wziął udział w nagraniu "A Momentary Lapse of Reason", byłby to lepszy album. Zawartość "Radio K.A.O.S." dobitnie pokazuje, że tak by się nie stało. Wydawnictwo Watersa jest może nieco równiejsze, ale bez naprawdę dobrych momentów (u konkurencji zdarzają się takie), w dodatku bardziej się zestarzało pod względem brzmieniowym. Oba albumy są bardzo zachowawcze pod względem wykonania, ale jednak Gilmour dysponował lepszym głosem i zagrał parę niezłych solówek (o gitarzystach Watersa nie można zbyt wiele powiedzieć, bo prawie w ogóle nie dostali tu miejsca na granie czegoś poza prostym akompaniamentem). No i na płycie wydanej pod szyldem Pink Floyd nikt nie próbuje udawać, że kilka zwykłych piosenek może tworzyć ambitne dzieło z ważnym przekazem. U Watersa też niczego takiego nie tworzą, ale bardzo próbują. 

Ocena: 4/10



Roger Waters - "Radio K.A.O.S." (1987)

1. Radio Waves; 2. Who Needs Information; 3. Me or Him; 4. The Powers That Be; 5. Sunset Strip; 6. Home; 7. Four Minutes; 8. The Tide Is Turning (After Live Aid)

Skład: Roger Waters - wokal, gitara, gitara basowa, instr. klawiszowe, shakuhachi; Andy Fairweather Low - gitara; Jay Stapley - gitara; Ian Ritchie - instr. klawiszowe, saksofon tenorowy, programowanie; Graham Broad - perkusja i instr. perkusyjne; Mel Collins - saksofony; John Thirkell - trąbka; Peter Thoms - puzon; Matt Irving - organy (4); Nick Glennie-Smith - syntezatory (4); John Lingwood - perkusja (4); Suzanne Rhatigan - dodatkowy wokal (1,3,5,8); Katie Kissoon, Doreen Chanter, Madeline Bell, Steve Langer, Vicki Brown - dodatkowy wokal (1,2,4); Paul Carrack - wokal (4); Clare Torry - wokal (6,7); Pontarddulais Male Voice Choir - chór
Producent: Roger Waters, Ian Ritchie i Nick Griffiths


Komentarze

  1. Szkoda czasu na takie płyty ;) ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A kiedy będzie recenzja Amused to Death? Brakuje mi bardzo tej płyty w Twoich recenzjach - imo jest to najlepsze co Waters wydał solo w ogóle. Ogólnie najbardziej cenię ten album spośród wszystkich płyt które wydali członkowie Pink Floyd pod swoimi nazwiskami - a słyszałem wszystkie zrecenzowane na tym blogu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie wkrótce, ale pewnie nie taka, jaką byś chciał ;)

      Usuń
    2. Spoko! Jak ją napiszesz na obecnym poziomie twoich tekstów to będzie ok:)

      Usuń
  3. a to nie było tak,że to EMI wymusiło na Watersie optymistyczne zakończenie ?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)