Posty

Wyświetlam posty z etykietą roger waters

[Recenzja] Roger Waters - "The Dark Side of the Moon Redux" (2023)

Obraz
Do nowych płyt staram się podchodzić bez uprzedzeń, czekając z osądem aż je usłyszę. Ten projekt był jednak z góry skazany na porażkę, a kwestią sporną pozostawało jedynie, jak bardzo złe się to wszystko okaże. Co to w ogóle za pomysł, żeby ponownie nagrywać jeden z najsłynniejszych, a przy tym najbardziej dojrzałych, uniwersalnych i ponadczasowych - niezwykle rzadko piszę tak nawet o uznanych klasykach - albumów rockowych, uzasadniając potrzebę zmian wydobyciem serca i duszy albumu muzycznie i duchowo  (co to za bełkot?) oraz wniesieniem mądrości 80-latka (o swojej mądrości mówi tu maszt przekaźnikowy topornej rosyjskiej propagandy). Na coś takiego mógł wpaść tylko ktoś o tak ogromnym ego i odwrotnie proporcjonalnej kreatywności muzycznej, jak dzisiejszy Roger Waters. Twórca przynajmniej podkreśla, że jego celem nie było zastąpienie floydowego "The Dark Side of the Moon". Ludzki pan, pozwala dalej słuchać oryginalnej wersji, choć zaprezentował coś w swoim mniemaniu głębszego

[Recenzja] Roger Waters - "Is This the Life We Really Want?" (2017)

Obraz
Is This the Album We Really Want? Nigdy dotąd nie dawałem swoim recenzjom tytułów, jednak w tym wypadku nie mogłem się temu oprzeć. Trzeba mieć sporo tupetu - a tego, jak wiadomo, Rogerowi Watersowi nigdy nie brakowało - by po dwudziestu pięciu latach milczenia wrócić z takim albumem, jak "Is This the Life We Really Want?". Nie było to rzecz jasna całkowite milczenie, gdyż w międzyczasie Waters podjął się napisania własnej opery, "Ça Ira" (przedsięwzięcie to skończyło się, oczywiście, totalną katastrofą), a także zagrał niezliczoną ilość tras koncertowych, na których odgrywał głównie utwory z repertuaru Pink Floyd. W tym roku mija natomiast dokładnie ćwierć wieku, odkąd ukazał się jego poprzedni album z całkowicie premierowym, rockowym materiałem - "Amused of Death". Jego następca zapowiadany był tak długo, że już dawno można było zwątpić, że kiedykolwiek zostanie wydany. Rzeczywiste nagrania ciągnęły się od 2010 roku. Efekt tej siedmioletniej sesji

[Recenzja] Roger Waters - "Amused to Death" (1992)

Obraz
Po sukcesie przedstawienia "The Wall" w Berlinie, Roger Waters wpadł na pomysł, by jego kolejny album solowy przybrał podobną formę, co słynne dzieło Pink Floyd. "Amused to Death" to jeszcze jedna dwupłytowa - przynajmniej w wersji winylowej - opera rockowa, z płynnymi przejściami między utworami i kilkoma przewodnimi motywami przewijającymi w różnych momentach. Jakościowo jest to jednak nieporównywalnie niższy poziom. Można zapomnieć o tak wyrazistych i zróżnicowanych kompozycjach, jak "Another Brick in the Wall (Part II)", "Comfortably Numb" czy "Hey You". Całość brzmi raczej jak wariacje na temat tych mniej udanych kawałków w rodzaju "Nobody's Home" czy "Young Lust" - tyle że wykonane znacznie bardziej anemicznie i przepełnione nieznośną dawką patosu. Dominują ballady, w których dzieje się naprawdę niewiele, jak na ich długość, i kompletnie nic dla mnie interesującego Formalnie są to właściwie proste pi

[Recenzja] Roger Waters - "Radio K.A.O.S." (1987)

Obraz
W 1987 roku David Gilmour decyzją sądu otrzymał prawa do nazwy Pink Floyd, dzięki czemu jego trzeci solowy album mógł ukazać się pod tym szyldem. Nieco wcześniej Roger Waters wydał kolejny longplay pod własnym nazwiskiem. Zarówno "A Momentary Lapse of Reason", jak i "Radio K.A.O.S." nie zbliżają się do poziomu, który muzycy osiągali podczas swojej współpracy. Gilmour zaproponował zestaw niepowiązanych ze sobą kawałków o zdecydowanie piosenkowym charakterze, na ogół całkiem przyjemnych, ale raczej rozczarowujących dla słuchaczy oczekujących czegoś więcej, niż radiowych hitów. Waters sięgnął natomiast po raz kolejny po formę albumu koncepcyjnego, jednak najwyraźniej skupiając się na formie, zapomniał o interesującej treści. Pomysł na album jest prosty. Całość ma sprawiać wrażenie audycji radiowej. W tym kontekście ma nawet sens fakt, że repertuar składa się głównie z prostych piosenek, które stylistycznie nie odstają szczególnie od tego, co faktycznie prezentow

[Recenzja] Roger Waters - "The Pros and Cons of Hitch Hiking" (1984)

Obraz
Po zakończeniu In the Flesh Tour (promującej album "Animals" Pink Floyd), Roger Waters zamknął się w swoim domu i przygotował szkice dwóch albumów koncepcyjnych. Oba przedstawił pozostałym członkom grupy, aby wybrali jeden, który razem nagrają. Muzycy zgodnie wybrali zestaw utworów zatytułowany "Bricks", który później został przemianowany na "The Wall". Do drugiego zestawu, już wtedy noszącego tytuł "The Pros and Cons of Hitch Hiking", Waters powrócił dopiero kilka lat później, już po uśmierceniu Pink Floyd. W trwającej niemal cały 1983 rok sesji nagraniowej udział wzięli m. in. Eric Clapton, perkusista Andy Newmark oraz grający na organach i gitarze Andy Bown. W studiu pojawili się też muzycy grający na instrumentach dętych, żeński chórek, a także orkiestra symfoniczna dyrygowana przez Michaela Kamena (który zagrał też na pianinie). Najprościej można opisać ten album jako kontynuację stylistyki opracowanej na albumach "The Wall&quo

[Recenzja] Ron Geesin i Roger Waters - "Music from the Body" (1970)

Obraz
Dziwny to album. Zacznę jednak od początku. W 1968 roku ukazała się książka "The Body" Anthony'ego Smitha, która w niekonwencjonalny sposób opisuje zagadnienia dotyczące wszystkich aspektów organizmu ludzkiego, podając ogromną ilość ciekawostek. Odniosła ogromny sukces i już rok później Tony Garnett i Roy Battersby postanowili nakręcić film na jej podstawie. Stworzenie muzyki zaproponowali Ronowi Geesinowi - twórcy awangardowemu, choć najbardziej znanemu dzięki współpracy z Pink Floyd nad utworem "Atom Heart Mother", do którego zaaranżował partie chóru i instrumentów dętych. Producenci filmu postawili muzykowi warunek, że na ścieżce dźwiękowej nie chcą samych dźwiękowych kolaży, ale także kilka bardziej konwencjonalnych utworów. Geesin początkowo chciał zwrócić się o pomoc do swojego przyjaciela, Nicka Masona, perkusisty Pink Floyd, jednak szybko zmienił zdanie. Nick był przemiłym gościem i dobrym przyjacielem - mówił Ron. Ale nie miał w sobie tej is