[Recenzja] John Lennon - "John Lennon/Plastic Ono Band" (1970)



Pierwsze wydawnictwa Johna Lennona poza The Beatles było mocno rozczarowujące dla wielbicieli zespołu. Trzy albumy nagrane pod koniec lat 60. wspólnie z Yoko Ono to kolaże przypadkowych dźwięków, na których wyraźnie zabrakło umiejętności, potrzebnych do tworzenia awangardy. Lennon szybko zatęsknił za graniem konwencjonalnych piosenek, czego wynikiem było powstanie grupy Plastic Ono Band. W oryginalnym składzie, poza Johnem i Yoko, znaleźli się także Eric Clapton, basista Klaus Voormann i bębniarz Alan White. Ten właśnie kwintet można usłyszeć na koncertówce "Live Peace in Toronto 1969", wydanej pod koniec tytułowego roku. W następnym roku zespół - już bez Claptona i White'a, za to z Ringo Starrem - rozpoczął pracę nad materiałem studyjnym. Nagrania trwały około miesiąca, na przełomie września i października. Rezultatem są dwa albumy, wydane tego samego dnia, 11 grudnia 1970 roku, pod wspólnym tytułem "Plastic Ono Band" i z niemal identycznymi okładkami. Jeden z nich ukazał się pod nazwiskiem Yoko Ono i trafiły na niego bardziej eksperymentalne nagrania (w tym jedno z 1968 roku, zarejestrowane przez Ono z freejazzowym zespołem Ornette'a Colemana). Drugi podpisany jest nazwiskiem Lennona i zawiera tradycyjne piosenki.

Nie są to jednak beztroskie, banalne piosenki o miłości w stylu macierzystej grupy muzyka. Zaangażowanym społecznie lub bardzo osobistym, niezwykle szczerym tekstom towarzyszy odpowiednio poważna, dojrzała, ale jednocześnie bardzo prosta i przystępna muzyka. Surowa, wręcz ascetyczna, oparta na brzmieniu gitary i/lub pianina oraz sekcji rytmicznej. Większość partii klawiszowych wykonał sam Lennon, jedynie w "God" zagrał Billy Preston, a w "Love" - Phil Spector (oficjalny producent albumu, choć tylko sporadycznie obecny w studiu podczas nagrywania). Jedenaście  utworów, skomponowanych bez wyjątku przez lidera, jest dość zróżnicowane pod względem stylistycznym. Emocjonalne ballady w rodzaju "Mother", "Love" czy najlepsza z nich "God", przeplatają się z ostrzejszymi kawałkami, jak "I Found Out" i "Well Well Well". W bardziej optymistycznym "Hold On" (w klimacie "Sun King" z "Abbey Road") i napisanym jeszcze w czasach "białego" albumu "Look at Me" (nie tak odległym od "Julia" czy "Dear Prudence") pobrzmiewają echa twórczości The Beatles, a z kolei "Isolation" i "Remember" charakteryzują się bardziej luzackim, barowym klimatem. Najbardziej znany z tego longplaya "Working Class Hero" jest natomiast niezwykle udanym nawiązaniem do protest-songów Boba Dylana (instrumentalnie przypomina "Masters of War" i "North Country Blues"), z chyba najlepszą partią wokalną Lennona w całej karierze i bardzo ascetycznym, ale odpowiednio udramatyzowanym akompaniamentem gitary akustycznej. Wszystko to razem tworzy bardzo spójną i równą całość.

Ten prosty, surowy i szczery album jest zdecydowanie najlepszym spośród solowych wydawnictw Johna Lennona, ale też jednym z najlepszych ze wszystkich, jakie nagrał. Muzyk nie próbował dostosować się do oczekiwań swoich fanów ani do ówczesnych trendów, co tylko zaprocentowało w przyszłości, bo pod względem brzmieniowym materiał ten zniósł próbę czasu znacznie lepiej od późniejszych, mniej lub bardziej przeprodukowanych wydawnictw Lennona. A przy tym jest to zestaw naprawdę udanych, bezpretensjonalnych, a zarazem bezkompromisowych kompozycji.

Ocena: 8/10



John Lennon - "John Lennon/Plastic Ono Band" (1970)

1. Mother; 2. Hold On; 3. I Found Out; 4. Working Class Hero; 5. Isolation; 6. Remember; 7. Love; 8. Well Well Well; 9. Look at Me; 10. God; 11. My Mummy's Dead

Skład: John Lennon - wokal, gitara (2-4,7-9,11), pianino (1,5,6,10), organy (5); Klaus Voormann - gitara basowa; Ringo Starr - perkusja; Yoko Ono - efekty
Gościnnie: Phil Spector - pianino (7); Billy Preston - pianino (10)
Producent: John Lennon, Yoko Ono i Phil Spector


Komentarze

  1. Spośród czterech Beatlesów (w czasie istnienia zespołu) najbardziej lubię Johna, jednak po ich rozpadzie moim faworytem jest McCartney. Solowy Lennon w mojej opinii stracił trochę swojego talentu kompozytorskiego - za szczyt Johna uważam lata 1964-1968. Wszystkie samodzielne albumy artysty to jednak dalej świetna muzyka. Ogólnie lubię tego typu ascetyczne granie, ale tutaj trochę mi czegoś brakuje w warstwie dźwiękowej - przydałoby się coś więcej pod tymi kawałkami, a takie Remember, czy Well Well Well mogłyby być krótsze lub wzbogacone jakimś ciekawym mostkiem. Najczęściej wracam do Isolation - świetne akordy w balladowej części i zaskakujące wzmocnienie w drugiej połowie robią ten kawałek. Utwór stał się też chyba niejako wzorem dla artystów chcących przywołać styl Lennona.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)