[Recenzja] Emerson, Lake & Palmer - "Tarkus" (1971)



Trio Emerson, Lake & Palmer narzuciło sobie szybkie tempo pracy. Jeszcze przed ukończeniem prac nad debiutanckim albumem, w sierpniu 1970 muzycy roku zaczęli publiczne występy. Do końca roku zagrali ponad trzydzieści koncertów na terenie Wielkiej Brytanii (m.in. na słynnym Isle of Wight Festival), Niemiec, Austrii i Szwajcarii. Już w styczniu 1971 roku wrócili do studia, by zarejestrować materiał na swój drugi studyjny longplay. Czasu na nagrania nie było wiele, bo w lutym zespół musiał wrócić na trasę. Jednym ze stałych punktów występów była interpretacja cyklu "Obrazki z wystawy" Modesta Musorgskiego. Muzycy planowali, by zapis jednego z wykonań został dołączony, na drugiej płycie winylowej, do właśnie nagranego albumu. Na takie rozwiązanie nie chcieli jednak zgodzić się przedstawiciele wytwórni Island, obawiając się o powodzenie komercyjne dwupłytowego wydawnictwa (choć zespół zdobywał coraz większą popularność). W rezultacie, studyjny materiał wydano w czerwcu pod tytułem "Tarkus", a koncertowy "Pictures at an Exhibition" ukazał się w listopadzie.

Kluczowym punktem jest trwająca dwadzieścia minut tytułowa suita, w wydaniu winylowym zajmująca pierwszą stronę. Pomysłodawcą utworu, składającego się z kilku części w formie ronda, był Keith Emerson. Greg Lake początkowo nie był przekonany do tej idei, a nawet rozważał odejście z zespołu z powodu artystycznych różnic. Jednak ostatecznie nie tylko został w zespole, ale także zgodził się napisać tekst, a co więcej, skomponował część muzyki - fragment zatytułowany "Battlefield", przywołujący wyraźnie skojarzenia z King Crimson (gdyby jeszcze zamiast organów wykorzystano melotron, to można by mówić o jawnym epigoństwie). "Battlefield" to jedna z trzech - obok "Stones of Years" i "Mass" - części utworu o bardziej piosenkowym charakterze, z melodyjnymi, bardzo dobrymi partiami wokalnymi Lake'a. Stanowią one łączniki pomiędzy czterema pozostałymi, instrumentalnymi częściami, w których zespół prezentuje swoje niemałe zdolności techniczne. Uwagę zwraca bogate brzmienie, będące głównie zasługą Emersona, grającego przede wszystkim na elektrycznych organach i syntezatorze Mooga (za pomocą którego mógł osiągnąć różnorakie brzmienia - a ponoć nad tym z części "Aquatarkus" pracował wspólnie z Robertem Moogiem), ale też na akustycznym pianinie. W kilku miejscach pojawia się też elektryczna gitara Lake'a - przede wszystkim w "Battlefield", gdzie gra dość proste, ale bardzo zgrabne solówki. Całość, pomimo swoich rozmiarów i zróżnicowania, jest wyjątkowo spójna. A choć nie zaliczyłbym jej do swoich ulubionych progresywnych suit, to uważam ją za naprawdę udaną. To bez wątpienia jedno z największych osiągnięć ELP.

Szkoda tylko, że reszta albumu jest już wyraźnie słabsza. Sprawia wrażenie, jakby zespół skupił się przede wszystkim na tworzeniu i nagraniu utworu tytułowego, a drugą stronę zapełnił byle czym, co udało się na szybko skomponować i zarejestrować. To zbiór sześciu krótkich kawałków, które nie tworzą spójnej całości, a jakościowo ustępują naprawdę znacznie poprzedzającej je kompozycji. Drugą stronę otwiera wręcz przesadnie prosty "Jeremy Bender" - banalna piosenka w knajpianym stylu, nie trwająca nawet dwóch minut (to akurat jej jedyna zaleta). "Bitches Crystal" wypada tylko odrobinę lepiej, głównie za sprawą zadziornego śpiewu Lake'a, bardziej złożonej gry sekcji rytmicznej i syntezatorowych ozdobników. Jednak znów bardzo knajpowa partia pianina zdecydowanie psuje ostateczny efekt. Te dwa kawałki stanowią przykład bardziej humorystycznego oblicza ELP, które od tego czasu miało być pokazywane na każdej kolejnej płycie - ku niezadowoleniu znacznej części słuchaczy. Bardziej poważnie, a wręcz zbyt poważnie, robi się podniosłym "The Only Way (Hymn)", opartym na motywach z kilku kompozycji Bacha. Tutaj zespół popada w drugą skrajność - w patos, który zupełnie nie pasuje do prostej (choć dość ładnej) melodii wokalnej. Przedłużeniem tego utworu jest instrumentalny "Infinite Space (Conclusion)", wyraźnie zdradzający inspirację jazzem. Muzycy nie do końca odnajdują się w takiej stylistyce - słychać, że to wszystko zostało skomponowane, brakuje improwizacyjnego luzu. W "A Time and a Place" zespół dla odmiany podąża w bardziej hardrockowe rejony, trochę w stylu Deep Purple, ale bez gitary (choć jej brak nie jest wcale odczuwalny). I to akurat jedyny fragment drugiej strony, do którego nie mam zastrzeżeń. Ale na koniec pojawia się jeszcze jeden wygłup, rockandrollowy "Are You Ready Eddy?" - zagrany przez zespół spontanicznie na koniec sesji. Szkoda, że przy włączonym nagrywaniu. Tak banalny finał pozostawia spory niesmak.

"Tarkus" okazał się ogromnym komercyjnym sukcesem, dochodząc na szczyt brytyjskiego notowania i do dziewiątego miejsca amerykańskiej listy. Do dziś postrzegany jest powszechnie za jedno z największych dzieł rocka progresywnego. Nie powinno być jednak wątpliwości, że to wszystko zasługa tytułowej kompozycji i przymknięcia oczu na chaotyczną, znacznie słabszą resztę albumu (choć tylko dwa najkrótsze kawałki, "Jeremy Blender" i "Are You Ready Eddy?", są kompletnie nieudane - w pozostałych można znaleźć mniej lub bardziej liczne zalety). "Tarkus" jest zbyt nierównym i niespójnym albumem, żebym podzielał te najbardziej entuzjastyczne opinie na jego temat, ale jest mi też daleko do tych najbardziej krytycznych, bo jednak ta lepsza strona winylowego wydania znacznie poprawia ogólne wrażenie. Trochę jednak szkoda, że muzycy na drugiej stronie nie umieścili po prostu skróconej wersji "Pictures at an Exhibition", co wyrównałoby poziom.

Ocena: 7/10



Emerson, Lake & Palmer - "Tarkus" (1971)

1. Tarkus (Eruption / Stones of Years / Iconoclast / Mass / Manticore / Battlefield / Aquatarkus); 2. Jeremy Bender; 3. Bitches Crystal; 4. The Only Way (Hymn); 5. Infinite Space (Conclusion); 6. A Time and a Place; 7. Are You Ready Eddy?

Skład: Greg Lake - wokal i gitara basowa, gitara (1); Keith Emerson - instr. klawiszowe; Carl Palmer - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Greg Lake


Komentarze

  1. Nie zapominajmy o tym, że i inne zespoły wprowadzały widowiskowe elementy do swojej działalności (np. Pink Floyd i King Crimson bawiły się grą świateł i są traktowani jako bardzo ważni twórcy w tej dziedzinie > patrz artykuł z "Lizarda" o Peterze Sinfieldzie). Także Jethro Tull prezentowało się bardzo efektownie (trasa "Warchild"). To są co prawda koncerty, a nie twórczość studyjna, ale można przecież popatrzeć szerzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale do czego konkretnie się odnosisz?

      Światła czy inne elementy scenografii nie wpływały na muzykę graną przez tych wykonawców, natomiast widowiska ELP nierzadko przypominały cyrk, gdy Emerson zabawiał publiczność jakimś sztuczkami, a w tym czasie grane były raczej jakieś niezbyt poważne rzeczy, nieciekawe pod względem muzycznym.

      Usuń
  2. Przerost formy nad treścią. Do debiutu nawet nie umywa się. Gdyby nie utwór tytułowy to byłby to niezły 'koszmarek'. 5 za potencjał 'Tarkus' (mam na myśli pierwszy utwór a nie całość).

    OdpowiedzUsuń
  3. Usunąłem komentarz odnośnie "Tarkusa" z Hellfire, bo tutaj będzie o wiele bardziej na miejscu. Suita z "Tarkusa" oprócz wielu zalet ma jeszcze tę jedną -w kontekście prog rocka absolutnie wyjątkową - że wszystkie instrumentalne łączniki zbudowane są konsekwentnie w harmoniach kwartowych (a nie tercjowych z dur-moll). Tak jak np. u Bartoka. To jest jednak kawał innowacji w rocku - nieobecny nawet w o wiele bardziej eksperymentujących bandach - np. Graafie, gdzie pojawiają się oczywiście fragmenty bardziej awangardowe, ale nie na zasadzie konsekwentnie prowadzonego schematu harmonicznego przez cały utwór (bo nawet w piosenkowych częściach Lake'a solówki są "kwartowe"). Chyba dlatego Lake tak nie chciał tego grać na początku - bo to zupełnie inny schemat myślenia o harmonii. To jest poziom kompleksowego myślenia o niekonwencjonalnej harmonii , jakiego nie ma ani na Close to the Edge (tam atutem są niesamowite aranże, ale harmonie są konwencjonalne), ani na Thick Jethtro ani na Pawn Hearts ani nawet na płytach Crimson (aż do Starless and Bible Black). Plus oczywiście dochodzi warstwa rytmiczna (nieparzyste podziały, ostinata), niewątpliwa wirtuozeria tria i fajne melodie doskonale śpiewane przez Lake'a, Tak naprawdę stosunkowo niedawno w pełni doceniłem to, co Emerson zrobił na Tarkusie . W zeszłym roku wziąłem nuty Eruption i zacząłem próbować trochę je grać na pianie (fragmenty z ostinatem -jako rodzaj etiudy, ćwiczenia na koordynację obydwu rąk plus ćwiczenie na grę na czystym pianinie bez pedałów bo do zagrania poprawnie nawet samego Eruption podejścia żadnego nie mam), potem zerknąłem na inne części, przewertowałem pracę doktorską na temat Tarkusa (jeden z amerykańskich uniwerków to na PDF opublikował). No i to jest jednak fantastyczna rzecz -poza Zappą, który próbował wszystkiego, nikt wtedy czegoś takiego w rocku nie próbował. Druga strona Tarkusa jest dość denna - fakt, w zasadzie nigdy jej nie słucham (może czasem Infinite Space), ale ta pierwsza to czapki z głów- a przecież to aż 20 min muzyki. Dlatego za samego Tarkusa oceniam tę płytę najwyżej ze wszystkich ELP.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Stanowią one łączniki pomiędzy czterema pozostałymi, instrumentalnymi częściami, w których zespół prezentuje swoje niemałe zdolności techniczne". Tu jeszcze warto doprecyzować, że jest odwrotnie - to instrumentalne części są łącznikami między piosenkami. Instrumentalne części łączy harmonia oparta na kwartach i wspólne motywy, piosenki są tradycyjne harmonicznie w tercjach - ale w solówkach np. w Stones of Years pojawiają się kwarty. Są też fragmenty bitonalne (ostinata lewej ręki w kwartach, a melodie w dur-moll). Generalnie bardzo kreatywne podejście Emersona do akordów - świadczące od jego dużym potencjale kompozytorskim (również w obszarze muzyki, powiedzmy, współczesnej). Niestety później nie w pełni wykorzystał ten potencjał.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)