[Recenzja] Judas Priest - "Screaming for Vengeance" (1982)



Album "Point of Entry" spotkał się z niezbyt dobrym przyjęciem, co dało do myślenia muzykom Judas Priest. Na kolejnym albumie postanowili zaprezentować dokładnie to, czego oczekiwali fani. A oczekiwali grania czystego heavy metalu. "Screaming for Vengeance" przypomina wręcz płytę demonstracyjną, mającą na celu pokazanie, czym jest ten styl. Nie brakuje tu zatem szybkich galopad, ostrego brzmienia, typowych riffów, efekciarskich solówek, przerysowanych partii wokalnych ani stadionowych refrenów. Przeważają kawałki stawiające na metalowy czad (np. "Electric Eye", "Bloodstone", tytułowy), ale jest też coś w sam raz do radiowej promocji ("You've Got Another Thing Comin'" i kojarzący się z AC/DC "Devil's Child"), a nawet pretensjonalne intro ("The Helion") i coś na kształt metalowej ballady ("Fever"). Pewne kontrowersje, wśród fanów zespołu, może budzić jedynie "(Take These) Chains" - gdyby tylko gitarzyści całkowicie zrezygnowali z przesterów, byłby to kawałek czysto poprockowy. Nagranie pokazuje, że zespół całkiem nieźle odnalazłby się w takiej stylistyce i mógłby być poważną konkurencją dla ówczesnego Fleetwood Mac czy solowego Phila Collinsa. W sumie szkoda, że nie poszedł w takim kierunku, bo to najfajniejszy kawałek na tym albumie. Zwraca uwagę niezłą partią wokalną Roba Halforda, który unika tutaj wyższych dźwięków, a także bardzo chwytliwym, choć dość banalnym refrenem.

Miłośnicy heavy metalu znajdą na "Screaming for Vengeance" wszystko, za co uwielbiają ten styl. Natomiast przeciwnicy takiego grania - wszystko, co ich w nim śmieszy lub irytuje. Ja zdecydowanie zaliczam się do tych drugich i razi mnie tu przewidywalność, schematyczność, nadmierna prostota oraz naiwność, co razem sprawia dość karykaturalne wrażenie, choć na tle dwóch wcześniejszych wydawnictw Judas Priest, ten album jest dla mnie nieco bardziej słuchalny. Doceniam też to, że zespół - mimo presji wywieranej przez fanów - podjął pewne próby urozmaicenia tego materiału, w tym jedną dość odważną. Szkoda tylko, że pod względem artystycznym nie przedstawiają one większej wartości, nie różniąc się pod tym względem od reszty albumu.

Ocena: 4/10



Judas Priest - "Screaming for Vengeance" (1982)

1. The Hellion; 2. Electric Eye; 3. Riding on the Wind; 4. Bloodstone; 5. (Take These) Chains; 6. Pain and Pleasure; 7. Screaming for Vengeance; 8. You've Got Another Thing Comin'; 9. Fever; 10. Devil's Child

Skład: Rob Halford - wokal; K.K. Downing - gitara; Glenn Tipton - gitara; Ian Hill - bass; Dave Holland - perkusja
Producent: Tom Allom


Komentarze

  1. Tu mamy świetną okładkę. To sprawka Douga Johnsona, który machnął im potem jeszcze kilka min. Defenders of the Faith, Turbo.
    No i świetna płyta. Kto pamięta teledysk do You've Got Another Thing Comin' ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie rozumiałem fenomenu tej płyty i uważam że melodie są tu we większości po prostu banalne. Dla mnie lepsza jest płyta Defenders of the Faith.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może faktycznie przydałoby się aby aktualizacje recenzji były na bieżąco publikowane bo fajnie by bylo zobaczyć jak zmieniła się ocena poszczególnych albumów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię "You've Got Another Thing Comin'" i "Electric Eye" - ten drugi według mnie wypada dobrze na tle dwóch poprzednich płyt przede wszystkim rozbudowaniem - jest kilka zmian motywów (partie gitary, tempo, wokal) które wypadają całkiem nieźle na jako całość. Wyróżnia się to na tle na pewno trzech wcześniejszych albumów, na których brakowało "rozbudowanego" utworu. A co do "Take These Chains" - lubię refren, jest faktycznie zapamiętywalny

    OdpowiedzUsuń
  5. Obiektywnie patrząc 4 to za niska ocena. Oczywiście z perspektywy tego czego teraz słucham do dałbym 2 ale jednak Screaming w heavy metalu znaczy wiele jak napisałeś myślę że spokojnie można jej dać 7 bo w metalu to jedna z lepszych płyt. Na pewno lepsza od płyt Iron Maiden.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak album disco polo znaczy wiele w swoim stylu, to też powinien dostać 7/10?

      Usuń
  6. No nie ale mimo wszystko (na szczęście) galopujący Maideni też mają niskie oceny ale jednak trochę wyższe od mniej kiczowato grających Judasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poziom kiczu porównywalny, a jeśli już, to więcej go u JP. IM próbowali jakoś urozmaicić swoje granie, czasem z niezłym skutkiem, a ci drudzy starali się być czysto heavymetalowi, przez co ich granie jest znacznie bardziej przerysowane i karykaturalne.

      Mam oczywiście na myśli dokonania obu zespołów z lat 80.

      Usuń
    2. Nawet jak słuchałem metalu to zawsze nie cierpiałem dwóch zespołów: Metalliki i Iron Maiden. Więc jestem uprzedzony. A podobno jak mówi przysłowie wszyscy metale bez względu jaki podgatunek lubią to wszyscy lubią Metallikę i Maiden. Ja miałem odwrotnie.

      Usuń
    3. Muzyki trzeba słuchać bez uprzedzeń i oczekiwań. Inaczej wiele się traci. Może i nie w przypadku akurat tych dwóch zespołów, choć wśród wykonawców, jakich wciska się niemalże siłą początkującym słuchaczom, należą do tych najbardziej wartościowych. Dlatego, ponieważ są u nich elementy zaczerpnięte z ambitniejszych odmian rocka. I dlatego od tych zespołów można przejść bezpośrednio do słuchania rocka progresywnego. W przypadku Judas Priest jest to niemożliwe, nawet za sprawą tych wczesnych albumów. Od tego można przejść tylko do podobnie grających kapel.

      Usuń
    4. U mnie były wcześniej właśnie Metallica i Maideni od Judasów, natomiast po słuchaniu całej trójki a jeszcze wcześniej takiego "Gimnazjalnego" System of a Down czy Linkin Park jakoś poźniej nie miałem problemów z przejściem do klasyki pokroju Pink Floyd, The Doors, Deep Purple, Led Zeppelin czy Black Sabbath, chociaż BS, DP i LZ to dość proste granie podobne do JP czy IP, ale jednak trochę inne style.

      Usuń
  7. oczywistym jest że najpierw słuchałem i potem nie lubiłem a nie odwrotnie. Wychowałem się na Maidenach i Metallica których słuchałem na samym początku w połowie lat 80-ych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zaczynałem od Metalliki i Maidenów (nie dosłownie, ale byli to jedni z pierwszych wykonawców, jakich poznałem) i przez wiele lat bardzo ich lubiłem. Teraz nie miałbym po co tego słuchać, dostrzegam u nich wiele wad, ale nie uważam za jakiś bezwartościowy syf. Spoko granie dla początkujących. Natomiast Judasi byli dla mnie przez wiele lat kompletnie niestrawni, dopiero jak poznałem albumy z lat 70., to trochę ich słuchałem i do dziś uważam za nie najgorsze, ale te późniejsze to już taka sztampa i przerysowana tandeta, że nie słyszę w tym nic godnego uwagi.

      Usuń
    2. A czy ja napisałem że to bezwartościowy syf. napisałem że od dawna nie lubię tych zespołów (a akurat tak się składa że pierwsze co w życiu poznałem to raczkująca wtedy Metallica dzięki której zacząłem słuchać metalu "tego dla zaawansowanych czyli nie tylko Metallica, Slayer, Maiden czy Priest" a jest o wiele więcej bardziej ciekawego metalu niż te znane z mediów zespoły) to wcale nie oznacza że to bezwartościowy syf. Wielu wartościowych wykonawców nie lubię jak i też lubię parę bezwartościowych rzeczy.

      Usuń
    3. Nie twierdzę, że tak napisałeś, tylko przedstawiłem swoje zdanie na temat tych zespołów.

      Usuń
  8. Właśnie dowiedziałem się, że "(Take These) Chains" jako jedyny utwór z tej płyty nie został napisany przez członków zespołu. Pewnie dlatego trochę różni się od reszty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, autorem jest niejaki Bob Halligan Jr. Napisał także "Some Heads Are Gonna Roll" z "Defenders of the Faith". Nie są to covery, zostały skomponowane specjalnie dla zespołu.

      Usuń
    2. Nie miałem na myśli, że jest to cover, tylko że do jego powstania (nowego utworu - o czym nie wspomniałem) nie przyłożył ręki żaden członek zespołu, tylko ktoś z zewnątrz.

      Usuń
    3. Ja Ci nic nie imputuje, jedynie uzupełniam fakty ;)

      Usuń
    4. W takim razie ok :)

      Choć i tak Judasi korzystali z pomocy kompozytorskiej w mniejszym stopniu niż wiele zespołów w latach 80. (i nie tylko) - kompozycje Roberta Halligana Juniora to chyba jedyne takie przypadki w tej dekadzie.

      Usuń
    5. Nie przychodzi mi na myśl żaden zespół z tej dekady, który nie pisałby sam swoich utworów.

      Chyba, że mówimy o polskich wykonawcach - tutaj było niemalże standardem, że teksty pisał ktoś spoza zespołu.

      Usuń
    6. Tzn. nie chodziło mi o to, że muzycy niektórych zespołów nie udzielali się w ogóle kompozytorsko, tylko że w niektórych przypadkach korzystali z pomocy osób spoza zespołu/zawodowych songwriterów - tyczy się to np. Kiss, Bon Jovi, ZZ Top czy Alice'a Coopera. Na tym tle Judasi skorzystali z pomocy tylko w dwóch przypadkach (utwory Halligana), a resztę skomponowali sami.

      Usuń
    7. Te nazwy tłumaczą, dlaczego nic nie przychodziło mi na myśl ;)

      Usuń
  9. Jeśli chodzi o ten album, to mimo swojej ułomności ma kilka fajnych momentów- energetyczny, przebojowy "Devil's Child"- podoba mi się to stadionowe skandowanie w zwrotkach, gra sekcji rytmicznej połączona z riffowaniem, dająca jakby "mechaniczny", ciężki, dynamiczny efekt w "Electric Eye" i w kawałku tytułowym, fajny melodyczny riff w drugiej połowie utworu "Bloodstone".

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem co widzisz złego w twórczości Collinsa i Fletwood Mac... Musisz też wiedzieć, że chwytliwość i przebojowość muzyki to coś, o co w niej chodzi, a sprzedawalność albumu świadczy (choć nie zawsze), że album jest dobry i ludziom sie podoba, a muzyka skierowana jest dla ludzi (każdy artysta chce również zarobić i nic w tym złego, niech zgarniają gruby hajs za swoją pracę, a ambitne metalowe głowy grające encyklopedyczny metal według kanonu który nie istnieje, niech dalej grają koncerty za śmieszne stawki, w muzyce trzeba zarobić gościu :) ). W muzyce nie ma czegoś takiego, że pewnych rzeczy nie wypada grać, cięzkie brzmienia można świetnie łączyć z popowościa i chwytliwościa utworow.

    OdpowiedzUsuń
  11. w muzyce nie chodzi również o jakieś dziwne kombinowanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja natomiast nie mam pojęcia, gdzie w powyższej recenzji widzisz coś złego na temat Fleetwood Mac i Phila Collinsa. Stwierdzam tylko, że jeden kawałek mógłby konkurować z nimi na listach przebojów i że jest to najlepszy fragment całości. Ergo, tego typu muzyka może być dobra. Inna sprawa, że w popie znalazłoby się wiele ciekawszych rzeczy.

      Nie, nie każdy muzyk gra dla pieniędzy. Niektórzy robią to głównie dla przyjemności i/lub potrzeby artystycznego wyrazu. Gdyby chodziło tylko o kasę, to każdy grałby to, co akurat jest modne. Nie byłoby żadnego zróżnicowania, a to jest przecież ogromne. Poza tym są też wykonawcy, którzy świadomiee decydują siee grać coś zupełnie przeciwnego do głównego nurtu, doskonale wiedząc, że kasy z tego nie będzie.

      I nie, w muzyce nie chodzi tylko o przebojowość. W muzyce może chodzić o wiele różnych rzeczy. W niektórych jej rodzajach faktycznie najważniejsze mogą być chwytliwe melodie, co jednak nie znaczy, że nie można w takim stylu zaoferować czegoś więcej. W innych zaś najważniejsza nie będzie wcale melodia, ale np. rytm lub brzmienie. Muzyka nie kończy się przecież na mainstreamowym rocku i będącym jego częścią metalu.

      Nie wiem co rozumiesz przez dziwne kombinowanie, ale właśnie eksperymenty z np. formą czy brzmieniem pozwalają na rozwój muzyki i dzięki nim może ona być czymś więcej, niż najprostszą rozrywką.

      Usuń
  12. Rewelacyjna płyta, moją ulubiona z dyskografii zespołu. Klasyka gatunku. Recenzja trochę bez sensu bo to w końcu heavy metal i jeśli ktoś nie lubi i nie siedzi w tych klimatach nie jest w stanie napisać adekwatnej recenzji. To tak gdybym chciał recenzować pewien gatunek whiskey, a tego trunku nie lubię i generalnie nie piję. Blog ogólnie bardzo fajny, często korzystam, świetna robota👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍👍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tak, to bez sensu są także recenzje pisane przez entuzjastów danego stylu lub wykonawcy, bo przecież też są skażone opinią piszącego. Dlaczego opinia fana miałyby być bardziej wartościowa od kogoś, kto fanem nie jest? Przecież wartość muzyki nie zależy od opinii jednostek, lecz jej obiektywnych cech. Ja zawsze staram się odnosić do obiektywnych cech danego albumu, biorąc pod uwagę całą moją muzyczną wiedzę i znajomość różnych gatunków, a potem dokonuję własnej oceny, bo na tym polega recenzja - to nie ma być tekst promocyjny, tylko coś w rodzaju prostej analizy z subiektywną oceną faktów. Powyższy album nie ma tak niskiej oceny dlatego, że po prostu mi się nie podoba (choć to też), ale dlatego, że nie znajduję na nim cech, które według mojej wiedzy są wartościowe. Oczywiście, mogę się mylić ;)

      Usuń
    2. "Recenzja trochę bez sensu bo to w końcu heavy metal i jeśli ktoś nie lubi i nie siedzi w tych klimatach nie jest w stanie napisać adekwatnej recenzji."

      To podejdźmy do tego z innej strony. Dużo fanów rocka czy metalu również nie powinno się wypowiadać na temat hip-hopu, bo w końcu nie siedzi w tych klimatach i zupełnie tej muzyki nie rozumie, a często widzę, że takie osoby wypowiadają się na temat hip-hopu - przecież to bez sensu, skoro zupełnie tej muzyki nie lubią :D Więc, skoro wielbiciele cięższych brzmień wypowiadają się o hip-hopie z pogardą i wręcz z pewnym niezrozumieniem, to dlaczego ktoś, kto nie lubi heavy metalu, nie może wyrazić swej opinii na temat jego czy Judas Priest? Rozumiem, że "Screaming for Vengeance" to jakieś nietykalne dzieło tej muzyki, o którym nikt nie powinien się wyrażać źle? A dlaczego to jest wielkie dzieło tejże muzyki? Bo jest na wskroś wychwalane i uwielbiane? Podaj mi sensowne argumenty, które mnie przekonają, że nie można pisać źle o takiej i takiej muzyce. Mi samemu nie jest po drodze z tą recenzją, z oceną jej autora tym bardziej, ale szanuję to, że nie każdemu musi odpowiadać to samo, a przynajmniej się staram. Zgaduję, że nawet nie jesteś w stanie jakkolwiek obronić tego albumu, poza pisaniem "to jest heavy metal, więc to musi być dobre" lub "gra gitara i to jest najważniejsze". I zapewne wiele osób mógłbym wyprowadzić z równowagi pisząc, że "Screaming for Vengeance" to nie jest heavy metalowy, tylko hard rockowy lub nawet i po prostu rockowy czy wręcz popowy album. Może to dziwne, ale ta płyta nigdy nie była specjalnie heavy metalowa dla mnie. Poniekąd potrafię podzielić pogląd gitarzysty Mastodona co do tego, że Judas Priest nie gra żadnego metalu (nie zgadzam się z tym, że nigdy go nie grało, lecz zgadzam co do tego, że często ich utwory nie były jakieś szczególnie metalowe) albo wokalisty Ghost, że JP to zespół popowy. I przyznam, że ten ostatni pogląd jest mi dosyć bliski, bo ten zespół rzeczywiście potrafił pisać chwytliwe popowe utwory, przynajmniej czysto umownie - często mają one, chociażby te z lat 80', stricte popową strukturę i są tak proste w odbiorze, że nawet ludziom, którzy w ogóle nie słuchają metalu, mogą się bez problemu spodobać. I "Screaming for Vengeance" zawsze odbierałem jako taki popowy album, mimo paru ewidentnie mocniejszych kawałków, takich jak tytułowy czy "Riding on the Wind" (ten to może nie tyle jest jakiś ciężki czy mocny, co po prostu bardzo szybki i dynamiczny), lecz i te mocniejsze kawałki wciąż mają bardzo piosenkową strukturę.
      Generalnie, każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie na temat jakiejś muzyki, takie jakie się mu podoba. Bardzo dobrze, że są na świecie indywidualiści, którzy myślą za siebie, a za których nie myśli ogół, który w tym przypadku bezkrytycznie potrafi wychwalać pod niebiosa "Screaming for Vengeance" czy innego "Painkillera" - oba albumy lubię, ale absolutnie nie upoważnia mnie to do tego, by nie dostrzec w nich czegoś, co mi nie odpowiada i nie uwypuklić rzeczy, które mają prawo mnie irytować. Dlaczego fani metalu wychodzą z założenia, że jak jakiś album jest powszechnie uznawany za jakieś arcydzieło, to trzeba bezkrytycznie lamentować nad nim, jaki to on nie jest wspaniały i nie można złego słowa o nim powiedzieć? Słowacki wielkim poetą był, bo tak?

      Usuń
    3. Moim zdaniem podział na rock i metal (a zwłaszcza na hard rock i heavy metal) jest po prostu sztuczny, czysto umowny. W obu chodzi przecież z grubsza o to samo (pomijam te ambitniejsze formy rocka) i wykorzystują te same środki muzyczne. Oczywiście, w rocku tych środków jest więcej. Wynika to stąd, że rock wykształcił się z kilku innych rodzajów muzyki, a potem absorbował kolejne, natomiast metal wywodzi się bezpośrednio z rocka i praktycznie nie zawiera nieobecnych w nim elementów. Nie jest zatem odrębnym gatunkiem. Różnica pomiędzy heavy metalem czy np. pop-rockiem jest zapewne często niewidoczna w zapisie nutowym. Zatem same kompozycje Judas Priest mogą być popowe, ale ze względu na krzykliwe wokale czy przesterowane gitary stają się heavy metalem.

      Usuń
    4. "Moim zdaniem podział na rock i metal (a zwłaszcza na hard rock i heavy metal) jest po prostu sztuczny, czysto umowny."

      No ja podobnego zdania przecież jestem. Nie ma większej różnicy, czy nazwie się Judas Priest hard rockiem czy heavy metalem, bo heavy metal to właściwie hard rock jest. Nie ma w tej muzyce tego, czego nie byłoby u Led Zeppelin czy Deep Purple. Judas Priest od tych zespołów różni to, że oni nie szli w improwizacje na koncertach, no ale jeżeli mówimy o samych studyjnych dokonaniach, to sama struktura tych utworów jest bardzo do siebie podobna. I tylko przez fakt, że są tu krzykliwe wokalizy i przesterowane gitary, Judas Priest jest określane mianem heavy metalu, ale przecież w Deep Purple i Led Zeppelin też są krzykliwe wokale i przesterowane gitary, a jednak tych zespołów nie określa się powszechnie mianem heavy metalowych, tylko hard rockowych. I dla mnie przesterowane gitary czy krzykliwy wokal nie mają większego znaczenia, jeżeli idzie do klasyfikacji gatunkowej, bardziej lub mniej sztucznej, bo i w popie bywa, że są krzykliwe wokale z przesterowanymi gitarami. Czy nazwie się Judas Priest muzyką popową czy heavy metalową czy hard rockową, nie ma to dużego znaczenia, bo właściwie, jakby tak nie patrzeć, muzyka tego zespołu pasuje do wszystkich tych określeń. Muzyka sama w sobie jest znacznie ważniejsza od jakichś sztucznych klasyfikacji. Ale jednak uważam, że podział na metal i rock gdzieniegdzie powinien jednak istnieć, bo Slayer czy Morbid Angel przykładowo są już wyraźnie czymś innym, intensywniejszym i mocniejszym i muzyka tych zespołów zasługuje już jednak na odrębną klasyfikację.

      Usuń
    5. To było uzupełnienie, nie polemika ;). Slayer czy Morbid Angel są przecież klasyfikowani jako thrash i death metal odpowiednio, ale to wciąż podgatunki rocka. Na tej samej zasadzie, jak będący wyraźnie czymś innym, intensywniejszym i mocniejszym free jazz jest wciąż jazzem.

      Usuń
    6. Ano tak, to też w sumie jest słuszna uwaga.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024