[Recenzja] Danzig - "II: Lucifuge" (1990)




W ciągu dwóch lat, jakie minęły od nagrania eponimicznego debiutu, grupa Danzig poczyniła pewne postępy. Szczególnie w kwestii kompozytorskiej. "Danzig II: Lucifuge" jest z pewnością albumem bardziej różnorodnym. Choć sam początek jest bardzo zachowawczy. Energetyczne "Long Way Back from Hell" i "Snakes of Christ" dobrze sprawdzają się na rozpoczęcie, ale nie przynoszą żadnych zaskoczeń. To po prostu poprawnie wykonany hard rock. W wolniejszym "Killer Wolf" - jednym z lepszych momentów całości - dochodzą silniejsze wpływy bluesowe, ale i takie oblicze zespół prezentował już na debiucie. "Tired of Being Alive" to jeszcze jeden hardrockowy czad, nie wnoszący nic do całości.

Niespodzianki zaczynają się od "I'm the One" - stricte bluesowego kawałka, opartego na nieprzesterowanej gitarze, stanowiącej akompaniament dla partii wokalnej w stylu Elvisa Presleya. Swoją drogą, gitarowe zagrywki mocno przypominają te z "Personal Jesus" Depeche Mode. Pomimo tego, kawałek stanowi świetne urozmaicenie całości i należy do najciekawszych momentów całej dyskografii zespołu. Bardzo fajnie wypada również "777", w którym bluesowe patenty (jak partie gitary grane techniką slide) stapiają się w całość z hardrockowym czadem. Sporym zaskoczeniem, przy pierwszym odsłuchu, może być także balladowy "Blood and Tears", z delikatnymi partiami gitary, organowym tłem i wyjątkowo subtelnym śpiewem Glenna Danziga. Pomiędzy tymi utworami umieszczono dwa bardziej typowe, ale udane, kawałki: najbardziej przebojowy "Her Black Wings" oraz zaczynający się balladowo, ale szybko nabierający ciężaru "Devil's Plaything". Podobny charakter mają także dwa ostatnie nagrania, niestety najmniej ciekawe w zestawie. "Girls" jest kompletnie bezbarwny, natomiast "Pain in the World" brzmi jak próba zagrania zeppelinowego "Dazed and Confused" w stylu Black Sabbath, czego nie sposób uznać za odkrywczy pomysł.

"Danzig II: Lucifuge" jest dość nierówny i skrócenie go o dwa lub trzy kawałki wyszłoby tylko na dobre. Próby urozmaicenia repertuaru wypadają jednak naprawdę fajnie i właśnie te mniej typowe utwory są najbardziej udanymi fragmentami albumu. Z pozostałymi kawałkami jest natomiast różnie - jedne są całkiem porządne, inne zdecydowanie słabsze.

Ocena: 7/10



Danzig - "Danzig II: Lucifuge" (1990)

1. Long Way Back from Hell; 2. Snakes of Christ; 3. Killer Wolf; 4. Tired of Being Alive; 5. I'm the One; 6. Her Black Wings; 7. Devil's Plaything; 8. 777; 9. Blood and Tears; 10. Girl; 11. Pain in the World

Skład: Glenn Danzig - wokal, instr. klawiszowe; John Christ - gitara; Eerie Von - bass; Chuck Biscuits - perkusja
Producent: Rick Rubin



Po prawej: alternatywna wersja okładki.


Komentarze

  1. Jak dla mnie szyt muzyczno-wokalny Glena Danziga. Taki Sabbath początku lat 90-ych. Utwory od I'm The One do Blood And Tears rewelacja. Szkoda, że reszta kawałków nie została oparta na bluesie aż w takim stopniu. Ale i tak to mój ulubiony Danziga - 8 jak najbardziej zasłużenie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)