[Recenzja] Thin Lizzy - "Black Rose" (1979)



Niedługo po wydaniu słynnego "Live and Dangerous", ze składu Thin Lizzy definitywnie odszedł Brian Robertson. Znalezienie dla niego następcy nie sprawiło trudności. Wiosną 1978 roku Phil Lynott i Brian Downey wzięli udział w nagraniu drugiego solowego albumu Gary'ego Moore'a, "Back on the Streets" (na którym znalazł się m.in. spory hit "Parisienne Walkways", skomponowany przez Lynotta i Moore'a). Gitarzysta w rewanżu wziął udział w nagrywaniu kolejnego albumu Thin Lizzy, zatytułowanego "Black Rose". Dołączył do grupy także podczas promującej go trasy, jednak zrezygnował po kilku koncertach, woląc skupić się na karierze solowej. Jego następcą został Midge Ure (późniejszy członek Ultravox), który też nie zagrzał długo miejsca w zespole.

"Black Rose" nie jest równym albumem. Ma jednak jedną niekwestionowaną zaletę: obecność utworu "Róisín Dubh (Black Rose): A Rock Legend". Lynott i Moore, podpisani jako jego kompozytorzy, połączyli ze sobą kilka irlandzkich pieśni ("Shenandoah", "Danny Boy" i "The Mason's Apron" nieznanego autorstwa, a także "Will You Go Lassie Go" - znaną też jako "Wild Mountain Thyme" - autorstwa Francisa McPeake'a), dodając hardrockowego ciężaru, tworząc bezsprzecznie najlepsze siedem minut w dyskografii Thin Lizzy. Mieszanka hard rocka z celtycką melodyką była świetnym pomysłem na styl, tymczasem zespół nagrał ledwie kilka takich utworów ("Whiskey in the Jar", "Emerald" i właśnie "Róisín Dubh"), preferując granie standardowego, nieco banalnego hard rocka w rodzaju "Do Anything You Want To" (spory przebój singlowy), "Waiting for an Alibi" (jeszcze większy przebój) czy paru innych z tego albumu, albo miałkich piosenek, jak "Sarah" (identycznie zatytułowany, ale zupełnie inny utwór znalazł się na drugim albumie grupy, "Shades of a Blue Orphanage"). Szkoda, wielka szkoda.

"Black Rose" to w sumie przeciętny album z bardzo dobrym finałem, ale poza tym całkiem pozbawiony oryginalności i nader często popadający w banał. Nie przeszkodziło mu to jednak w osiągnięciu sporego sukcesu komercyjnego - w Wielkiej Brytanii osiągnął najwyższą pozycję listy sprzedaży ze wszystkich studyjnych albumów Thin Lizzy (2. miejsce) i z czasem pokrył się złotą płytą; nieco gorzej, ale wciąż dobrze radził sobie w Stanach (81. miejsce). 

Ocena: 6/10



Thin Lizzy - "Black Rose: A Rock Legend" (1979)

1. Do Anything You Want To; 2. Toughest Street in Town; 3. S&M; 4. Waiting for an Alibi; 5. Sarah; 6. Got to Give It Up; 7. Get Out of Here; 8. With Love; 9. Róisín Dubh (Black Rose): A Rock Legend

Skład: Phil Lynott - wokal i bass; Scott Gorham - gitara; Gary Moore - gitara; Brian Downey - perkusja
Gościnnie: Huey Lewis - harmonijka (5,8); Mark Nauseef - perkusja (5); Jimmy Bain - bass (8)
Producent: Tony Visconti


Komentarze

  1. Przydałoby się jeszcze śmignąć "Renegade", ale tylko ze względu na "Angel of War" (czy jakoś tak)- drugi ich najambitniejszy kawałek w dyskografii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem niezła była też płyta ostatnia z 1983 roku. Zespół podostrzył brzmienie zbliżając się do heavy metalu, zachowując przy tym wciąż mało agresywny styl śpiewania lidera. Dało to interesującą nowa jakość. Płyta bez fajerwerków, ale bardzo równe.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)