[Recenzja] Thin Lizzy - "Bad Reputation" (1977)



Grupa Thin Lizzy nigdy nie należała do najbardziej kreatywnych. Kompletnie na to nie zważając, muzycy nagrywali i wydawali kolejne wydawnictwa w błyskawicznym tempie. W okresie od listopada 1974 do października 1976 roku, a więc w ciągu niespełna dwóch lat, ukazały się aż cztery albumy z premierowym materiałem: "Nightlife", "Fighting", "Jailbreak" i "Johnny the Fox". Na każdym z nich można znaleźć udane momenty, jednak w otoczeniu wielu wypełniaczy i wpadek. Właściwie podobnie prezentuje się reszta dyskografii zespołu. Z jednym wyjątkiem. Pozycją wyróżniającą się na tle pozostałych jest nagrany i wydany w 1977 roku "Bad Reputation".

Zespół przechodził wówczas mały kryzys. W wyniku nieporumienień miedzy Philem Lynottem i Brianem Robertsonem, drugi z nich opuścił zespół. Nie znaleziono jednak jego następcy przed rozpoczęciem nagrań, więc wszystkie partie gitarowe miał zarejestrować Scott Gorham. Ten jednak nie był tym zachwycony i pod koniec sesji przekonał Lynotta, aby w kilku niedokończonych utworach zagrał Robertson, na co lider przystał. Istotny wpływ na kształt nowego materiału miał nowy producent, Tony Visconti (znany ze współpracy m,in. z Davidem Bowie i Gentle Giant). Nie tylko zadbał o lepsze brzmienie, ale też zachęcił muzyków do większego urozmaicenia swojej muzyki.

Efekt słychać już w rozpoczynającym całość "Soldier of Fortune", którego wstęp jest śpiewany przez Lynotta jedynie do klawiszowego akompaniamentu. To jednak tylko zmyłka, gdyż po minucie klawisze ustępują miejsca energetycznej grze sekcji rytmicznej i melodyjnym solówkom granym unisono przez obu gitarzystów. Jeszcze bardziej zaskakuje "Dancing in the Moonlight (It's Caught Me in Its Spotlight)", faktycznie oparty na nieco tanecznej rytmice, ale wyróżniający się przede wszystkim wzbogaceniem brzmienia o saksofon. Brzmi to naprawdę fajnie. A nie brakuje też bardziej rockowej solówki Gorhama. John Helliwell, odpowiadający za partię saksofonu, zagrał też w "Downtown Sundown" - tym razem na klarnecie. I znów efekt jest udany. Świetnym pomysłem okazało się także wzbogacenie hardrockowego "Killer Without a Cause" fragmentami z gitarą akustyczną i harmonijką, dzięki którym zyskuje więcej przestrzeni. Akustyczna gitara została wykorzysta także w "That Woman's Gonna Break Your Heart", niestety nieco banalnym melodycznie. Mniej przekonuje mnie także  "Dear Lord" wzbogacony dodatkowymi głosami. Ale to raczej kwestia samej kompozycji, która nie wyróżnia się niczym szczególnym. Całości dopełnia kilka przyzwoitych kawałków o stricte hardrockowym charakterze: zadziorniejsze "Bad Reputation" i "Opium Trail" oraz melodyjny "Southbound".

Pomimo słabszej końcówki, jest to całkiem udany longplay. Nigdy wcześniej, ani później, zespół nie skomponował tak dobrego materiału. Nie bez znaczenia okazał się też wkład Viscontiego, który wydobył z zespołu co najlepsze, zachęcił go do rozwoju i jeszcze zapewnił mu porządne brzmienie, nieporównywalnie lepsze od tego z poprzednich albumów. To wszystko razem złożyło się na najlepszy studyjny album Thin Lizzy.

Ocena: 7/10



Thin Lizzy - "Bad Reputation" (1977)

1. Soldier of Fortune; 2. Bad Reputation; 3. Opium Trail; 4. Southbound; 5. Dancing in the Moonlight (It's Caught Me in Its Spotlight); 6. Killer Without a Cause; 7. Downtown Sundown; 8. That Woman's Gonna Break Your Heart; 9. Dear Lord

Skład: Phil Lynott wokal i bass, harmonijka (6); Scott Gorham - gitara; Brian Downey - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Brian Robertson - gitara (3,6,8), instr. klawiszowe (1,3); John Helliwell - saksofon (5), klarnet (7); Mary Hopkin-Visconti, Jon Bojic, Ken Morris - dodatkowy wokal (9)
Producent: Tony Visconti i Thin Lizzy


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)