[Recenzja] Black Sabbath - "Technical Ecstasy" (1976)



"Technical Ecstasy" znacząco różni się od poprzednich albumów Black Sabbath. Już sama okładka jest bardzo nietypowa. Rysunek dwóch robotów kopulujących na ruchomych schodach (za przygotowanie tej grafiki odpowiada firma Hipgnosis, znana przede wszystkim ze współpracy z Pink Floyd) zdecydowanie nie kojarzy się z wizerunkiem i wcześniejszym dorobkiem tej grupy. Jednak największe zdumienie budzi zawarta tutaj muzyka. To bardzo eklektyczny album, zdradzający inspiracje, o jakie wcześniej trudno było ten zespół podejrzewać. Zaskakujący dużą ilością łagodniejszych kawałków. Zespół wynajął nawet sesyjnego muzyka Geralda Woodruffe'a, którego klawiszowe partie pełnią bardzo prominentną rolę na tym wydawnictwie.

Otwierający całość "Back Street Kids", pomimo surowego brzmienia i riffowego charakteru, kojarzy się raczej z heavymetalowym graniem z kolejnej dekady, niż wcześniejszą twórczością Black Sabbath. Sztampowo robi się w drugiej połowie kawałka, kiedy dochodzą dość kiczowate brzmienia syntezatora. "You Won't Change Me" rozpoczyna się posępnym riffem, w którym w końcu słychać rękę Iommiego, jednak wraz z wejściem partii organów i śpiewu Osbourne'a utwór podąża w mniej sabbathowe rejony. To całkiem ciekawa kompozycja, jednak niepotrzebnie przedłużana, przez co w pewnym momencie zaczyna nudzić. "It's Alright" to pierwsze prawdziwe zaskoczenie - melodyjna, delikatna brzmieniowo, właściwie poprockowa piosenka w nieco beatlesowskim klimacie. W roli wokalisty zadebiutował tu Bill Ward, co tym bardziej pozbawia ten utwór jakichkolwiek skojarzeń z Black Sabbath. To całkiem przyjemny, choć nieco kiczowaty kawałek, który raczej powinien zostać nagrany przez jakiś poboczny projekt, a nie ten zespół. W "Gypsy" z kolei pobrzmiewa lekka inspiracja twórczością Queen - na szczęście tylko w warstwie instrumentalnej, bo nie wyobrażam sobie Ozzy'ego naśladującego quasi-operowy śpiew Freddiego Mercury'ego. A utwór ujdzie, choć to taki typowy wypełniacz, o którym zapomina się zaraz po przesłuchaniu.

Kolejnym zaskakującym utworem jest rozpoczynający drugą stronę winylowego wydania "All Moving Parts (Stand Still)", oparty na mocno funkowej linii basu Geezera Butlera. Jest tu też nośna melodia, mnóstwo energii, naprawdę dobry śpiew Osbourne'a, oraz świetna gra Iommiego. To mój zdecydowany faworyt z tego albumu - jedyny utwór, do którego nie mam żadnych zastrzeżeń. Niestety, o kolejnych dwóch nie jestem z kolei w stanie napisać niczego dobrego. "Rock 'n' Roll Doctor" to sztampowy, nieznośnie banalny kawałek, który pasowałby raczej do repertuaru Aerosmith lub Kiss. "She's Gone" jest natomiast niemiłosiernie kiczowatą balladą z nachalną orkiestracją i płaczliwym śpiewem Ozzy'ego. Poziom znacznie podnosi się w "Dirty Woman" - najbardziej klasycznym utworze z tego albumu, najbliższym wcześniejszych dokonań zespołu. Ze świetnym początkiem, zbudowanym na posępnym riffie Iommiego (ciekawie podbitym partią organów), fantastyczną częścią instrumentalną z pomysłową żonglerką licznymi motywami, oraz... beznadziejną, monotonną końcówką, którą muzycy zupełnie bez inwencji rozciągnęli do trzech minut. Gdyby nie ten fragment, byłby to najlepszy utwór na albumie i jeden z najlepszych w całej dyskografii zespołu.

"Technical Ecstasy" to dowód kompozytorskiego kryzysu i kompletnego braku pomysłu na dalszy rozwój (zamiast twórczych poszukiwań - nawiązania do popularnych w tamtym czasie wykonawców). To najsłabszy album Black Sabbath, jaki do tamtej pory się ukazał i jeden ze słabszych w ogóle. Tyle tylko, że to wciąż całkiem przyzwoite wydawnictwo, z dwoma (no, prawie...) naprawdę świetnymi utworami, kilkoma solidnymi wypełniaczami i dwiema wpadkami. Jak na zespół tej klasy, nie jest to najlepszy wynik, ale różni naśladowcy mogą tylko pomarzyć o nagraniu takiego albumu.

Ocena: 6/10



Black Sabbath - "Technical Ecstasy" (1976)

1. Back Street Kids; 2. You Won't Change Me; 3. It's Alright; 4. Gypsy; 5. All Moving Parts (Stand Still); 6. Rock 'n' Roll Doctor; 7. She's Gone; 8. Dirty Women

Skład: Ozzy Osbourne - wokal; Tony Iommi - gitara; Geezer Butler - gitara basowa; Bill Ward - perkusja, wokal (3)
Gościnnie: Gerald Woodruffe - instr. klawiszowe
Producent: Black Sabbath


Komentarze

  1. Lubię ten album. Oczywiście nie jest to poziom wcześniejszych płyt bo są one niemal pomnikami ciężkiego rocka. Otwarcie jest bardzo dobre, daje sporo energii. It's Alright kojarzy mi się z piosenkami The Beatles co bardzo mi się podoba. Taki spokojny luzacki numer. Oczywiście Dirty Woman wybija się jako najlepszy kawałek z tego albumu ale całości naprawde słucha mi się dobrze. Podchodziłem do tej płyty wiele razy ale po chwili zawsze wyłączałem by nastawić sobie poprzednie albumy Sabbath. W końcu posłuchałem w całości i nie żałuję. Warto trochę inaczej podejść to muzyki tu zawartej bo to nieco inne oblicze Black Sabbath. Mnie się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. właśnie, kto powiedział że Black Sabbath musi tylko rąbać jak AC/DC czy inne podobne zespoły na jedną nutę, łup, łup i to wszystko. Płyta wyciszona i te ckliwe ballady są nawet urocze. Trzeba czasami spuścić z tonu, uspokoić się a nie rąbać, ta rąbanka jest na wysokim poziomie owszem ale różnorodnym też trzeba być.A co do Shes gone, może z bardziej delikatnym śpiewem lepiej by to wyszło bo pomysl na balladę był dobry. Ja lubię też w zespołach powiedzmy ostrego grania że potrafią nagrać spokojne utwory, akustyczne z delikatniejszym śpiewem niż tylko rąbać i rąbać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cenię różnorodność. Wystarczy spojrzeć na listę zrecenzowanych wykonawców, aby się o tym przekonać. Problem z "Technical Ecstasy" absolutnie nie tkwi w różnorodności, ani w tym, że zaczęli grać inaczej. Po prostu co najmniej połowa zawartych na nim utworów jest beznadziejna. Wspomniany "She's Gone" jest ckliwy do porzygania. A przecież zespół potrafił tworzyć piękne ballady - nastrojowe, a nie kiczowate - czego najlepszym przykładem "Solitude".

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)