[Recenzja] Depeche Mode - "Ultra" (1997)



Album "Ultra" powstawał w najtrudniejszym, najmroczniejszym okresie działalności Depeche Mode. Po wyczerpującej trasie promującej poprzedni longplay, "Songs of Faith and Devotion", zespół nieomal zakończył działalność. Skończyło się na odejściu Alana Wildera, depresji Andy'ego Fletchera i coraz poważniejszym uzależnieniu od narkotyków Dave'a Gahana, które w 1995 roku doprowadziło go do nieudanej próby samobójczej. Cała ta sytuacja odbiła się na charakterze tego albumu, który jest jednym z najmroczniejszych i zdecydowanie najsmutniejszym dziełem Depeche Mode. Ale jednocześnie jednym z najbardziej udanych.

"Ultra" kontynuuje bardziej rockowy kierunek, w jakim zespół zmierzał od blisko dekady. Dużo tutaj brzmień gitarowych i prawdziwej perkusji (gościnnie zagrał tu m.in. Jaki Liebezeit z krautrockowego Can), choć oczywiście nie brakuje elektroniki. Jak zawsze, świetnie wypadają wszystkie single: agresywny "Barrel of a Gun", z ostrą partią gitary wtopioną w brzmienia elektroniczne, ciężką perkusją i przesterowanym głosem Gahana; przebojowy "It's No Good", udanie łączący taneczną warstwę instrumentalną z melancholijnym śpiewem; zgrabna ballada "Home", z gitarową quasi-solówką (zdecydowanie mój ulubiony utwór z wokalem Martina Gore'a); oraz melodyjny "Useless", znów z ostrymi partiami gitary. Reszta albumu to głównie nastrojowe ballady, na czele z bardzo ładną, choć nieco przydługą "The Love Thieves" i niezwykle emocjonalną "Sister of Night" z najbardziej przejmującą partią wokalną Gahana w całej jego twórczości. Nieco w ich tle pozostają dwie pozostałe - śpiewana przez Gore'a "The Bottom Line" i zepsuta pseudo-gospelowym zakończeniem "Insight". Bardzo fajnie wypada natomiast nieco bluesowy, mocno gitarowy "Freestate". Za to zupełnie niepotrzebne i nieciekawe są instrumentalne przerywniki "Uselink", "Jazz Thieves" i ukryty (po "Insight") "Junior Painkiller".

Pomimo trudnej sytuacji, w tym straty ważnego dla brzmienia grupy członka, pozostałym muzykom udało się nagrać naprawdę udany album. Martin Gore był wciąż w naprawdę dobrej formie kompozytorskiej, a Dave Gahan był chyba w swojej szczytowej formie wokalnej - w każdym razie nigdy wcześniej, ani później nie śpiewał tak emocjonalnie. Świetny jest też klimat całości i brzmienie.

Ocena: 8/10



Depeche Mode - "Ultra" (1997)

1. Barrel of a Gun; 2. The Love Thieves; 3. Home; 4. It's No Good; 5. Uselink; 6. Useless; 7. Sister of Night; 8. Jazz Thieves; 9. Freestate; 10. The Bottom Line; 11. Insight

Skład: Dave Gahan - wokal; Martin Gore - gitara, instr. klawiszowe, wokal; Andy Fletcher - instr. klawiszowe
Gościnnie: Dave Clayton - instr. klawiszowe, aranżacja instr. smyczkowych (3); Victor Indrizzo - instr. perkusyjne (1,4); Daniel Miller - syntezator (5); Doug Wimbish - bass (6); Keith LeBlanc - perkusja (6); Gota Yashiki - perkusja (6); Danny Cummings - instr. perkusyjne (6,9); Jaki Liebezeit - instr. perkusyjne (10); BJ Cole - gitara hawajska (10)
Producent: Tim Simenon


Komentarze

  1. to po prostu ostatni album Depeche Mode. Kolejne po prostu pozostaje ignorować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami.

      Usuń
  2. Cześć!
    Najpierw powinienem się przywitać - od dawna czytam Twojego bloga, jeszcze od czasów, gdy nie było na nim np. jazzu. Malkolit
    Rzeczywiście, partie Gahana na "Ultra" są bardzo dobre, ale wynika to z czegoś innego niż jego forma wokalna. Wskutek nadużycia różnych substancji facet miał totalnie zniszczony głos, a wokale były klejone z wielu podejść (znany przykład "Sister of Night", opisany w biografiach, ale też trudno wyobrazić sobie "Insighta" czy "Love Thieves" w wersji oryginalnej). Wiele tu pomógł komputer i program poprawiający śpiew tak, by dało się tego słuchać.
    A moja opinia jest taka: jeden z najlepszych albumów Depeche Mode, świetne single ("Useless"!) i najlepsze chyba w całych dziejach zespołu partie gitarowe (nie ujmując niczego np. "Clean"). Instrumentale rzeczywiście nieszczególne, to w ogóle problem wielu albumów DM.
    @Demon - nie ma twórcy, który by jakiejś głupoty nie palnął lub nie ujął czegoś niezręcznie; lepiej patrzeć na to z dystansem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, kojarzę Cię z pewnego forum.

      O tych partiach wokalnych nie miałem pojęcia. Co prawda dawno temu czytałem biografię Depeche Mode, "Obnażeni", ale albo zapomniałem o tym szczególe, albo został tam pominięty z wiadomych względów. Tak czy inaczej, najważniejszy jest efekt końcowy. Pod względem wokalnym jest to mój ulubiony album zespołu, więc realizator odwalił tu świetną robotę ;)

      Usuń
    2. Tak, tylko jeżeli na końcowy efekt ma wpływ realizator to już nie jest to sztuka a produkt.

      Usuń
    3. A to niby czemu? Realizator / producent zawsze ma wpływ na ostateczny efekt, także w tej ambitniejszej muzyce. Pierwszy przykład z brzegu - albumy Milesa Davisa w rodzaju "In a Silent Way" czy "Bitches Brew" miałyby zupełnie inny kształt, gdyby nie to, co Teo Macero zrobił z materiałem po jego nagraniu.

      Usuń
  3. Ten album jest dla mnie najmojszy :)
    Nigdy nie zapomnę pierwszych odczuć związanych z premierą klipu Barell of a gun.
    Dźwięki mnie rozczarowały ale obraz Corbijna to arcydzieło. Z czasem do tego kawałka się przekonałem, głównie ze względu na tekst. Z resztą jeśli chodzi o warstwę tekstową, to ULTRA jest najlepszym albumem DM w historii.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powstawał w mękach, może dlatego jest taki świetny, bo emocje, które towarzyszyły Martinowi, Davidowi i Fletchowi zostały przelane w muzyke na tym albumie. Jest to mój ulubiony ich album na 2 Violator, na 3 Music for the Masses a na 4 Some Great Reward. Wszystkie 4 są świetne, jeszcze wyróżnił bym Black Celebration oczywiście za mroczny i posępny klimat pogrzebowy, oraz wesoły Speal and Spell i Broken Frame bo potrafią poprawić nastrój mimo, że dą słodkie i piskliwe jak taki mały szczeniaczek i pewnie dlatego mimo wszystko je lubie no i dość oryginalne są.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024