[Recenzja] Metallica - "St. Anger" (2003)



"St. Anger" był nagrywany w trudnym dla zespołu okresie. Nieco wcześniej opuścił go Jason Newsted (podczas sesji zastąpił go producent Bob Rock), a pozostali muzycy byli wyczerpani po latach nadużywania pewnych substancji (co dokładniej zostało omówione w dokumencie "Some Kind of Monster"). W rezultacie powstał album nieprzemyślany, który spotkał się z dość jednoznaczną krytyką.

Główne zarzuty, jakie są mu stawiane, to: garażowe brzmienie (zwłaszcza w przypadku perkusji, która brzmi jak walenie w metalowe przedmioty), inspiracja nu metalem (skandowane partie wokalne, brak gitarowych solówek, przeplatanie fragmentów agresywnych z wręcz popowymi), oraz monotonia (utwory trwają średnio po siedem minut, a niewiele się w nich dzieje). Wszystko się zgadza. Sam przez wiele lat należałem do zagorzałych przeciwników tego albumu. Ale po ostatnim przypomnieniu go sobie, zacząłem nieco inaczej na niego patrzeć. Przede wszystkim, nie ma nic złego w tym, że zespół chciał spróbować czegoś nowego. Zwłaszcza, że raczej nie stały za tym względy merkantylne, bo w takim wypadku zespół nagrałby coś bardziej przystępnego. Trudno to jednak wytłumaczyć fanom, którzy by chcieli, żeby zespół przez całą karierę nagrywał kopie ich ulubionego albumu. Po drugie, "St. Anger" niewątpliwie ma swoje zalety.

James Hetfield nigdy wcześniej ani później nie śpiewał tak różnorodnie, jak tutaj. Nie wszystkie sposoby, na jakie to robi, są dobre (czasem brzmi dość karykaturalnie), ale niektóre z tutejszych partii wokalnych należą do jego najlepszych. Z kolei brzmienie jest faktycznie dość dziwne, ale ta metaliczna perkusja daje całkiem ciekawy efekt, kojarzący się z wczesnym industrialem. Gdyby tylko Lars Urlich nie grał tak chaotycznie... Same utwory też nie są najgorsze, choć sporo tracą przez niepotrzebne rozciąganie. Singlowe, skrócone wersje "St. Anger" i "Some Kind of Monster" udowadniają, że mogło być naprawdę dobrze, gdyby nieco bardziej przyłożyć się do miksu. Oba wspomniane kawałki posiadają zarówno dobre riffy, jak i chwytliwe melodie. Świetnych momentów i dobrych melodii nie brakuje też w takich nagraniach, jak np. "The Unnamed Feelings" (z gitarą udającą DJ-skie zabawy z płytami - choć nie tak kreatywną, jak u Toma Morello), "Frantic", czy "Sweet Amber", choć żaden z nich nie jest pozbawiony wyżej wspomnianych wad. Zdarzają się także zupełnie bezsensowne łupanki ("My World", "Purify"). 

"St. Anger" to już trzeci z rzędu album Metalliki, który bardzo trudno przesłuchać za jednym razem w całości. Tym razem męczący nie tylko swoją długością, ale także brzmieniem i jednostajnością. Sam pomysł nagrania takiego albumu nie wydaje się jednak tak beznadziejny, jak się powszechnie uważa. Przydałoby się jednak bardziej popracować na etapie miksów, aby uniknąć dłużyzn. I zatrudnić sesyjnego perkusistę.

Ocena: 5/10



Metallica - "St. Anger" (2003)

1. Frantic; 2. St. Anger; 3. Some Kind of Monster; 4. Dirty Window; 5. Invisible Kid; 6. My World; 7. Shoot Me Again; 8. Sweet Amber; 9. The Unnamed Feelings; 10. Purify; 11. All Within My Hands

Skład: James Hetfield - wokal i gitara; Kirk Hammet - gitara; Lars Ulrich - perkusja
Gościnnie: Bob Rock - bass
Producent: Bob Rock i Metallica


Komentarze

  1. Doskonała recenzja milordzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. O jakieś 5 za wysoko bo dla mnie ten album to jest kompletny niewypał. Dziwi mnie trochę fakt tak wysokiej oceny dla tego albumu, miejscami on nawet nie przypomina Metallici.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że nie przypomina Metalliki, zdecydowanie nie jest wadą. To bardzo dobrze, że zespół nie trzymał się uparcie jednego stylu, tylko próbował czegoś nowego. Takie podejście zasługuje wyłącznie na szacunek. Potępiać można natomiast coś przeciwnego, co zresztą zespół zrobił później - powrót do oryginalnego stylu, bo tego oczekiwali fani, co gwarantowało świetną sprzedaż. "Death Magnetic" nic nowego nie wnosi - w większości składa się z autoplagiatów słabszych od oryginałów - więc jest zupełnie niepotrzebny. Może i 5/10 dla "St. Anger" to za dużo, ale z samą treścią recenzji dalej się zgadzam.

      Usuń
    2. Pod jakim względem dobrze? Można próbować kombinować, ale czasami jak coś działa świetnie zmiana tylko może posłużyć na gorsze tak jak tutaj to należy właśnie takie coś potępiać... Fani Metallici wolą Thrash niż jakieś Nu Metalowe wynalazki (Chociaż nie wiem nawet czy można St. Anger pod Nu Metal podciągnąć) i jeżeli uważasz, że St. Anger lepsze jest od Death Magnetic i Hardwired to widać jak się znasz... 99% fanów Mety pewnie by napisało, że piszesz bzdury o tym, że źle zrobili wracając do Thrashu i uznając wyższość tego tworu nad Death Magnetic i Hardwiredem (Mimo, że oba nie były wybitne) to jednak są słuchalne.

      Usuń
    3. Jak jakiś wykonawcą nagryea cały czas takie same płyty, to równie dobrze mógłby stworzyć jedną, a potem ją tylko wznawiać. To jest po prostu pójście na łatwiznę, zwykle rzemieślnictwo. A ze strony słuchacza - po co słuchać takich samych płyt, gdy istnieje tak wiele różnorodnej muzyki? W jaki sposób miałoby go to rozwijać? I co to za przyjemność, słyszeć cały czas to samo?

      Napisałem, że lepiej próbować czegoś nowego, niż kopiować samego siebie i to z mizernym skutkiem bo przecież "DM" daleko do płyt Mety z 1984-88, które naśladuje. I pod tym względem "St. Anger" jest albumem zasługującym na większe uznanie od swojego następcy. Pod innymi są to dla mnie tak samo nudne albumy.

      Niby czemu miałoby mnie obchodzić zdanie fanów Metalliki, czyli w większości osób, które w swoim poznawaniu muzyki nie wyszły poza metal, a w najlepszym wypadku poza szeroko pojęty gitarowy mainstream? Sam przesłuchałem blisko 7 tysięcy albumów ze wszelkich gatunków i od lat pogłębiam uzyczną wiedzę fachową literaturą, więc chyba troszkę lepiej się orientuję w temacie.

      Usuń
    4. Większość fanów Metallici nie pokochało zespołu raczej za St. Anger tylko za genialne Kill em All, Ride The Lightning, Master of Puppets, And Justice For All czy za bardzo dobry Black Album i cieszyło się z powrotu ich ukochanego zespołu do Thrashu na DM. Powiedz mi w czym poza nieudanym wyjściem poza schemat St. Anger jest lepsze? To jest totalny niewypał, który niestety ujrzał światło dzienne w 2003 roku po tym jak zespół miał swoje problemy, oczywiście przeprosili za ten twór co się ceni natomiast muzycznie to katasrtofa jest i nie usprawiedliwia go nawet próba zrobienia czegoś innego bo jak widać nie wyszło im to wgl. Death Magnetic i Hardwired nie są może najlepszymi albumami Mety, natomiast da się ich słuchać przynajmniej, mają solówki w swoich utworach i nie brzmią aż tak topornie jakby ktoś walił kijem od miotły w puszke po farbie i miał odpalony silnik od motorówki a w tle zawodził nawalony wujek.

      Usuń
    5. Iron Maiden gra np ood konkretną grupe, kopiują non stop siebie, próbowali czegoś nowego, tak samo Judas Priest i wiele innych kapel i jak to wychodziło każdy słyszał, powstawały fatalne twory, Deep Purple np za to też trzymali się głównie jednego stylu i nikt im za złe za to nie ma.

      Usuń
    6. Sam napisałeś, że Nu Metal jest niżej niż Thrash a do tego bliżej St. Anger niż do Thrashu, którym jest Death Magnetic, którego cenisz niżej...

      Usuń
    7. "Niby czemu miałoby mnie obchodzić zdanie fanów Metalliki" No delikatnie mówiąc nie byli by zadowoleni delikatnie mówiącpewnie gdyby 2 kolejne albumy były nagrane w takim stylu jak St. Anger a fani mają najwięcej do powiedzenia też i według fanów i wielu recenzentów to jest najgorszy album Metallici ale ok. Jak ci się podoba bardziej od dwóch nastepnych które przynajmniej są słuchalne to ok tylko nie chwal się ile to albumów przesłuchałeś i jak to się znasz na muzyce ceniąc jednocześnie wyżej takiego bubla od albumów, które są znacznie lepsze w opinii wielu osób.

      Usuń
  3. "Sam przesłuchałem blisko 7 tysięcy albumów ze wszelkich gatunków i od lat pogłębiam uzyczną wiedzę fachową literaturą, więc chyba troszkę lepiej się orientuję w temacie."
    No skoro cenisz najgorszy album Metallici i jeden z najgorszych metalowych wyżej niż Death Magnetic Mety, Rust in Peace Megadeth, Painkiller, Defenders of Faith i British Steel Judasów to chyba jednak nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim błędna jest implikacja, że skoro cenię podejście Metalliki na "St. Anger", to sam album również cenie. Nie, uważam go za gniot, z powodów podanych w recenzji. Jednak przesłuchanie go i tak wniosło więcej do mojej znajomości różnej muzyki, niż słuchanie "Death Magnetic" I "Hardwired", które to nie wniosły nic, bo wszystkie patenty znałem juz z wcześniejszych płyt.

      Dlaczego "St. Anger" nie jest najgorsza płytą, jaką słyszałem?
      - Próbuje łamać przyjęte w swoim gatunku schematy, co jest pozytywnym zjawiskiem. Ktoś, kto całe życie slycha tylko metalu, może byc przekonany, że instrumenty powinny brzmieć w okreslony sposób, ale to bzdura. Wprowadzenie do metalu nietypowego brzmienia werbla to ciekawe urozmaicenie.
      - Muzycy grają na swoim poziomie, zamiast próbować grać bardziej technicznie, na czym zresztą wyłożyli się w 1988 roku.
      - Nie udają tez, ze to jakaś wielka sztuka. Chcieli nagrac taki prosty, garażowy album i zastosowali wyłącznie adekwatne do tego środki (np. rezygnacja z solówek gitarowych, które nie były potrzebne).

      Popełniasz błąd, dokonując rowniania w dół. To, że wiele innych zespołów stało w miejscu, nie usprawiedliwia tego, że Metallica w pewnym momencie postanowiła zostać kopią siebie z przeszłości. Równać trzeba w górę. A na przeciwnym biegunie mamy np. King Crimson, który na każdej kolejnej płycie proponowal nowe - często nowatorskie w obrębie rocka - rozwiązania, dostosowując swoją muzykę do kolejnych dekad, ale stawiając zawsze względy artystyczne ponad merkantylnymi. Na tym właśnie polega sztuka. Nie na graniu tego, czego oczekują fani i zbijaniu na tym dużej kasy.

      Wspominam o swoim osłuchaniu i pogłębianiu wiedzy nie dlatego, żeby się chwalić, ale dlatego, że to po prostu fakt i pokazanie mojej perspektywy. Moja znajomość muzyki wykracza dalece poza popularne kapele metalowe, dlatego widzę u nich wady niedostrzegalne dla przeciętnego słuchacza takiej muzyki. Często jest to właśnie niewłaściwy dobór środków do tego, co się prezentuje. Ale tez odtwórczość, która przeszkadza tym bardziej, im bardziej jest się świadomym, na ile różnych sposobów można grać.

      Usuń
    2. Nie słucham tylko Metalu akurat, słucham również innych gatunków ale akurat St. Anger to metal i z innymi metalowymi albumami go porównuje akurat, rzuciło mi się w oczy również ocenienie chyba 3/10 dla Apetite'a i 1/10 dla Illusionów GnR... Tutaj też można polemizować ale nie o tym mowa tylko o Metallice...
      "Wprowadzenie do metalu nietypowego brzmienia werbla to ciekawe urozmaicenie." Akurat na tym albumie to tylko + 10 do toporności i niesłucjalności go bo ten Werbel brzmi jakby Lars walił kijem w puszki po farbie o czym wspominało się w wielu recenzjach masakrując wręcz ten Album, w dodatku wszystko jest jednym wielkim chaotycznym łomotem na pałe i brzmi strasznie topornie i męcząco długość dodatkowo nie pomaga. Co do solówek to mając takiego gitarzyste jak Kirk Hammet to jednak bez sensoene posunięcie jest a pewnie trochę by uratowało tą niemiłosiernie toporną muzykę jaka się na tym albumie znajduje.

      Usuń
    3. "To, że nie przypomina Metalliki, zdecydowanie nie jest wadą." Powiedz to tym co się wychowywali na albumach 83-90 Metallici, którzy wręcz po tym zepsutym bigosie, który wyżej oceniłeś niż klasyki takie jak British Steel marzyli o tym żsby Metallica grała znowu Thrash Metal...

      Usuń
    4. A co do Hardwired'a. Po przesłuchaniu Dystopi Megadeth, Repentless Slayera, For All Kings Anthrax, Titans of Creation Testamentu, Wings of War Overkill i najnowszego Exoduda Persona Non Grata uważam, że Hardwired Metallici no jednak ustępuje tym albumom. Na ich tle wypada dość nudno i wątle wręcz, nie wybija się niczym, miejscami słyszę na nim Loadowe wręcz granie...

      Usuń
  4. Nie wiem, czego słuchasz, ale przynajmniej w przypadku Metalliki piszesz jak stereotypowy metalowiec, który akceptuje tylko określony sposób grania, a wszystkie od niego odstępstwa uważa za złe z zasady. Jasne, "St. Anger" jest fatalny - mimo, że dostrzegam na nim pewne zalety - ale co chcesz od "Load"? Spoko rockowe granie, absorbujące co było popularne wówczas w mainstreamie (grunge, stoner, southern rock) i w tej kategorii przyzwoite, solidnie zagrane, świeże, zupełnie nieambitne, ale bezpretensjonalne. Gdyby skrócić go do czterdziestu minut, byłby na moim metallikowym podium, zaraz za błyskawicą i marionetkami. A czepianie się gry Urlicha akurat na "St. Anger" to o tyle chybiony argument, że to zawsze był kiepski bębniarz. Na "...And Justice for All" odwala takie cuda, że jak ostatnio tego słuchałem, byłem momentami strasznie zażenowany. Hammett to też żaden wirtuoz. Po sieci krąży filmik, jak z wielkim trudem przychodziła mu nauka skomplikowanego riffu "Some Kind of Monster", więc lepiej się cieszyć, że nie próbował wtedy grać solówek.

    Nie rozumiem, co wnosi do dyskusji ten powracający argument, że fani chcieli powrotu do thrashu. Jakie to ma znacznie, czego żądali fani, z perspektywy wszystkich pozostałych osób? A czy jak ktoś jest miłośnikiem odłogów rzygania i chciałby płyty na której one będą, to taki album będzie wartościową muzyką? Zmierzam do tego, że o jakości muzyki nie decyduje to, czy zespół zadowolił nią swoich dotychczasowych słuchaczy, tylko jej obiektywne cechy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedynie z czym chyba się zgodzę to z tym, że Lars nie jest wirtuozem jakimś perkusji bo Lombardo, Charlie Benante czy Scott Travis zjadają go, natomiast co do reszty to już ręce opadają...Niby o gustach się nie dyskutuje ok ale na czym polega wyższość St. Anger w twoim mniemaniu nad DM i Hardwiredem poza tym, że "Próbowali czegoś innego?" Bo dla mnie pod względem muzycznym jest to album znacznie gorszy i bardziej męczący słuchacza od tamtej dwójki, może nie były DM i Hardwired przełomowy i wybitny ale męczyły aż tak jak St. Anger a co do Load to nudny jest po prostu i tyle ma momenty i tylko momenty...

      Usuń
    2. Czego słucham? Thrash/Heavy/Power, Hard Rock, Rock, Progresive, zdarzała się elektronika DnB, Trance, poprzez Rap Old Schoolowy głównie Polski, za dzieciaka był Nu Metal: Linkin Park, Slipknot, Korn, System of a Down, Disturbed (Ale z tego się wyrasta) tak jak z Grunge (Chociaż bardzo lubie Nevermind Nirvany do dzisiaj) jak widać też sporo różnego gatunku muzyki i albumów przesłuchałem a opinie o St. Anger nie zmienie i dla mnie to najgorszy album jaki słyszałem, nawet przyjemniej mi się słuchało albumów Behemotha mimo, że nie lubię Black Metalu.

      Usuń
    3. Każdy z trzech ostatnich albumów Metalliki jest dla mnie męczący i do żadnego z nich nie chciałbym wrócić z własnej woli, ale fakt, że na "St. Anger" zespół przynajmniej nie kopiował sam siebie z kiepskim skutkiem, wystarczy mi, by patrzeć na niego odrobinę bardziej przychylnie. Nie rozumiem dlaczego to dla Ciebie taki problem, skoro sam zdajesz się odbierać muzykę w czysto subiektywny sposób, a nie na podstawie obiektywnych wartości.

      Sadząc po tym, co piszesz tutaj i pod innymi tekstami, nie wyszedłeś jeszcze poza ścisły mainstream, głównie ten gitarowy. W zasadzie wszystko, o czym piszesz, to granie bardzo do siebie podobne z perspektywy całej istniejącej muzyki. Dla porównania, moje zainteresowania obejmują przede wszystkim:
      - rock od blues- i hard rocka, przez psychodelię, prog (w tym krautrock, scenę Canterbury, zeuhl czy nurt Rock In Opposition), art rock, po post-punk i nową falę, ale też trochę nowszych rzeczy;
      - jazz, praktycznie cały tzw. jazz nowoczesny, od bebopu, przez hard bop, cool, free, po fusion;
      - elektronikę, od progressive electronic i ambientu z lat 70. po całkiem współczesną, w tym IDM, techno, house itd.;
      - muzykę poważną, głównie z XX wieku, ale ostatnio zagłębiam się w dawniejsze epoki, średniowiecze, renesans i barok;
      - powoli wgryzam się też w hip-hop, ale nie polski, tylko zagraniczny i to raczej ten bardziej eksperymentalny;
      - zdarza mi się też słuchać innych gatunków, jak blues, folk, funk, a nawet w country czy reggae znalazłem coś dla siebie.

      Kiedy jednak zaczynałem słuchać muzyki - podejrzewam, że w podobnym okresie - to oczywiście też był to sam mainstream. Jednocześnie poznawałem te popularne klasyczne grupy rockowe (Metallica, Iron Maiden, Black Sabbath, Nirvana, Pink Floyd, a nieco później Deep Purple, Led Zeppelin, The Beatles, The Rolling Stones) i popularne wówczas twory typu nu metal czy pop punk. Te ostatnie szybko odrzuciłem, a po latach zmienił się też mój stosunek do wspomnianych klasyków. No już wiem, że to nie są jakieś wyżyny muzyki, tylko pierwszy krok do poznania ciekawszych - i właściwie zupełnie innych - rzeczy. Niektóre płyty tych zespołów dalej bardzo lubię, na niektórych znajduje nawet większe walory artystyczne, ale nie jest to coś, do czego obecnie bym chciał wracać. Nie mam na to czasu, gdy tyle świetnej muzyki już poznałem, a ppewnie jeszcze więcej czeka na odkrycie.

      Usuń
    4. A tak się zastanawiam czy np zapoznawałeś się z twórczością Anthrax, Slayera, Acid Drinkers, Testament. Ostatnio nie Metallica właśnie tylko głównie ta czwórka lata u mnie w odtwarzaczu, uwielbiam stare albumy Anthrax, Acid Drinkers, Testament z lat 80tych i współczesny czy też Judas Priest z różnego okresu. Czy nie wyszedłem... Za sprawą ojca zdarzało się, że słucham innej muzyki niż tylko Thrash czyli Pink Floyd The Wall, TDSOTM, Deep Purple albumy Machine Head, Perfect Strangers czy czy nawet ostatnio spodobało mi się The Doors, King Crimson album W Pałacu Karmazynowego Króla, jednak trzeba mieć dzień na taką muzyke bo potrafi "Zamulić" mnie ale z podziwem jej słucham.

      Usuń
    5. Co do "Pop Punk" takie było dobre za dzieciaka, obecnie to wole takie zespoły jak D.R.I czy nasze Polskie jak Flapjack album Ruthless Kick i stare albumy Acid Drinkers, chociaż zdarza się, że nawet dzisiaj od święta posłucham jakiegoś kawałka Green Day z albumu American Idiot czy Offspring ale ze starych albumów w końcu za łebka 16-18 lat słuchałem tego.

      Usuń
    6. Co do Rapu Polskiego to pamiętam jak katowałem wręcz album Kaliber 44 - Księga Prolog, poźniej Paktofonike. Z Elektroniki kiedy miałem przerwe od ciężkiego brzmienia to był Trance głównie progresywny, oraz albumy The Prodigy czy DnB. Też sporo muzyki przewałkowałem jak widać ale na starość wróciłem do Thrashu, tylko nie do Metallici a właściwie nie aż tak jak kiedyś tylko bardziej do Testament, Anthrax, Slayer, Acid Drinkers czy Megadeth i Overkill.

      Usuń
    7. Słyszałem wszystko, co Anthrax, Megadeth, Slayer, Testament czy Overkill wydali do mniej więcej połowy poprzedniej dekady. Do wielu tych płyt chętnie wracałem, ale znudziło mnie słuchanie muzyki, w której chodzi tylko o to, by było ciężko, szybko i agresywnie. Jak mnie najdzie na słuchanie muzyki, która jest ciężka, szybka i agresywna, to raczej sięgnę po Mahavishnu Orchestra czy The Tony Williams' Lifetime, które spełniają tamte warunki, a przy tym jest to coś o wiele bardziej finezyjnego, bogatszego brzmieniowo, a oprócz intensywności jest tam też sporo nietandetnej subtelności. Natomiast z ciężkiego rocka wciąż cenię i mógłbym z przyjemnością posłuchać Led Zeppelin, Black Sabbath z Ozzym, niektórych płyt Deep Purple ("Made in Japan", "Come Taste the Band"), mniej znanych rzeczy typu debiuty T2 i Lucifer's Friend czy "Death Walks Behind You" Atomic Rooster, a także Cream czy Hendrixa, choć to już w sumie bardziej blues rock. Parę miesięcy temu wróciłem nawet do wybranych kawałków Iron Maiden, który kiedyś był moim ulubionym zespołem, choć zawsze część utworów mnie irytowała, a odkąd poszerzyłem swoje muzyczne horyzonty i wiedzę, dostrzegam w tym zespole ogrom wad.

      W każdym razie polecałbym Ci na początek trochę bardziej zagłębić się w blues rocka, psychodelię czy rock progresywny, skoro znasz i doceniasz Cream, The Doors, najpopularniejsze płyty Pink Floyd czy debiut King Crimson. To ledwie przedsionek takiej muzyki, gdzie czeka mnóstwo albumów na równie wysokim, a nawet i wyższym poziomie, czasem podobnych stylistycznie, a często zupełnie innych. Z własnego doświadczenia wiem, że miłośnika metalowych brzmień taka muzyka potrafi zamulić, bo nie ma w niej tych wszystkich przesterów i agresji. Ale jest na to prosta rada: trzeba jej po prostu dużo słuchać, aż w końcu przywyknie się do innego brzmienia i innej, szerszej palety emocji.

      Usuń
    8. Oczywiście, spróbuje jak mnie znudzi Thrash Metal siegnąć po dokonania bardziej progresywne bo uwielbiam taką muzykę jak np jest na Dark Side Pink Floyd, Machine Head Purple, Perfect Strangers czy takie utwory The Doors jak Light My Fire, przy nich można powiedzieć śmiało Wow, to samo mówiłem kiedy miałem pierwsze odsłuchy właśnie Slayera Hell Awaits czy najnowszego Exodus Persona Non Grata (Chyba najlepszy Thrashowy album ostatnich 30 lat) no i przy Testament Titans of Creation a przy Anthrax For All Kings to aż się rozpływałem, niestety przy najnowszym albumie Metallici Hardwired nie było tego Wow bo miejscami monotonny jest i nudny, nie ma na nim nic ponad to co oferują inne Thrashowe zespoły na swoich najnowszych dziełach a miejscami wręcz ustępuje im no takiemu Repentless Slayera, Dystopi Megadeth, For All Kings Anthrax czy nawet Wings of War Overkill.

      Usuń
  5. Swoją drogą wracając do Larsa to kiedyś znajomy powiedział, że James swoim potężnym wokalem zagłusza jego braki we władaniu na perkusji :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Swoją drogą skoro przesłuchał Pan te ponad 6k płyt to tak się zastanawiałem czy miał pan styczność z Dream Teather. Ogólnie jak ktoś jest miłośnikiem Heavy/Thrash taka muzyka jak DT może mocno zszokować, jest progresywna i trudna, podobnie jak Jethro Tull np.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dream Theater to zespół wypromowany przez muzyków-amatorów oraz ludzi, którzy chcieliby grać na jakimś instrumencie i którzy myślą, że jak coś jest trudne do zagrania, to automatycznie jest wybitne. Tak nie jest. Te instrumentalne popisy DT są celem samym w sobie (w rzeczywiście wartościowej muzyce byłyby tyko środkiem do osiągnięcia jakiegoś artystycznego celu), a cała reszta jest tam pretekstowa. W twórczości tej grupy nie ma ani dobrych melodii, ani ciekawego klimatu, ani wartości artystycznej, jest za to mnóstwo kiczu, nieznośnego patosu, bezsensownego popisywania się możliwościami czy niedopasowania formy do treści (poszczególne nagrania są bardzo długie, a tak naprawdę niewiele się w nich dzieje). Jest tam po prostu wszystko to, czego najbardziej nie znoszę w muzyce, a praktycznie nic z tego, czego w muzyce szukam. Nie jest to też ani progresywne (bo to wszystko było w muzyce rockowej już wcześniej), ani trudne dla kogoś, kto słucha metalu, bo operuje praktycznie tymi samymi środkami, tylko jest nieco bardziej techniczne i porozciągane.

      Jethro Tull też nie jest trudny, bo to bardzo melodyjne, zrozumiałe (tzn. nie tak abstrakcyjne, jak jazz czy muzyka poważna) i stosunkowo proste granie, tyle tylko, że często inspirowane dawnym folkiem. W każdym razie jest to zespół o dobre kilka klas bardziej wartościowy od DT.

      Usuń
    2. A no i jeszcze chciałem zapytać co pan sądzi o "Mechanicznym" Thrashu grup z USA z poza tzw "Big 4" czyli Testament, Exodus, Overkill i Death Angel. Według mnie w odbiorze ta czwórka gra trudniejszą i bardziej skomplikowaną muzyke niż "Big 4" Sporo przejść, double blastów, kompozycje, które wymagają kilku odsłuchów żeby je zapamiętywać, po odsłuchaniu ich najnowszych albumów tych z poza "Wielkiej czwórki" Thrashowców "mechanicznych" Death Angel - Dehumanization, Exodus - Persona Non Grata, Overkill - Wings of War i Testament - Titans of Creation odnosze wrażenie, że jest to muzyka dla zwykłego laika, trudniejsza od Anthrax - For All Kings, Slayer - Repentless, Megadeth - Dystopii a już o Metallice - Hardwired to Self Desteuct nie wspomne. Przesłuchałem wszystkie i jedynie jakoś ten Hardwired na tym tle wypada dość blado.

      Usuń
    3. Wielka Czwórka to termin marketingowy, więc zaliczane są do niej te faktycznie najpopularniejsze zespoły, a więc te, który muzyka ma największy potencjał komercyjny. Nie sądzę jednak, żeby słuchacze Slayera czy tych thrashowych płyt Metalliki, Megadeth i Anthrax mieli jakikolwiek problem z zaakceptowaniem Overkill, Testament i Exodus. Tamte zespoły są po prostu trochę mniej wyraziste, a nie trudniejsze (jak już pisałem wyżej - to, że muzyka jest trudna do zagrania, nie znaczy, że wybitna, ambitna czy trudna do słuchania). No chyba, że ktoś po prostu nie przepada za tak agresywnym graniem, ale wtedy trudnością jest owa agresja, a nie złożoność muzyki (która nie jest jakaś duża w porównaniu z paroma innymi jej rodzajami). Jeżeli o mnie chodzi, to kompletnie straciłem zainteresowanie takim graniem gdzieś w 2016 roku, po około dekadzie słuchania takich rzeczy.

      Usuń
    4. Słuchałem jednej płyty Overkill (którąś z tych klasycznych z lat 80.) - szczerze mówiąc, straszny kicz, trudno mi było przez to przejść. Może pod tym względem jest to muzyka trudniejsza, niż Metallica. :D

      Usuń
    5. Overkill najlepsze rzeczy robił chyba dopiero w XXI wieku. Z tego, co pamiętam, "Ironbound" to jest całkiem spoko album, oczywiście skażony wieloma wadami takiej stylistyki, ale w jej ramach naprawdę się broni. Może nie jest to poziom najlepszych płyt Slayera czy Metalliki, ale co najmniej tych najlepszych od Megadeth i Anthrax.

      Usuń
    6. @Artur O. A co ciekawego Metallica po Blacku nagrała? Fajnie, że słuchałeś jakiś album z lat 80tych Overkill (Wtedu to faktycznie Metallica dawała czadu) ja jednak skupiałem się na najnowszych albumach i tutaj album Overkill Wings of War wypada lepiej niż Średni Hardwired to Self Destruct Metallici z resztą Meta ogólnie dla mnie z tych najnieszych albumów Thrashowoców nagrała według mnie najsłabszy album z całej ósemki Thrashowej USA. Niczym się nie wyróżnia ten album totalnie na tle pozostałych a nawet w niektórych aspektach ustępuje nawet Dystopii od Megadeth, Repentlessowi Slayera, For All Kings Anthrax, Dehumanization Death Angel, Persona Non Grata Exodus, Titans of Creation Testament czy nawet Overkillowi Wings of War.

      Usuń
    7. Ironbound czy Wings of War od Overkill to są bardzo dobre albumy, które nie ustępują tym jakie nagrywa Slayer czy Metallica w ostatnich latach. Oczywiście Slayer w miarę się bronił Repentlessem ale Metallica od 30 lat nie nagrała nic co by urwało głowe przy samej d...e. Przeciętniaki Load i Reload, Koszmarny St. Anger i średnie dość Death Magnetic i Hardwired, pewnie nie nagrają już nigdy albumu chociaż w 70% tak dobrego jak Black o MOP i RTL nie wspomne ale trudno się mówi.

      Usuń
    8. Ale o co ci chodzi Luko, bo nie za bardzo zrozumiałem? Coś tam pisałeś o trudniejszej i bardziej złożonej muzyce, to ja krótko i pół żartem dołożyłem swoje trzy grosze. Widać, że brakuje ci dystansu do twoich idoli. :D No i nie jakiś, tylko jeden z najbardziej cenionych albumów zespołu (w sumie teraz sprawdziłem, że słuchałem aż dwóch - The Years of Decay i Taking Over). A co ciekawego Metallica grała po czarnej płycie? Chociażby Load/Reload (szkoda, że nie zrobili z tego jednej, a całkowicie dobrej płyty), później to faktycznie tak sobie.
      Szkoda, że wyrosłeś akurat z trance i d'n'b - swoją drogą dziwi mnie, jak niektórzy słuchają za młodu głównie tanecznej elektroniki (nieważne jakiej), a potem rzucają w 100% i idą w najbardziej oklepaną gitarową stylistykę jaką się da. Jak po praniu mózgu. :P

      Usuń
    9. Load i Reload? Przecież tam tylko pojedyńcze kawałki są ok ale generalnie względem Czarnego Albumu to zjazd o jakąś klase o tych starszych nie wspomne z lat 80tych, Overkill nie są moimi idolami akurat, wolę Testament, Slayera i Anthrax czy nawet Mete (Tą do 90) Stwierdzam tylko fakt, że Meta po Blacku nie nagrała nic godnego uwagi (Load/Reload takimi albumami nie są) i niestety porównując ostatnie płyty różnych Thrashowych artystów to Meta wypada naprawdę blado co do muzyki takiej jak DnB miałem chwilowy tylko z tym okres jak miałem przerwe od słuchania Metalu/Rocka ale to dawno temu było, natomiast o co mi chodziło, że trudniejsza? O to, że kompozycje są bardziej złożone w takim Overkillu np Wings of War niż w Metallice Hardwired To Self Destruct o Exodus Persona Non Grata i Testament Titans of Creation nie wspomne czy Death Angel Dehumanization. A takiej muzyki zaczynałem właśnie słuchać od Iron Maiden i Metallici między innymi.

      Usuń
    10. I nie po praniu mózgu tylko po latach znajomi zarazili mnie na nowo metalem i rockiem i zacząłem słuchać znowu głównie Heavy/Thrash i odkrywać na nowo coraz to inne zespoły.

      Usuń
    11. Stwierdzam tylko fakt, że Meta po Blacku nie nagrała nic godnego uwagi

      Fakt, powiadasz. To jakie konkretnie argumenty przemawiają za tym, że Metallica do 1991 roku jest godna uwagi, a potem już nie?

      Podkreślam, że pytam o fakty, nie opinie.

      Usuń
    12. Czyli uważasz, że Load, Reload, St. Anger czy Death Magnetic i Hardwired są godne uwagi?? To są średnie albumy, które mają tylko momenty i odstają od Black o And Justice, Masterze, Ride i Kill em All nie wspomne. To może inaczej.. W czym są godne te albumy uwagi, które Metallica nagrała po Black? Są nudne, monotonne, przedłużane na siłe, brakuje w nich tego pazura jaki miały poprzednicy i nie wyróżniają się kompletnie niczym na tle konkurencji.

      Usuń
    13. Fakt, powiadasz. To jakie konkretnie argumenty przemawiają za tym, że Metallica do 1991 roku jest godna uwagi, a potem już nie?

      Podobno to ty przesłuchałeś 6k płyt i zapewne umiesz ocenić jakoś Master of Puppets, Ride The Lightning, And Justice for All, Kill em All i Black na tle Load/Reload czy St Anger, Death Magnetic Hardwired więc dlaczego mnie pytasz? Ja już swoje napisałem i tyle w temacie, albumy do Black były kapitalne, grane z pasją, świetnie nagrane, wgniatały w posadzke wręcz i miały w sobie to coś, coś co Metallica zatraciła po nich, oczywiście można przy Black polemizować ale i ten album jest klasykiem na swój sposób i ma w sobie to coś. Load i Reload poza momentami nie mają nic ciekawego w sobie, St. Anger to straszna płyta, bardzo męcząca, toporna, monotonna i strasznie nagrana, Death Magnetic i Hardwired również mają tylko momenty i tyle.

      Usuń
    14. A niby dlaczego ja mam cokolwiek udowadniać? To Ty piszesz coś o faktach, po czym przedstawiasz tylko jakieś opinie.

      Usuń
    15. Przecież pisałeś, że słuchałeś 6k płyt chyba, że to były chodnikowe, więc na czym polega ta godność uwagi w albumach Metallici po Black? Ja już swoje odczucia napisałem o Load i Reaload, St. Anger, Death Magnetic i Hardwired. Load i Reload mają momenty ale tylko momenty i pojedyńcze utwory są ok a tak na siłe jest tam pełno zapełniaczy i w dodatku dłużą się (Lepiej by skleić z tych dobrych utworów było Jamesowi i spółce 1 solidny album a nie 2 średnie) St. Anger to jest bardzo męczący, chaotyczny, toporny album, który brzmi jak garażowka, Death Magnetic ma również momenty ale wersja na CD jest skopana przez Rubina bo zrobił ją na niskim DR i mimo, że to Thrash czuć na nim, że to jest już próba powtórzenia ze średnim skutkiem tego co było w latach 80tych a Hardwired to samo co przy Load i Reload czyli przedłużające się utwory, banalne kompozycje, mastering też nie powala (Brzmi dość płasko) i poza momentami ten album nic nie wyróżnia na tle pozostałych konkurencji. Zestawianie ich z tymi z lat 80tych i Blackiem nie ma sensu większego bo nie trzeba się jakoś wybitnie znać na muzyce żeby stwierdzić, że Hardwired, Load, Reload o St. Anger nie wspominając są gorsze od tamtych ale dalej pytaj mnie o fakty, które w zasadzi przytoczyłem i próbuj być na siłe kontrowersyjny bo to ci wychodzi śpiewająco :)

      Usuń
    16. A widzisz gdzieś, żebym napisał, że te późniejsze płyty Metalliki są godne uwagi? Jak dla mnie to tego zespołu w ogóle nie trzeba znać, chyba, że jako ciekawostkę, żeby wiedzieć, czym w ogóle jest ten cały thrash metal - jako twórca tego nurtu i jego najsłynniejszy przedstawiciel nadaje się chyba najlepiej do takiej prezentacji. Tu zresztą znajdziemy chyba jedyn obiektywną przewagę wczesnej Metalliki nad późną. "Kill 'em All" zapoczątkował nowy styl w obrębie metalu, a "Ride the Lightning" poszerzył trochę jego granice. Potem było już tylko albo powielanie tych samych schematów ("Master of Puppets", "...And Justice for All", "Death Magnetic", "Hardwired..."), albo próby przypodobania się szerszej publiczności (wszystko pomiędzy). Czysto artystyczna wartość całej dyskografii jest bardzo niska, jeśli nie zerowa. I jeżeli coś jest tu obiektywnie godnego uwagi, to właśnie pierwsze dwie płyty, które wniosły coś nowego do metalu. Zamiast jednak udzielić takiej odpowiedzi, piszesz jakieś pierdy o tym, że potem nie grali już tak ciężko (jakby ciężar miał być wyznacznikiem czegokolwiek, a jest niczego), banalnych kompozycjach (jakby wcześniejsze były bardziej wyrafinowane, a nie są), masteringu (to nie jest cecha muzyczna; taki "Third" Soft Machine jest wciąż wybitnym dziełem, mimo spapranej produkcji) i ogólnie o swoich opiniach. Musisz zrozumieć, że różni ludzie szukają różnych rzeczy w muzyce. To, że sam uważasz thrash metal za szczytowe osiągnięcie ludzkości, nie znaczy, że inni też tak mają. Nie mówiąc już o tym, że obiektywnie jest to raczej niska półka na tle innej muzyki. A nawet jeśli oceniać muzykę czysto subiektywnie, emocjonalnie, to jesteś w stanie udowodnić, że nie istnieje nikt, kogo np. odrzuca agresja wczesnej Metalliki i za najbardziej godne uwagi uważa "Loady"? Oczywiście, że nie jesteś, więc nie mów mi tu o faktach. Zresztą już sam nie wiem, czy jesteś trollem, czy dzieciakiem, który rok temu zaczął słuchać muzyki, ale uważa się za znawcę, choć wyznacznikiem jakości jest dla niego tylko jego własny odbiór.

      Usuń
    17. Bo się nie zgadzam z twoją opinią i ci nie przyklaskuje przy masakrowaniu albumów Judas Priest jak British Steel, Ram it Down, które są cenione wśrod ludzi czy przy masakrowaniu albumów Guns n Roses jak Illusiony czy Apetite to jestem albo trollem, albo dzieciakiem i nie znam się na muzyce i słucham od roku takiej muzyki :D niech tak będzie ;) Dalej sobie uważaj, że St. Anger to album lepszy od Death i Hardwired i że Judas to Kicz, Parodia i Prostota a GnR to chłam i lepiej przeznaczyć 2h na słuchaniu Jazzu czy klasyki niż Illusionów I i II mimo, że ktoś może woleć Illusiony I i II od Jazzu i Klasyki świat i tak dalej będzie się kręcił, poza tym gdyby tylko na świecie ludzie słuchali Jazzu i Klasyki to ten świat by był nudny i smutny.

      Usuń
    18. Nie wiem kim jesteś gościu, ale jesteś zabawny xD Próbujesz ośmieszyć Pawła, a skutek jest tylko taki, że ośmieszasz sam siebie.

      Po pierwsze nadal ciągniesz temat tego czy lepsze jest St. Anger czy dwie kolejne płyty Metalicy, pomimo iż nie masz nic do napisania w obronie tych drugich (sam przyznajesz że to średnie płyty) i pomimo iż wszystkie trzy mają na tej stronie tą samą ocenę więc nie ma sensu roztrząsanie, które z nich Paweł ceni wyżej xD

      Po drugie sam w swoim poście napisałem, że Load i Reload powinny być skrócone do jednej płyty, a ty nie zgadzając się twierdzisz, że mają tylko momenty - przecież to wychodzi z grubsza na jedno - a mimo to i tak się obruszasz i mi zaprzeczasz.

      Po trzecie, co ma do dyskusji wnosić zdanie typu "a ktoś tam może woleć tą płytę od owej". To najpierw wyśmiewasz Pawła, że gnoi jedne płyty, a potem w tym samym zdaniu stwierdzasz że można mieć inne zdanie i w sumie spoko. Przecież to nie ma sensu.

      Po czwarte - spoko, może posłucham kiedyś na emeryturze tych płytek Testament czy Overkill, które są niby lepsze, choć sama ta stylistyka nie jest dla mnie zbyt ciekawa.

      Po piąte, rozumiem, że można lubić Appetite for Destruction (sam kiedyś bardzo ją lubiłem), ale po co tracić czas na słuchanie Use Your Illusion więcej niż, powiedzmy, raz? Poważnie się pytam xD

      Po szóste, chyba jednak posłuchanie sobie więcej jazzu i klasyki dobrze by ci zrobiło...

      Usuń
    19. No ja też nie wiem kim jesteś i jakoś przeżyje.. Ośmieszyć? Nie, nie, nie, ja tylko chciałem wyrazić swoją szczerą opinię, nie uważam Illusionów I i II za jakieś wybitne osiągnięcie muzyczne bo są lepsze albumy od tego (Illusiony uwielbia znajomy ja wole jednak z Guns Apetite) ale nie uważam ich za chłam gorszy od St. Anger, którego odechciewa się słuchać po 10 minutach bo wszystko tam się rozjeżdża, jest sztampowy, a na dokładkę zmęczony wokal James'a, który brzmi jakby był na kacu obija się o mega toporną, sztampową i chaotyczną fasade muzyczną, dodatkowo teksty też są dość banalne a gwoździem do trumny tego albumu jest brak solówek Kirka. Load i Reload może i są jakie są ale mają dobre momenty i da się ich słuchać normalnie i nie męczą słuchacza aż tak, to samo jak wszystkie inne albumy Mety. Wracając po dniówce np zmęczony na luzie lubię sobie posłuchać Iron Maiden, Judas Priest czy też Pink Floyd albo Depeche w sumie raz nawet odpaliłem chyba Illusiona wspomnianego, natomiast nie wyobrażam sobie w tym wypadku odpalenie St. Anger, który męczy słuchacza to tyle a to czy jest inny to lepiej? Nie w tym wypadku bo można coś zrobić innego i nadal dobrego jak Black Album czy nawet Load/Reload a można zrobić coś innego i nagrać taki straszny album jak St. Anger.

      Usuń
    20. To, że Hammett nie zagrał żadnej solówki jest chyba na plus akurat xDD

      Usuń
    21. Na hasło "Hammett" przypomina mi się ten filmik, na którym widać, jak próbuje się nauczyć skomplikowanego riffu "Some Kind of Monster".

      Tak, im mniej jego popisów, tym lepiej.

      Usuń
  7. I tak. British Steel czy Ram It Down, którym dałeś 2/10 są lepszymi albumami, niż Metallica St. Anger, któremu dałeś 5/10 pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie dlatego, że nie zgadza się z moją opinią. Dlatego, że piszesz o bardzo przeciętnej muzyce, jakby to było szczytowe osiągnięcie ludzkości, a nawet nie potrafisz uzasadnić dlaczego jest dobra. Ciągle tylko powołujesz się na własny lub cudzy gust. A to nie świadczy o niczym. Posługując się taką pseudo-argumentacją można dowodzić wielkości czegokolwiek, nawet tego, że disco polo jest wybitne, bo przecież cenione wśród ludzi. Widzisz teraz jaki to gówniany "argument"?

      To raz, a dwa - zdajesz się w ogóle nie rozumieć połowy tego, co czytasz. Uczepiłeś się tego 5/10 dla "St. Anger", a już wielokrotnie już przyznałem, że to fatalny album, ale ma pewną przewagę nad innymi, które wymieniasz - nie jest odtwórczy i zastosowano na nim właściwe środki wyrazu do tego, co chciano osiągnąć. W recenzjach tamtych albumów padają natomiast konkretne zarzuty, odnoszące się do samej muzyki, a nie tego, co mi lub komuś się podoba / nie podoba.

      I tak, zawsze lepiej posłuchać czegoś, co może słuchacza rozwijać, niż kolejny raz tego, co się dobrze zna.

      Usuń
    2. Moim zdaniem niekoniecznie. Jest pełno muzyki, w której można znaleźć coś nowego po kilkuset przesłuchaniach. Davis elektryczny, Komeda, Coltrane, Strawiński, Bartok - przecież to muzyka na całe życie! Myślę, że przesłuchanie 100 razy On The Corner dostarczy bardzo dużo wrażeń, nowych odkryć czy swego rodzaju wskazówek, co jeszcze można w muzyce odkryć, no bo na tamtej płycie to jest chyba wszystko.

      Usuń
    3. Tak, jest wiele płyt, na których dobre poznanie trzeba wielu przesłuchań. Jednak nawet na nich nie będziesz w nieskończoność odkrywać coraz to nowych rzeczy. Zawsze nadejdzie moment, kiedy już je dogłębnie poznasz. A są też płyty - należące do większości - o których wiesz już wszystko po jednym odluchu. Tutaj mowa była akurat o "Use Your Illusion", więc...

      Usuń
    4. Tu się nie zgadam, bo "Use Your Illusion" to rzecz, od której powinno się trzymać zdala nawet bez odsłuchu!

      Usuń
    5. Ale ja słucham też innych rzeczy niż tylko Heavy/Thrash. Ostatnio całą dyskografie Depeche Mode przesłuchałem (Nie miałem jakoś ochoty podczas grypy na nic innego) i albumy takie jak Violator, Music for the Masses, Black Celebratio i Ultra są piękne, również spodobały mi się Speak and Spell i Broken Frame mimo, że nie mają wiele wspólnego z późniejszym stylem Depeche Mode, Słuchałem też Pink Floyd Ciemną Stronę Księżyca czy też Wish You Were Here oba wspaniałe, słuchałem też Motorogłowe Ace of Spades których cenie wysoko za "Bandycki klimat" i świetne szczere granie, które technicznie masakruje GnR z resztą tu nie ma co porównywać, może na starość przy szklaneczce Whisky sięgnę po Daviesa albo jak będę szukał czegoś nowego jako kolejną alternatywe. Nie. Nie uważam, że GnR Illusiony to szczyt muzyczny bo technicznie taki Motorhead ich rozkłada na łopatki np ale nie uznaje ich też jako szczyt gówna muzycznego bo są jeszcze większe kupska i bynajmniej jest to St. Anger, którego nie trawie. Myslovitz 1577 to jest jeszcze niższa półka muzyczna np, stare albumy zwłaszcza Miłość W Czasach Popkultury były świetne ale później od Hapiness is Easy coś tam się zepsuło.

      Usuń
    6. może na starość przy szklaneczce Whisky sięgnę po Daviesa albo jak będę szukał czegoś nowego

      Nie trzeba być starym i podpitym, by zacząć rozszerzać swoje horyzonty. Na razie nie wychylasz się poza ścisły mainstream drugiej połowy XX wieku. A najciekawsze rzeczy zdarzają się raczej poza głównym nurtem lub na jego uboczu.

      Usuń
    7. Cóż nie moja wina, że głównie człowiek się właśnie na tym wychował i czuje sentyment do takich kapel, mimo, że w Gimnazjum fundamentem był Linkin Park, później było Iron Maiden czy jakiś Powermetal jak Rhapsody czy Blind Guardian a później System of a Down czy Iron Maiden w 1 klasie średniej pamiętam, dalej były pojedyńcze kawałki Deep Purple czy Black Sabbath, ale np ostatnio słuchałem OMD czy przeleciałem dyskografię Depeche Mode dla odmiany a to już jakaś jak widać zmiana a z tym wypiciem na starość to była przenośnia, dzisiaj nawet odpaliłem kawałek Daviesa dla odmiany z ciekawości i muszę przyznać, że ma swój klimat.

      Usuń
    8. Swoją drogą po przesłuchaniu około 100 Thrash Metalowych albumów różnych wokalistów człowiek czuje, że tam już nic więcej chyba z tego się nie wyciśnie i trzeba szukać dalej, więc jako alternatywe wybrałem Progresywny Rock jak Pink Floyd Wish You There Here czy Synth jak Depeche Mode i OMD czy nawet nasze rodzime Kombi, jeszcze ciekawą ma twórczość Biliński.

      Usuń
    9. "Nie trzeba być starym i podpitym, by zacząć rozszerzać swoje horyzonty" :))) To jest genialne.

      Usuń
    10. Nikt przecież nie zaczyna od Davisa czy Coltrane'a, tylko właśnie od jakieś tandety dla nastolatków, ale to nie znaczy, że jest się zawsze na straconej pozycji. Każdy ma wybór, czy pozostanie na początku swojej muzycznej drogi i będzie wracać z sentymentu do jakichś gniotów, czy stwierdzi, że lepiej się rozwijać, poznawać nowe rzeczy i nie tracić już czasu na sentymenty. Z pewnością dałoby się też jakoś to pogodzić. Choć nie wydaje mi się prawdopodobne, żeby ktoś, kto serio zainteresuje się ambitniejszą muzyką - na tyle, że będzie rozumiał, z czego wynika to, że jest ambitniejsza - dalej znajdował jakieś plusy u przykładowych GNR czy LP.

      Znanie rocka progresywnego z "Wish You Were Here", albo elektroniki z DM i OMD, to jak lizanie lodów przez szybę.

      Usuń
    11. Ja już wyrosłem generalnie z LP, chociaż ostatnio pierwszy raz miałem okazję posłuchać i nie umiem już tego słuchać z takimi "Wypiekami na twarzy" jak 15 lat temu, to samo tyczy się System of a Down, Metallici a do takiego Korna to już nawet nie wracam bo odrzuca mnie ta stylistyka. Z czasem taka muzyka nudzi się i człowiek szuka czegoś nowego więc odkrywam twórczość Depeche Mode dla odmiany, ale lubię jednak wrócić do Maidenów, Judasów czy Thrash Metalu. Zapewne będzie okres kiedyś, że sięgnie człowiek po jeszcze inne gatunki bo będzie szukał czegoś nowego ale też raczej będę wracał do Ironów czy Judasów czy Black Sabbath, Deep Purple i Led Zeppelin czy nawet Metallici, Anthrax, Slayera czy Megadeth, Tedtament, Exodus, Kat czy Acid Drinkers bo do tego czasami fajnie wracać w przeciwieństwie do LP, Korna czy GnR, które posłuchasz pare razy i odłożysz na długi czas, sam mam Illusiony bo z ciekawości kupiłem, tanie były i znajomy tak zachwalał jakie to piękne albumy i jedynie do czego w nich chce mi się wracać to do pojedyńczych piosenek... To samo z Apetite mam, Nirvaną a Ira stara, którą polecał i kupiłem z sentymenty bo za łebka sporo słuchałem Mój Dom 93 czy znamie leżą se już sporo.

      Usuń
  8. Z resztą Illusiony są jeszcze względne przy tym co później nagrywało GnR, czyli Spaghetti Incident, oraz Chinese Democracy. Te dwa albumy to akurat jest gniot.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. GnR to w ogóle jest gniot.

      Usuń
    2. Między "Iluzjami", a "Chinese Democracy" zachodzi taka sama analogia, jak między "St. Anger", a trashowymi wydawnictwami Metalliki. Na "Demokracji" pojawiły się nowe brzmienia i stylistyka, innymi słowy w większości ten album nie kojarzy się ze starym GN'R, ale przynajmniej Axl zaproponował coś innego, niż wcześniej. Przynajmniej próbował, bo efekt jest niezbyt ciekawy, tak jak i w przypadku "St. Anger". Z artystycznego punktu widzenia i tak lepsza taka próba, niż granie 1000 raz tego samego, kiedy najlepsze pomysły i utwory zostały już nagrane lata temu i koła już się kolejny raz nie wymyśli grając ciągle dokładnie to samo. Metallica i GN'R to już wyłącznie przedsiębiorstwa, a za GN'R nie wiem jak ludzie mogą w ogóle płacić, żeby oglądać ich i słuchać obecnie na żywo, bo to co prezentują aktualnie to jakiś smutny żart.

      Usuń
  9. "Znanie rocka progresywnego z "Wish You Were Here", albo elektroniki z DM i OMD, to jak lizanie lodów przez szybę."
    A sam Pan Panie Pawle oceniał wysoko takiego np Violatora DM czy Wish You Were Here Pink Floyd więc chyba są to dobre albumy czyż nie? Według mnie świetne, chociaż DM moim ulubionym jest Ultra jeżeli chodzi o sympatie ale Violatora uważam za najlepszy, to tak jak z Black Sabbath, ulubionym jest Heaven and Hell ale za najlepszy uważam Paranoid.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat jakość nie ma tu nic do rzeczy. Chodzi o to, że te przykłady są zupełnie niereprezentatywne dla, odpowiednio, elektroniki i rocka progresywnego. To bardzo różnorodne rodzaje muzyki, więc trzeba przesłuchać dobre kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset płyt, żeby poznać całe ich spektrum.

      To tak, jakby ktoś właśnie odkrył Metallikę, a wciąż nie miał pojęcia o istnieniu Black Sabbath czy Led Zeppelin. Trudno powiedzieć o kimś takim, że zna się na ciężkim rocku i jakoś istotnie poszerzył swoje horyzonty, prawda?

      Usuń
  10. Fajnie, że bardziej doceniłeś ten album. Pozytywnie raczej nigdy go nie ocenię, choćby dlatego, że zbyt często wyziera tu nu metal (a dobry nu metal to chyba oksymoron, choć przyznaję, że nie słuchałem jeszcze najwyżej ocenianego w tym podgatunku na RYMie Deftones), ale doceniam próbę nagrania czegoś nowego. Pisałem już o tym kiedyś, ale mam nadzieję, że kiedyś wrócisz również do “Lulu”. Tamten album jest moim zdaniem nawet bardziej overhated od tego - zakute metalowe łby zmieszały go z błotem, bo jest czymś bardziej ambitnym, a to naprawdę ciekawa rzecz i gdyby wliczyć go do dyskografii Metalliki (choć jednak raczej nie powinno się, gdyby sygnowano to jako solowy album Reeda, to z pewnością byłby oceniany wyżej), to wg mnie mogłoby nawet wejść do top 3. No dobra, wiem, że dużo to nie mówi, ale coś mimo wszystko jednak tak.

    Nie mogę się też powstrzymać od nawiązania do jednego z komentarzy powyżej i przywołania ostatniego albumu pewnego zespołu z pistoletami i różami. Trochę ma tamta płyta wspólnego ze zrecenzowaną - podstarzałe gwiazdy nagrywają dziwaczny jak na siebie album, który zostaje dość jednogłośnie skrytykowany. Ale domyślam się, że już do niego nie wrócisz, zresztą słusznie, bo nie wiem, co musiałoby się stać, żebyś uznał go za wartego przesłuchania - industrial gra tam raczej trzecie skrzypce, a większość to wciąż sztampowy hard rock i ballady, jakie grali wcześniej. Aczkolwiek 1/10 to mimo wszystko moim zdaniem trochę zbyt ostra ocena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ten album GNR krótko po premierze miałem na kompakcie i nawet wtedy trudno było mi znaleźć tam coś ciekawego, choć stylistycznie było to mi bliższe wtedy niż teraz. Właśnie te fragmenty z wpływami rocka industrialnego - którego nie należy mylić z industrialem - jako tako mi podpasowały wówczas, ale to nie jest nic szczególnie dobrego nawet na tę stylistykę. Brzmienie perkusji na "St. Anger" jest o tyle ciekawsze od tych, powiedzmy, eksperymentów GNR, że kojarzy się z tym prawdziwym industrialem, gdzie walono narzędziami po kawałkach metalu. No ale płyta i tak koszmarna, więc mogłem przesadzić z oceną. Tylko wtedy dwie kolejne też mają za wysoką. A do "Lulu" zapewne kiedyś wrócę, choć podejrzewam, że muzycy Metalliki jednak ciągną ten materiał w dół.

      Usuń
    2. Aj, ale wtopa z tym rockiem industrialnym, skróciło mi się tak, a to przecież inna muzyka. Przyznaję, że mogłem się pomylić, bo obu stylów za bardzo nie znam – z industrialu przesłuchałem tylko z ciekawości to, co kiedyś wysłał ci Filip i stwierdziłem, że podzielam twoje zdanie o asłuchalności tego (sam chyba pisałeś tam też wtedy, że Throbbing Gristle cię nie przekonywało, więc uznałem, że skoro nawet dla ciebie to za trudne, to na razie nie będę się w to zagłębiał, ale teraz może zobaczę np. coś ze zrecenzowanego Coil), a z rocka industrialnego słuchałem tylko “The Downward Spiral” Nine Inch Nails, i to fajna muzyka, ale też taka jakaś dziwna (np. w “Hurt” jest świetnie budowane napięcie, ale irytuje mnie, że w kulminacyjnym momencie wchodzi z dupy nieprzyjemnie głośna gitara).

      Co do “Lulu”, niektóre kawałki to rzeczywiście metalowa łupanka (wokal Reeda na jej tle może brzmieć trochę komicznie, więc pewnie nie powinienem obrażać ludzi, którym to nie podeszło), ale są też całkiem ambitne (pojawiają się nawet fragmenty drone'owe i noise rockowe). Na moje oko te pół gwiazdki to może być twoja najbardziej “przeterminowana” muzyczna ocena. Na pewno jest to lepszy album niż nudne “Death Magnetic” i “Hardwired...to Self-Destruct". Śmiesznie się złożyło z tym komentarzem poniżej, mam nadzieję, że nie podejrzewasz mnie o multikonto ;)

      Usuń
    3. Nie słuchałem dużo rocka industrialnego, a z tego, co słyszałem, mogę polecić tylko wczesny NIN, "Possession" grupy God (tutaj grał nawet Hodkginson z Henry Cow) czy "You Won't Get What You Want" Daughters. "Earthling" Bowiego też ociera się o takie klimaty. A prawdziwy industrial to przede wszystkim dokonania Throbbing Gristle, Coil, Einstürzende Neubauten, Cabaret Voltaire, 23 Skidoo, Minimal Man, SPK oraz :zoviet*france:. Nie jest to jednak muzyka, jakiej słuchałbym na co dzień - za wyjątkiem "Horse Rotorvator", który naprawdę mnie zachwycił już przy pierwszym odsłuchu, a potem jeszcze bardziej.

      Usuń
  11. Autorze, fajnie byłoby zrecenzować płytę Lou Reeda i Metalliki "Lulu", bo to był, jak na Metallikę, zdecydowanie większy eksperyment niż St. Anger, choć przyznać trzeba, że więcej włożył tam Reed niż Metalllica

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024