[Recenzja] Metallica - "S&M" (1999)



Trzy dekady po pierwszych próbach łączenia rocka z orkiestrą (m.in. w wykonaniu Deep Purple, Moody Blues, Pink Floyd, Procol Harum), zakończonych niepowodzeniem i dlatego przez wiele lat niekontynuowanych, nastąpiła druga fala podobnych eksperymentów. Dość powszechne jest przekonanie, że zapoczątkowana została przez Metallikę i album "S&M". Jednak w rzeczywistości na pomysł jako pierwsi wpadli muzycy grupy Scorpions. Kilka lat wcześniej nawiązali oni współpracę z Michaelem Kamenem, który miał zająć się zaaranżowaniem partii orkiestry. Kamen szybko jednak zrezygnował z projektu, po czym... zgłosił się do muzyków Metalliki i sprzedał im pomysł połączenia sił z orkiestrą. Scorpionsi ostatecznie zatrudnili innego aranżera i nagrali swój symfoniczny album "Moment of Glory". Wcześniej jednak wydany został metallikowy "S&M", skompilowany z dwóch występów, z 21 i 22 kwietnia 1999 roku w kalifornijskim Berkeley Community Theatre. Zespołowi towarzyszyła The San Francisco Symphony pod batutą Kamena.

Już sama idea łączenia rocka i orkiestry jest pomysłem tyleż dziwnym, co pretensjonalnym. Muzykom rockowym po prostu brakuje umiejętności symfoników i wyobraźni klasycznych kompozytorów. O ile w przypadku "Concerto for Group and Orchestra" Deep Purple lub "Atom Heart Mother" Pink Floyd efekt był dość naiwny, to całość jako tako się kleiła - faktycznie mieliśmy tam współpracę zespołu z orkiestrą. Podobnie jest u Scorpions, którzy znacznie przearanżowali swoje utwory, aby orkiestra też mogła się wykazać (choć sam pomysł łączenia popowych kawałków z symfonicznym rozmachem był kuriozalny). Muzycy Metalliki niestety nie przyłożyli się do swojego projektu. Po prostu odgrywają swoje kawałki tak samo, jak na każdym innym koncercie. Rola orkiestry ograniczyła się do dopasowania się. O ile wychodzi to w wolniejszych, spokojniejszych kawałkach (przynajmniej w "Nothing Else Matters" i "Bleeding Me", zaś niekoniecznie w "Hero of the Day", który zanadto przesłodzono), tak w cięższych momentach zespół w ogóle nie pozostawia przestrzeni dla orkiestry, co prowadzi do kompletnego chaosu i niedopasowania. Często można odnieść wrażenie, jakby słuchało się na raz dwóch różnych albumów (np. "Master of Puppets", "Of Wolf and Man", "Fuel", druga połowa "One", "Battery"). Wyjątek stanowi "The Call of Ktulu", w którym wyjątkowo dobrze odnaleźli się symfonicy.

Do najlepszych momentów z pewnością należy "The Ecstasy of Gold", czyli temat Ennio Morricone z filmu "Dobry, zły i brzydki" Sergia Leone. Tutaj jednak gra sama orkiestra. Zespół używał już tego utworu jako intra podczas poprzednich tras - wówczas po prostu puszczano go z taśmy. Warto też dodać, że w 2007 roku muzycy nagrali w studiu metalową wersję utworu, która została wydana na kompilacji "We All Love Ennio Morricone". Wracając do "S&M", trzeba odnotować, że zespół specjalnie na okazję współpracy z orkiestrą stworzył dwa nowe utwory: "No Leaf Clover" i "- Human". W obu orkiestra dostaje nieco więcej przestrzeni, ale w momentach, w których zespół włącza przestery, znów razi niedopasowanie. Może po prostu nie da się przekonująco połączyć metalowego ciężaru i orkiestry ("The Call of Ktulu" to jedyna próba zakończona pełnym powodzeniem). Symfonicy i Metallica są jak woda i olej. Partie orkiestry są tutaj tylko niepasującym tłem, dodającym niepotrzebnego patosu i tak naprawdę nic więcej. "S&M" to jeden z najbardziej kuriozalnych i pretensjonalnych albumów, jakie kiedykolwiek powstały. Nieudany eksperyment. I najgorsze wydawnictwo w historii zespołu. Jedynie "The Ecstasy of Gold", "The Call of Ktulu", "Nothing Else Matters" i "Bleeding Me" ratują ten album przed byciem ledwo dającym się słuchać i kompletnie niepotrzebnym gniotem. 

Ocena: 3/10



Metallica - "S&M" (1999)

CD1: 1. The Ecstasy of Gold; 2. The Call of Ktulu; 3. Master of Puppets; 4. Of Wolf and Man; 5. The Thing That Should Not Be; 6. Fuel; 7. The Memory Remains; 8. No Leaf Clover; 9. Hero of the Day; 10. Devil's Dance; 11. Bleeding Me
CD2: 1. Nothing Else Matters; 2. Until It Sleeps; 3. For Whom the Bell Tolls; 4. - Human; 5. Wherever I May Roam; 6. The Outlaw Torn; 7. Sad But True; 8. One; 9. Enter Sandman; 10. Battery

Skład: James Hetfield - wokal i gitara; Kirk Hammet - gitara; Jason Newsted - gitara basowa; Lars Ulrich - perkusja
Gościnnie: Michael Kamen - dyrygent; San Francisco Symphony Orchestra - orkiestra
Producent: Bob Rock, James Hetfield, Lars Ulrich, Michael Kamen


Komentarze

  1. https://www.youtube.com/watch?v=UKyNAGUD_IQ

    Purple też po latach postanowili przypomnieć sobie, jak to z orkiestrą było. Ale ten dobór kawałków... już samo oglądanie, jak smyczkarze próbują gonić za tym i tak dziwnym rytmem, przyprawia o atak śmiechu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytrzymałem, dopóki Gillan milczał.

      Usuń
    2. Aż tak źle z nim? ;) Mnie dopiero całkiem załamała ta siekiera Morse'a, którą prześmiewca mógłby nazwać solówką.

      Usuń
  2. Nie żeby był fanem bo rockowe oblicze tego gościa mnie nie rusza ale porównując fuzję rocka z klasyką to chyba S & M obok tego nie leżało. Tutaj jednak gitara brzmi jak element całości a nie pociąg obok https://www.youtube.com/watch?v=CGLz2Hsk2Xo&list=PL75CBDA42751A3036&index=2

    OdpowiedzUsuń
  3. “The Ecstasy of Gold” to bezkonkurencyjnie najlepsza kompozycja w dyskografii Metalliki ;) Dla mnie to najlepszy fragment najlepszej ścieżki dźwiękowej ever do jednego z najlepszych filmów w historii. Dzwony i wokaliza w końcówce oryginalnej wersji za każdym razem przyprawiają o ciarki.

    W ogóle, dopiero niedawno dowiedziałem się, że Metallica wypuściła w 2020 follow-up tej płyty, pod względem długości przebili nawet oryginał - 143 minuty xD Komu by się tego chciało słuchać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiedziałem jeszcze przed premierą i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby tego słuchać. Wspomniany film - wiadomo, rewelacyjne kino i ścieżka dźwiękowa też. Jednak nie porównywalnym kompozycji Morricone i Metalliki, bo to całkiem inny gatunek, w zasadzie bez punktów stycznych. Metallica (wczesna, czyli z pierwszych 5-6 płyt) ma jedne z lepszych kompozycji w uprawianej przez zespół stylistyce.

      Usuń
  4. Nie słuchałem tego w całości i nie zamierzam, ale akurat No Leaf Clover to bardzo udany utwór

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024