[Recenzja] Slayer - "Reign in Blood" (1986)



W chwili wydania był to najbardziej brutalny, najbardziej ekstremalny album w historii muzyki. Na "Reign in Blood" - trzecim studyjnym albumie Slayer - metalowy ciężar spotkał się z hardcore'ową prędkością i bezkompromisowością. Na album trafiło dziesięć utworów o łącznym czasie poniżej pół godziny - tak intensywnej i brutalnej muzyki w większej dawce byłoby trudno wysłuchać. Tym bardziej, ze jedynym urozmaiceniem i uspokojeniem są efekty dźwiękowe (odgłosy deszczu i burzy) poprzedzające i kończące "Raining Blood". Jednak na tle dzisiejszego ekstremalnego metalu "Reign in Blood" zachwyca... melodyjnością. Kompozycje są przemyślane, a chociaż Tom Araya wykrzykuje teksty z prędkością CKMu, to nie ma problemu ze zrozumieniem go - w przeciwieństwie do współczesnych przedstawicieli najcięższych odmian metalu, preferujących growl lub inny niezrozumiały bulgot. Na "Reign in Blood" wyróżniają się zwłaszcza dwa, prawie dwukrotnie dłuższe od pozostałych, utwory. Są to otwierający album "Angel of Death" oraz zamykający go "Raining Blood", które są najlepszym przykładem jak powinno grać się agresywny metal, żeby nadawał się on do słuchania. W obu zwracają uwagę genialne riffy, nierzadko określane najlepszymi w thrash metalu. Do klasyki gatunku należy także "Postmortem" - odrobinę wolniejszy w pierwszej połowie, a dopiero w drugiej obłąkańczo rozpędzony. Z pozostałymi utworami jest niestety pewien problem - są do siebie bardzo podobne, trudno rozróżnić kiedy jeden się kończy, a następny zaczyna. Razem jednak bez wątpienia tworzą jeden z najbardziej powalających albumów w historii metalu.

Ocena: 8/10



Slayer - "Reign in Blood" (1986)

1. Angel of Death; 2. Piece by Piece; 3. Necrophobic; 4. Altar of Sacrifice; 5. Jesus Saves; 6. Criminally Insane; 7. Reborn; 8. Epidemic; 9. Postmortem; 10. Raining Blood

Skład: Tom Araya - wokal i bass; Jeff Hanneman - gitara; Kerry King - gitara; Dave Lombardo - perkusja
Producent: Rick Rubin i Slayer


Komentarze

  1. Zgadzam się album to klasyk, kawałek historii, wiele kapel uczyło się na nim muzyki :) Dla mnie najlepszy album Slayera.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nie zgadzasz się z tą oceną obecnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z nią. Choć albumu nie słyszałem od lat i możliwe, że gdybym go teraz posłuchał, to ocena byłaby jednak niższa.

      Usuń
  3. Czy reszta recenzji Slayera powróci? Czy może pamięć mnie myli i nigdy ich nie było...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były, ale już (raczej) nie wrócą.

      Usuń
    2. Nie no, albumy którym dałeś 7/10 mogły by być dalej

      Usuń
  4. Nigdy nie rozumiałem zachwytu tą płytą. Nie chodzi o ogólność lecz w odniesieniu do pozostałych płyt Slayera. Poza wspomnianymi przez autora recenzji utworami w zasadzie nic szczególnego na płycie się nie dzieje, poza oczywiście dążeniem do tego aby utwory te były jak najszybciej zagrane, no i oczywiście miały potężne brzmienie. Ja dałbym 7/10. Płyta dobra, bardzo dobrze zagrana, nagrana. Jednak kompozycyjnie nic specjalnego. Zdecydowanie wyżej oceniam South Of Heaven na 10/10 i Seasons In The Abyss na 9/10. Recenzje tych dwóch płyt autor bloga mógłby przywrócić. Nie miałem niestety okazji z nimi się zapoznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. autor niestety ma gdzieś sugestie lub prośby czytelników

      Usuń
    2. Gdybym miał na siłę pisać o muzyce, której obecnie w ogóle nie mam ochoty słuchać, to najprawdopodobniej oceny byłyby dużo niższe od tego, na ile te albumy obiektywnie zasługują. A same recenzje byłyby napisane dużo poniżej poziomu, jaki chciałbym utrzymać. Z tego względu nie mogą też wrócić oryginalne recenzje Slayera, bo one są bardzo kiepsko napisane.

      Usuń
  5. Osobiście wole Hell Awaits od Reign bo kompozycyjnie jest to dla mnie arcydzieło, natomiast Reign in Blood uwielbiam za brutalność, technike, szybkość i bezkompromisowość.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj nie prawda. W 1985 roku ukazał się mega kultowy album Possessed - Seven Churches. Płyta uważana za pierwszą płytę death metalową (tam włąsnie jest utwór nazwany "death metal" ......), choć brzmi jak taki brutalniejszy Reign in Blood, a raczej to Reign in Blood brzmi jak przystępniejszy Seven Churches, bo był rok później po płycie Possessed (choć sam Slayer jest starszy bo Reign to ich trzecia płyta) I nie jest to płyta jakaś nie znana. W świecie metalu to równy kult jak powyższa płyta Slayera, tyle że znana metalom a nie tak jak Slayer który znany także jest nie-metalom bo słychać o nim w mediach bo z Big Four Four. Possessed jest równie ważny ale jednak znany metalom a nie również Januszom metalu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście we wcześniejszym komentarzu chodziło mi o zdanie o najbardziej ówcześnie brutalnej płycie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024