[Recenzja] Iron Maiden - "Live After Death" (1985)



W połowie lat 80. muzycy Iron Maiden postanowili zrobić sobie krótką przerwę, aby zebrać siły po wyczerpującej trasie World Slavery Tour. Oczekiwanie na kolejny premierowy album miała fanom umilić pierwsza w dyskografii zespołu koncertówka, "Live After Death". Na dwóch płytach znalazł się przede wszystkim materiał zarejestrowany w marcu 1985 roku w kalifornijskiej Long Beach Arena, odzwierciedlający ówczesną setlistę niemal w całości. Na czwartej stronie longplaya dorzucono pięć utworów nagranych w październiku 1984 roku w londyńskim Hammersmith Odeon - każdy z nich pochodzi z innego występu, ponieważ zespół grał je wymiennie. Pierwsze kompaktowe wydania zawierały wyłącznie nagrania z Long Beach, a wykonanie "Running Free" zostało na ich potrzeby skrócone,  ze względu na ówczesne ograniczenia czasowe płyt CD. Na reedycji z 1995 roku dorzucono drugi dysk, jednak znalazły się na nim nagrania oryginalnie wydane na singlach towarzyszących albumowi: "Sanctuary" z Long Beach oraz "Losfer Words" i "Murders in the Rue Morgue" z Hammersmith. Dopiero reedycja z 1998 roku zawiera kompletny materiał z winylowego wydania, ale pomija bonusy z wcześniejszej edycji.

"Live After Death" to całkiem dobre podsumowanie dotychczasowej kariery Iron Maiden. Mocną reprezentację mają trzy najnowsze wówczas albumy. Pojawiają się wszystkie promujące je single - "Run to the Hills", "The Number of the Beast", "The Trooper", "Flight of Icarus", "Aces High" i "2 Minutes to Midnight" - ale też bardziej rozbudowane utwory, jak "Hallowed Be Thy Name", "Revelations", "Powerslave" czy "Rime of the Ancient Mariner". Nie zabrakło jednak materiału z czasów sprzed dołączenia Dickinsona, w postaci utworów "Iron Maiden", "Running Free", "Wrathchild", "Phantom of the Opera". Zaprezentowane tu wersje nie odbiegają daleko od studyjnych pierwowzorów, choć nowsze kompozycje nabrały większej energii - na czym szczególnie zyskał  "Revelations" - ale poza tym odegrane są bardzo wiernie, z dbałością o każdy detal. Nie jestem zwolennikiem takiego podejścia. Wolę, gdy zespół improwizuje, nadając znanym utworom zupełnie nowego kształtu. To jednak już lata 80., gdy publiczności wystarczała czysta rozrywka. Zresztą, co ciekawego w kwestii improwizacji mógłby zaprezentować zespół metalowy? Kompletnie nic, o czym można się przekonać słuchając "Running Free" - jedynego utworu na tym albumie, do którego zespół podszedł nieco swobodniej, wydłużając go dwukrotnie. Po prostu pojawia się tu długa wstawka z grającą jeden motyw sekcją rytmiczną, jako akompaniament do zabaw Dickinsona z publicznością i przedstawiania przez niego składu.

Równolegle z albumem winylowym, ukazała się także kaseta VHS o tym samym tytule. Wideo zawierało wyłącznie nagrania z Long Beach Arena - wszystkie 13 utworów z albumu oraz "Sanctuary". Wznowienie na DVD zostało wydane dopiero w 2008 roku, ale długi czas oczekiwania wynagradza naprawdę solidna forma wydania. Całość zajmuje aż dwa dyski. Pierwszy zawiera dokładnie to samo, co VHS, na drugi trafiły dodatki: 
  • druga część współczesnego dokumentu "The History of Iron Maiden", tym razem obejmująca lata 1984-85; 
  • pochodzący z epoki dokument "Behind the Iron Curtain", dotyczący pierwszej wizyty zespołu w krajach komunistycznej Europy - zarejestrowany głównie w Polsce, gdzie pięcioma występami rozpoczęła się trasa World Slavery Tour; 
  • osiem utworów zarejestrowanych podczas festiwalu Rock in Rio '85; 
  • dokument "'Ello Texas", nagrany jeszcze w 1983 roku, podczas poprzedniej trasy, World Piece Tour;
  • teledyski do utworów "Aces High" i "2 Minutes to Midnight";
  • galeria zdjęć i grafik;
  • program koncertów.

"Live After Death" sprawdza się jako zestaw greatest hits dla osób, które zamiast pięciu pierwszych albumów Iron Maiden, chciałby mieć tylko jeden. Natomiast jako koncertówka kompletnie nic nie wnosi do dyskografii zespołu. Za to DVD zawiera mnóstwo ciekawego materiału dodatkowego, który warto obejrzeć nie będąc nawet wielkim fanem zespołu. Szczególnie dokument "Behind the Iron Curtain", z którego można dowiedzieć się co nieco o ówczesnych realiach naszego kraju lub przypomnieć sobie, jak było beznadziejnie.

Ocena: 7/10



Iron Maiden - "Live After Death" (1985)

LP1: 1. Intro: Churchill's Spech; 2. Aces High; 3. 2 Minutes to Midnight; 4. The Trooper; 5. Revelations; 6. Flight of Icarus; 7. Rime of the Ancient Mariner; 8. Powerslave; 9. The Number of the Beast
LP2: 1. Hallowed Be Thy Name; 2. Iron Maiden; 3. Run to the Hills; 4. Running Free; 5. Wrathchild; 6. 22 Acacia Avenue; 7. Children of the Damned; 8. Die With Your Boots On; 9. Phantom of the Opera

Skład: Bruce Dickinson - wokal, gitara (LP1:5); Dave Murray - gitara; Adrian Smith - gitara; Steve Harris - gitara basowa; Nicko McBrain - perkusja
Producent: Martin Birch


Komentarze

  1. Tak. Ten album zasługuje na 10 i rzeczywiście jest jedną z najlepszych koncertówek wszechczasów. No jeszcze parę genialnych można wymienić: Thin Lizzy - Live and Dangerous, Pink Floyd - Delicate Sound of Thunder, Deep Purple - Made In Japan, Ozzy Osbourne - Tribute: Randy Rhoads. Pewnie jeszcze coś by się znalazło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest sporo lepszych rockowych koncertówek od "Live After Death" i tych z komentarza. Sam wymieniłbym z nich tylko "Made in Japan", a resztę zastąpił tymi:

      The Allman Brothers Band - "At Fillmore East"
      Cream - "Wheels of Fire"
      Grateful Dead - "Live/Dead"
      Henry Cow - "Concerts"
      Jimi Hendrix - "Band of Gypsys"
      John Mayall - "The Turning Point", "Jazz Blues Fusion"
      King Crimson - "The Great Deceiver: Live 72-74"
      Magma - "Live"
      Pink Floyd - "Ummagumma"
      Queen - "Live at the Rainbow '74"
      Quicksilver Messenger Service - "Happy Trails"
      Rory Gallagher - "Irish Tour '74"
      The Who - "Live at Leeds"

      Pewnie o czymś zapomniałem ;)

      Usuń
    2. Zatkało mnie, co wtedy mogło Ci się w tym podobać tak, że dałeś temu 10? Stężenie hitów jednego z najulubieńszczych zespołów na jednym krążku [CD]?

      Skoro nie ma tu porywających improwizacji tudzież jakiegoś premierowego materiału na wysokim poziomie, to 10 bym dał raczej tylko za bycie takim 'best of', o ile oczywiście podobałyby mi się zawarte tu utwory.

      Sypnąłbym z miejsca jeszcze całą masą dobrych koncertówek, ale z tego co widzę to chyba wszystkim tym co wymieniłeś dałeś 9 lub 10, a te o których myślałem miały 8 czy nawet 7. Ale 9 ma chyba jeszcze Recorded Live Ten Years After z 1973 roku.

      Z tego co pamiętam, to kiedyś lubiłeś jeszcze "Strangers in The Night" Ufolców

      Usuń
    3. W wersji CD to też są dwie płyty.

      Te utwory - chociaż odegrane bardzo wiernie względem studyjnych wersji - tutaj i tak wypadają w większości lepiej.

      O "Recorded Live" zapomniałem pisząc powyższą listę. "Strangers in the Night" to coś pomiędzy starą i nową szkołą koncertówek, tzn. dużo utworów jest po prostu odegrane bez żadnej inwencji, ale jakieś improwizacje też są. Więc jest to jednak nieco wyższy poziom od "Live After Death", czy dajmy na to "Live and Dangerous" Thin Lizzy albo "World Wide Live" Scorpions, czy z innej beczki - "Delicate Sound of Thunder" i "Pulse" Pink Floyd. No i jak się zna "Strangers..." i "Flying", to nie trzeba słuchać nic więcej UFO.

      Usuń
  2. Generalnie ten zespół nie wydawał słabych koncertówek. Live in Rio czy Flight 666 to przecież fenomenalne płyty. Nawet nielubiane płyty z trasy Fear Of The Dark mają swoją moc. Paradoksalnie na kazdej innej koncertówce Bruce śpiewa lepiej niż na Live After Death.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na praktycznie każdej koncertówce Iron Maiden połowę repertuaru stanowią te same, ograne do porzygania kawałki. I za każdym razem zespół po prostu je odgrywa, czasem będąc w lepszej formie, czasem gorszej. Więc tak naprawdę nic się nie straci, znając tylko studyjne albumy.

      A Dickinson był zdecydowanie w gorszej formie przynajmniej na trasach promujących "Fear of the Dark" i "Dance of Death".

      Usuń
  3. Nie no, starzeje się chyba. W okolicach Run To The Hills zaczęło mi się to nużyć i dłużyć, ba zacząłem zastanawiać się kiedy w końcu koniec.
    I pomyśleć, że jeszcze 10 lat temu po wysłuchaniu całości, wlaczylbym to sobie od nowa. Ech ta młodość.. ;)
    6;6.5/10

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i tak długo wytrzymałeś ;)

      Usuń
    2. Zacznę może od różnic których nikt nie słyszy w/g mnie płyty studyjne brzmią nie za fajnie. Np.POWERSLAVE z cd a brzmienie z LIVE AFTER DEATH to inna bajka. I na koniec brzmienie choćby z winyla TONPRESU LIVE .. nie porównywalne z wersją CD. Całość LIVE... w/g mnie znacznie lepiej się słucha niż pojedyncze płyty studyjne. Dla mnie takie 8+.

      Usuń
    3. Warto byłoby dodać co właściwie porównujesz. Było kilka wydań CD, za każdym razem z innym remasteringiem. A remastering często bardzo mocno zmienia brzmienie, nierzadko na gorsze względem pierwszego wydania.

      W porównaniu winyla z CD nie mam pojęcia, co masz na myśli pisząc, że jest nieporównywalne. Nieporównywalne na korzyść którego nośnika? Jeśli na niekorzyść winyla, to pewnie kwestia tego, że tłoczenia Tonpressu są po prostu kiepskie względem zachodnich wydań.

      Całą dyskografię Ironów z lat 80. miałem w wydaniach CD z 1998 roku, a wciąż mam na wczesnych (zagranicznych) wydaniach winylowych i w obu przypadkach faktycznie wiele utworów ma lepsze brzmienie w wersjach z "Life After Death", szczególnie "Revelations", ale też inne kawałki z czasów Dickinsona. W przypadku kawałków, które oryginalnie śpiewał DiAnno, moim zdaniem lepiej pasuje to surowe, punkowe brzmienie debiutu.

      Usuń
  4. Taka to już uroda tej muzyki że i solowki gitarowe są odgrywane jak w wersjach studyjnych. Przywodzi to na myśl wiele zespołów prog rockowych oraz... muzykę klasyczna.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)