[Recenzja] Jimi Hendrix - "Both Sides of the Sky" (2018)



Mogłoby się wydawać, że archiwum nagrań Jimiego Hendrixa zostało już w pełni wyeksploatowane. Chyba żaden inny artysta nie doczekał się tylu pośmiertnych wydawnictw. A jednak wciąż ukazują się kolejne nowe albumy sygnowane jego nazwiskiem. Rok 2018 przynosi kolejny tytuł: "Both Sides of the Sky". To trzecia - i podobno ostatnia - część serii rozpoczętej w 2010 roku albumem "Valleys of Neptune" i kontynuowanej w 2013 roku przez "People, Hell and Angels". Jej celem jest zebranie i udostępnienie mało znanych, a czasem wcześniej niepublikowanych nagrań. W praktyce wygląda to już nieco mniej ekscytująco. Znaczna część materiału z obu poprzednich części to po prostu alternatywne wersje doskonale znanych kompozycji. Aczkolwiek, dzięki nowoczesnej technologii udało się uratować wiele nagrań, które wcześniej nie nadawały się do publikacji ze względu na brzmienie, pomyłki muzyków czy ich nieukończony charakter. Niektóre z nich były wcześniej dostępne wyłącznie w wersjach koncertowych lub kontrowersyjnych remiksach Alana Douglasa. W XXI wieku możliwe stało się izolowanie poszczególnych partii z utworu, dzięki czemu można było połączyć kilku różnych podejść do danego utworu. Podobnie, jak w przypadku poprzednich części, nad całym tym procesem czuwał Eddie Kramer - inżynier dźwięku współpracujący z Hendrixem od czasu powstania tria Experience.

I tym razem nie zabrakło bardzo dobrze znanych kompozycji. "Lover Man", "Hear My Train a Comin'", "Stepping Stone", "Power of Soul" i "Angel" ukazały się już na niezliczonych koncertówkach i/lub pośmiertnych wydawnictwach ze studyjnym materiałem. Ba, "Hear My Train a Comin'" jest obecny i na "Valleys of Neptune", i na "People, Hell and Angels", a więc na każdej odsłonie serii. Na tym pierwszym pojawił się też "Lover Man". Oczywiście, za każdym razem użyto zupełnie innych nagrań. Jedynie w "Power of Soul" posłużono się znanymi ścieżkami z 21 stycznia 1970 roku (opierają się na nich wersje z "Crash Landing" i "South Saturn Delta"), dodano też jednak nieznane wcześniej partie z 3 lutego tego samego roku. Ciekawostką jest natomiast, że w tutejszej, wersji "Angel" Jimi zagrał na wibrafonie. Jednak jedynie "Hear My Train a Comin'" może się równać z wcześniej wydanymi wersjami studyjnymi (z koncertowymi już nie). Pozostałe są wyraźnie niedopracowane, a w "Power of Soul" jak zwykle brakuje energii, która ma ta najwcześniej wydana wersja - koncertowe wykonanie z "Band of Gypsys".

Liczną grupę stanowią nagrania mniej znane, ale już wcześniej wydane na różnych mniej istotnych, zapomnianych kompilacjach lub w obszernych, wielopłytowych boksach. W przypadku niektórych wykorzystano te same podejścia, w przypadku innych alternatywne, zaś wszystkie zostały na nowo zmiksowane. Jest tu fajna, choć dość zachowawcza wersja "Mannish Boy" z repertuaru Muddy'ego Watersa, zarejestrowana podczas pierwszej sesji Hendrixa z Billym Coxem i Buddym Milesem (na długo zanim ta trójka stworzyła zespół Band of Gypsys), dotąd dostępna wyłącznie na kompilacji "Blues" z 1994 roku. Klasyczny blues w wolnym tempie, "Georgia Blues", zarejestrowany z udziałem wokalisty i saksofonisty Lonniego Youngblooda oraz członków jego zespołu, był już natomiast wydany na "Martin Scorsese Presents the Blues" (2003). Z kolei utwory "The Things I Used To Do" (bliska pierwowzoru przeróbka bluesa Guitar Slima), "Send My Love to Linda" (taka sobie piosenka z czasów Band of Gypsys) i "Cherokee Mist" (klimatyczny instrumental z partią gitary imitującą sitar, mający jednak raczej szkicowy charakter) we fragmentach trafiły już na kompilację "Live & Unreleased: The Radio Show" z 1989 roku (rok później wznowioną jako "Lifelines", później całkiem wycofana z katalogu). Dwa pierwsze dopiero tutaj zostały zaprezentowane w całości, ale "Cherokee Mist" w znacznie lepszej, późniejszej wersji, został już wydany w boksie "The Jimi Hendrix Experience" (2000). Trafił tu także niezbyt interesujący jam "Jungle", którego inne wykonanie ukazało się wcześniej na "Morning Symphony Ideas" (2000).

Jedynymi prawdziwymi nowościami są dwa nagrania z 30 września 1969 roku: skomponowany przez Stephena Stillsa "$20 Fine" oraz przeróbka "Woodstock" z repertuaru Joni Mitchell. W obydwu kluczową rolę odgrywa Stills, jako wokalista i klawiszowiec. W pierwszym Hendrix gra zarówno na gitarze, jak i na basie, a prócz tego można tu usłyszeć Mitcha Mitchella i pianistę Duane'a Hitchingsa. To niestety bardzo banalna piosenka, której na pewno nie ratuje wyjątkowo zachowawcza gra Jimiego. W drugim Hendrix gra tylko na basie, a jedynym dodatkowym muzykiem jest Buddy Miles. To już nieco mniej banalna piosenka, z niezłym popisem Stillsa na elektrycznych organach i wyrazista grą sekcji rytmicznej. Jednak brak gitary Jimiego nasuwa pytanie: co to nagranie w ogóle robi na płycie sygnowanej jego nazwiskiem? Oba kawałki z tej sesji są zresztą kompletnie nie w stylu twórczości Hendrixa i powinny zostać wydane raczej na jakiejś kompilacji Stillsa lub na singlu sygnowanym nazwą Stephen Stills featuring Jimi Hendrix. Już lepiej pasuje tu wspomniany wyżej "Georgia Blues", który co prawda jest śpiewany przez Youngblooda, a w brzmieniu istotną rolę odgrywają organy i saksofon, ale przynajmniej dużo tutaj fantastycznych partii gitarowych. Wraz z innymi bluesami - "Mannish Boy", "Hear My Train a Comin'" i "Things I Used to Do" - stanowi powód, dla którego można się zapoznać z tym wydawnictwem.

Cała reszta tego wydawnictwa to zwyczajne śmieci, które nie przypadkiem leżały przez tyle lat nietknięte w archiwum lub na zapomnianych kompilacjach. Kolejne alternatywne wersje, zdecydowanie nie lepsze od dotąd dostępnych ("Lover Man", "Stepping Stone", "Power of Soul", "Angel"), mało interesujący jam ("Jungle"), nieukończony szkic ("Cherokee Mist"), banalne piosenki ("$20 Fine", "Send My Love to Linda") oraz nagranie, w którym rola Hendrixa sprowadza się do grania na basie ("Woodstock"). I z takiego właśnie materiału skompilowano wydawnictwo, które według twórców powinno być traktowane jak regularny album. Powstał jednak byle jaki, strasznie chaotyczny i nierówny składak. Zero szacunku dla słuchaczy, ale i dla samego artysty, który na pewno nie chciałby, żeby publikowano ewidentnie niedorobione utwory z jego dorobku. Zresztą nie tylko jego twórczość została tak potraktowana, ale i wizerunek - wyretuszowane zdjęcie z okładki straszny niemal tak samo, jak większość zawartej tu muzyki. Niższej oceny nie daję wyłącznie ze względu na obecność czterech naprawdę fajnych kawałków, które dzięki tej kompilacji stały się lepiej dostępne (lub po prostu dostępne).

"Both Sides of the Sky" to zdecydowanie najsłabsza odsłona tej serii. "Valleys of Neptune" zawiera co prawda parę powtórek zbyt dobrze znanych kompozycji, ale jako całość jest najrówniejszy. "People, Hell & Angels" jest z kolei nieco nierówny, ale znalazły się na nim mniej znane kompozycje, w tym parę naprawdę fantastycznych wykopalisk. Tymczasem "Both Sides of the Sky" jest nie tylko najmniej spójny, ale też przynosi zdecydowanie najmniej ciekawego materiału. Mam nadzieję, że twórcy dotrzymają słowa i faktycznie nie będą kontynuować tej serii (którą tak naprawdę można było skondensować do jednej płyty). Ten zbiór w drastyczny wręcz sposób uświadamia, że w archiwum nagrań Jimiego Hendrixa nie zostało już nic wartego wydania. Przynajmniej jeśli chodzi o studyjny materiał. Wciąż bowiem czekam na pełne rejestracje trzech pozostałych występów Band of Gypsys w Fillmore East.

Ocena: 5/10



Jimi Hendrix - "Both Sides of the Sky" (2018)

1. Mannish Boy; 2. Lover Man; 3. Hear My Train a Comin'; 4. Stepping Stone; 5. $20 Fine; 6. Power of Soul; 7. Jungle; 8. Things I Used to Do; 9. Georgia Blues; 10. Sweet Angel; 11. Woodstock; 12. Send My Love to Linda; 13. Cherokee Mist

Skład: Jimi Hendrix - wokal i gitara, gitara basowa (5,10,11), wibrafon (10); Billy Cox - gitara basowa (1,2,6,8,12); Buddy Miles - perkusja (1,2,6,11,12); Noel Redding - gitara basowa (3,4,7); Mitch Mitchell - perkusja (3-5,7,10,13)
Gościnnie: Stephen Stills - wokal i organy (5,11); Duane Hitchings - pianino (5); Johnny Winter - gitara (8); Dallas Taylor - perkusja (8); Lonnie Youngblood - wokal i saksofon (9); John Winfield - organy (9); Hank Anderson - gitara basowa (9); Jimmy Mayes - perkusja (9)
Producent: Eddie Kramer, Janie Hendrix, John McDermott


Komentarze

  1. Akurat na okładki kolejnych pośmiertnych wydawnictw już deficytu nie mają XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję uporania się z tym bałaganem, jakim jest pośmiertna dyskografia Hendrixa! A przynajmniej jej mniej obskurną częścią. xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta płyta to porażka.
    Mogli wykorzystać podejscia do o wiele ciekawszych utworów.
    Na przykaład "Who Knows" (istnieją nagrania z podejść studyjnych, są dostępne na bootlegach)
    Utwór "Midnight Ligtning" do dzisiaj nie doczekał się oryginalnego wydania w wersji z lipca 1970 roku (wersja użyta przez Alana Douglasa)
    Co zamiast tego jest?
    Utwory w których głowną postacią jest Stephen Stills...
    Po co to jest na płycie HENDRIXA?
    "Both Sides Of The Sky" jest nietrafiony całkowicie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)