[Recenzja] Tangerine Dream - "Rubycon" (1975)
W styczniu 1975 roku Edgar Froese, Peter Baumann i Christopher Franke powrócili do studia The Manor, by nagrać następcę przełomowej - zarówno pod względem stylistycznym, jak i komercyjnym - "Phaedry". W nagraniach ponownie wykorzystane na szeroką skalę zostały syntezatory i sekwencery, ale nie zapomniano o bardziej tradycyjnych instrumentach, jak pianina akustyczne i elektryczne, organy, melotron, gitara czy gong (część z nich została jednak specjalnie spreparowana). Pojawiają się też chóry. Początkowo w sesji miał wziąć udział prawdziwy chór, jednak okazało się to zbyt problematyczne z przyczyn organizacyjnych i technicznych. Ostatecznie muzycy sami nagrali te partie, a następnie odpowiednio przetworzyli je za pomocą syntezatorów, aby osiągnąć pożądany efekt. "Rubycon", jak zatytułowano album, składa się tylko z dwóch utworów, trwających po siedemnaście minut z sekundami. Choć zatytułowano je odpowiednio "Rubycon (Part One)" i "Rubycon (Part T