[Recenzja] Embryo - "Rocksession" (1973)



"Rocksession" to już ostatni z serii albumów zarejestrowanych przez Embryo na przełomie lat 1971/72. Jako jedyny z nieformalnej trylogii - tworzonej wraz z wydanymi wcześniej "Father, Son and the Holy Ghosts" i "Steig Aus" - nie został zarejestrowany w rodzimym Monachium, lecz w studiu Dietera Dierksa mieszczącym się nieopodal Kolonii. Zespół już wcześniej miał okazję współpracować z Dierksem, lecz było to zanim ten ostatni stał się jednym z najbardziej cenionych i rozchwytywanych inżynierów dźwięku w ówczesnym RFN. Skład podczas tej sesji był niemal identyczny, jak podczas nagrywania "Steig Aus". Oprócz współzałożycieli grupy, Christiana Burcharda i Edgara Hofmanna, wystąpili na niej klawiszowcy Mal Waldron i Jimmy Jackson, a także basiści Dave King i Jörg Evers. Jedynie funkcja gitarzysty przypadła tym razem nie Romanowi Bunce, a Siegfriedowi Schwabowi (który wraz z Burchardem, Hofmannem i Kingiem brał udział w nagraniu "Father, Son and the Holy Ghosts").

Tytuł tego wydawnictwa wiele mówi o jego charakterze. O ile bowiem zarejestrowany w tym samym okresie (i przez niemal identyczny skład) "Steig Aus" jest wyraźnie ukierunkowany na stylistykę jazz fusion, tak "Rocksession" zawiera muzykę o bardziej rockowym charakterze. Nie jest to, oczywiście, konwencjonalny rock. Zespół w tamtym czasie miał większe ambicje. I dlatego proponował swoją wersję krautrocka, mocno nasiąkniętą wpływami jazz rocka, psychodelii i muzyki orientalnej. Jest to muzyka o bardzo swobodnej formie, przypominającej jamowanie. A instrumentaliści wykazują się sporym kunsztem wykonawczym, co nie powinno dziwić, wszak wielu z nich było doświadczonymi jazzmanami (szczególnie Waldron, który miał za sobą współpracę m.in. z Mingusem, Dolphym i Coltrane'em). Na album składają się cztery, przeważnie rozbudowane utwory. Ich tworzenie odbyło się w większości w zespołowy sposób. Burchard podpisany jest jako autor wszystkich, Waldron i Schwab pod trzema (oprócz pierwszego), a Hoffmann i Jackson pod dwoma (oprócz pierwszego i ostatniego).

Rozpoczynający całość "A  Place to Go" składa się jakby z dwóch części. Pierwsza składa się z gęstych partii perkusji i perkusjonaliów, orientalizujących dźwięków skrzypiec, a także przytłumionego wokalu (poza tym fragmentem, album jest już w całości instrumentalny). W drugiej części następuje świetne wejście motorycznego basu, stanowiącego tło dla solówek gitary, skrzypiec i klawiszy. Niestety, po niewiele ponad czterech minutach utwór nagle się wycisza. Ten brak jakiegoś rozwinięcia trochę doskwiera. Ale dzięki temu, na pierwszej stronie winylowego wydania zmieścił się jeszcze trwający ponad kwadrans "Entrances". A to już doskonała improwizacja, pełna rockowej energii, ale i niemalże jazzowego wyrafinowania. Interesująca, nieograniczająca się do akompaniamentu gra sekcji rytmicznej - z głębokim, transowym basem i niebanalną perkusją - dopełniana jest rockowymi solówkami gitary i organów, a także jazzującymi popisami Waldrona na pianinie elektrycznym i Hoffmanna na saksofonie. Instrumentaliści zachwycają solowymi popisami i wchodzą w ciekawe interakcje. Trudno przebić tak porywające nagranie, ale dwa około 10-minutowe utwory ze strony B praktycznie wcale mu nie ustępują. "Warm Canto" wyróżnia się bardziej subtelnym nastrojem, tworzonym głównie przez partie wibrafonu, organów, i skrzypiec, ale także lekko bluesowe dźwięki gitary i znów jazzującą grę Waldrona. Finałowy "Dirge" również ma dość klimatyczny charakter, jednak stopniowo nabiera na dynamice. Sekcja rytmiczna fantastycznie buduje napięcie, podczas gdy na pierwszym planie kolejno rozbrzmiewają długie solówki na skrzypcach, pianinie elektrycznym, gitarze i organach.

"Rocksession" to jeden z bardziej przystępnych dla rockowego słuchacza albumów Embryo, zarazem nic nie tracący z wyrafinowania i kreatywności "Steig Aus". Tym samym doskonale nadaje się na początek dla osób jeszcze nie mających do czynienia z twórczością grupy. A jednocześnie jest to jedno z najlepszych wydawnictw w bogatej dyskografii niemieckiego zespołu. Bardzo spójne (mimo różnorodnych inspiracji), zachwycające wykonaniem i bogatym brzmieniem, które nic się nie zestarzało.

Ocena: 9/10



Embryo - "Rocksession" (1973)

1. A Place to Go; 2. Entrances; 3. Warm Canto; 4. Dirge

Skład: Mal Waldron - elektryczne pianino; Jimmy Jackson - organy; Edgar Hofmann - skrzypce, saksofon; Siegfried Schwab - gitara; Dave King - gitara basowa; Jörg Evers - gitara basowa; Christian Burchard - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Embryo


Komentarze

  1. Moja ulubiona płyta Embryo. Sporo albumów nagrali, wielu jeszcze nie słuchałem, ale nie sądzę, że znajdzie się lepsza, albo po prostu taka, która bardziej mi się spodoba. Napisałeś Pawle o braku rozwinięcia A Place to Go, faktycznie, urywa się brzydko, szkoda trochę. Dla mnie perełką jest przede wszystkim Warm Canto, piękny utwór o ciepłym brzmieniu, zresztą, jak sama nazwa wskazuje. Jeśli dobrze pamiętam, to po przesłuchaniu oryginału Warm Canto Mala Waldrona zacząłem poznawać muzykę jazzową.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)