Posty

[Recenzja] Testament - "The New Order" (1988)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #7  Ze wszystkich ewentualnych kandydatów do poszerzenia thrash-metalowej Big 4 najbardziej sensownym wyborem może być Testament. Nie stawiałbym ani na Exodus, który zawsze wydawał mi się zbyt jednostajny, ani na Overkill, gdzie na płytach z klasycznego okresu słyszę zbyt wiele niezamierzonego kiczu. O innych kapelach nie ma chyba nawet co wspominać - mało kto w ogóle je proponuje ze względu na niszową popularność lub względy geograficzne. Tymczasem grupie Testament całkiem sprawnie wychodziło łączenie thrashowego łojenia z dość wyrazistymi kompozycjami, zdarzały się jej wypady w odrobinę inne rejony muzyczne, a do tego nawet nieźle radziła sobie pod względem komercyjnym. Dlaczego więc zespół nie jest wymieniany jednym tchem z Metalliką, Slayerem, Megadeth i Anthrax? Mimo wszystko kompozycje kwintetu nie są aż tak charakterystyczne, jak u wyżej wymienionych. Nie bez znaczenia jest też fakt zadebiutowania dopiero w 1987 roku, gdy tzw. wielka czw

[Recenzja] Trettioåriga Kriget - "Trettioåriga Kriget" (1974)

Obraz
Trettioåriga Kriget - wojna trzydziestoletnia w tłumaczeniu ze szwedzkiego - to bardzo dziwna nazwa dla zespołu. Kapela powstała w 1970 roku w Sztokholmie z inicjatywy szóstki nastolatków, w tym aż dwóch bębniarzy. Dość szybko z oryginalnego składu zostali tylko basista Stefan Fredin oraz perkusista Dag Lundquist, a poniekąd także Olle Thörnvall, który jednak porzucił grę na gitarze i harmonijce, aby skupić się wyłącznie na pisaniu tekstów. Nowymi muzykami zostali wokalista o swojsko brzmiącym nazwisku Robert Zima (z pochodzenia Austriak) oraz gitarzysta Christer Åkerberg. Kolejnych kilka lat muzycy spędzili na tworzeniu autorskiego materiału oraz szlifowaniu stylu. Dopiero w 1974 roku podpisali pierwszy kontrakt i nagrali swój debiutancki, eponimiczny longplay. Zawarta na nim muzyka jest różnie klasyfikowana, bywa nawet zaliczana do rocka progresywnego, jednak zdecydowanie dominują tu elementy hardrockowe czy nawet proto-metalowe. Taki "Kaledoniska Orogenesen" w najcięższ

[Recenzja] Svvamp - "Svvamp" (2016)

Obraz
Svvamp to pochodzące ze Szwecji hard/blues-rockowe power trio ze śpiewającym perkusistą. Muzycy mają prosty pomysł na swoją twórczość. Eponimiczny debiut zespołu to jeden wielki hołd dla grup w rodzaju Cream, Free, The Jimi Hendrix Experience, Led Zeppelin czy ogólnie muzyki z przełomu lat 60. i 70. Żadnych wątpliwości nie pozostawiają zresztą tytuły utworów w rodzaju "Fresh Cream" czy "Free at Last", nawiązujące do tak samo zatytułowanych płyt wiadomych zespołów, albo podebrany od Neila Younga "Down by the River". Nawet brzmienie jest stylizowane na tamtą epokę. Dobrze, że chociaż miks okazuje się bardziej współczesny, ze sprawiedliwie rozłożonymi instrumentami po kanałach i bez faworyzowania żadnego z nich. Nie da się jednak ukryć, że trio idzie po linii najmniejszego oporu, prezentując zbiór prostych, standardowych piosenek, podczas gdy w takiej stylistyce aż prosiłoby się o bardziej swobodne, jamowe podejście. Wśród jedenastu kawałków, trwających

[Recenzja] Anthrax - "Spreading the Disease" (1985)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #6 Kilka lat temu dużym wydarzeniem muzycznym okazała się wspólna trasa tzw. wielkiej czwórki thrash metalu - zespołów Metallica, Slayer, Megadeth i Anthrax. Właśnie obecność wśród Big 4 tej ostatniej grupy wywołuje największe kontrowersje wśród ortodoksyjnych fanów. Krytyka Anthrax najczęściej skupia się na silniejszych wpływach klasycznego heavy metalu, nieco bardziej humorystycznym podejściu do grania, a zwłaszcza na wydaniu dwóch inspirowanych hip-hopem singli. Nic więc dziwnego, że fani gatunku chętnie zobaczyliby w tym miejscu którąś z bardziej konwencjonalnych kapel - w kolejce czekają m.in. Exodus, Overkill i Testament. Wielka czwórka jest jednak terminem przede wszystkim marketingowym, a właśnie te cztery grupy odniosły największy sukces komercyjny. Prawdziwy sukces Anthrax i dostrzeżenie zespołu poza metalową niszą to dopiero 1987 rok, gdy ukazał  się zarówno album "Among the Living", wypełniony rasowym thrash metalem, jak i

[Recenzja] Monarch - "Two Isles" (2016)

Obraz
Na debiutancki album kalifornijskiej grupy Monarch zwróciłem uwagę za sprawą okładki. Ta dość jednoznacznie kojarzy się z latami 60. i wyraźnie wskazuje na inspirację ówczesną kalifornijską sceną psychodeliczną, co jednak tylko w pewnym stopniu zdradza muzyczną zawartość. Płytę tego amerykańskiego zespołu wydała duńska oficyna o hiszpańskiej nazwie El Paradiso Records, specjalizująca się w klimatach retro. "Two Isles" niewątpliwie jest albumem niedzisiejszym. Kojarzyć się może z twórczością Quicksilver Messenger Service, The Allaman Brothers Band czy Wishbone Ash, a to za sprawą nieco jamowych utworów, zdominowanych przez solówki aż trzech gitarzystów, nierzadko prowadzone symultanicznie. Sporo tutaj też gitary akustycznej, wyraźnie pulsującego basu czy oldskulowych brzmień klawiszowych - melotronu lub Wurlitzera. Co ciekawe, sami muzycy wskazują też na inspirację shoegaze'em, jednak ogranicza się ona do lekko rozmytego brzmienia, które wciąż bardziej kojarzą mi się z

[Recenzja] Gary Moore - "After Hours" (1992)

Obraz
Po komercyjnym sukcesie "Still Got the Blues" było wręcz pewne, że album doczeka się kontynuacji. "After Hours" to płyta przygotowana dokładnie według tego samego schematu. Identyczna jest stylistyka, produkcja, dobór materiału - bluesowe standardy przeplatają się z kompozycjami autorskimi - a nawet po raz kolejny na sesję zaproszono prawdziwych bluesmanów: ponownie Alberta Collinsa oraz po raz pierwszy samego B.B. Kinga. Są też jednak pewne różnice. Tym razem jeszcze większą - naprawdę większą - rolę odgrywają dęciaki, a aranżacje dodatkowo wzbogacono o żeńskie chórki. Oba te elementy wykorzystano w najbardziej sztampowy, pozbawiony śladów wyobraźni sposób. W rezultacie akcenty przesuwają się jeszcze bardziej w stronę popu, choć wciąż wystylizowanego na produkt blueso-podobny. Pod względem komercyjnym był to strzał w dziesiątkę. "After Hours" świetnie radził sobie w notowaniach - w Wielkiej Brytanii doszedł aż do 4. miejsca notowania, pobijając tym sa

[Recenzja] Pantera - "Cowboys From Hell" (1990)

Obraz
Cykl "Ciężkie poniedziałki" #5 To jeden z tych albumów, które wprowadziły muzykę metalową w lata 90. "Cowboys From Hell" okazał się także nowym początkiem dla zespołu Pantera. O czterech wcześniejszych płytach sami muzycy najchętniej by zapomnieli. Wypełnia je muzyka w najlepszych momentach bliska stylistyce Judas Priest z najbardziej komercyjnego okresu, w pozostałych - bez reszty zanurzona w glam-metalowym kiczu. A jednak już w tamtym wstydliwym okresie musiał w zespole drzemać pewien potencjał, który dostrzegł Derek Shulman - szef wytwórni Atco Records, a wcześniej wokalista bardzo interesującej, choć mało znanej prog-rockowej grupy Gentle Giant. Zainteresowany grupą Shulman postanowił wysłać na jej koncert jednego ze swoich pracowników, który okazał się tak zachwycony koncertem, że jeszcze w nocy skontaktował się z przełożonym, przekonując go do podpisania kontraktu. Współpraca z większym labelem dała muzykom możliwość nagrywania z doświadczonym producentem. Pie