[Recenzja] Svvamp - "Svvamp" (2016)



Svvamp to pochodzące ze Szwecji hard/blues-rockowe power trio ze śpiewającym perkusistą. Muzycy mają prosty pomysł na swoją twórczość. Eponimiczny debiut zespołu to jeden wielki hołd dla grup w rodzaju Cream, Free, The Jimi Hendrix Experience, Led Zeppelin czy ogólnie muzyki z przełomu lat 60. i 70. Żadnych wątpliwości nie pozostawiają zresztą tytuły utworów w rodzaju "Fresh Cream" czy "Free at Last", nawiązujące do tak samo zatytułowanych płyt wiadomych zespołów, albo podebrany od Neila Younga "Down by the River". Nawet brzmienie jest stylizowane na tamtą epokę. Dobrze, że chociaż miks okazuje się bardziej współczesny, ze sprawiedliwie rozłożonymi instrumentami po kanałach i bez faworyzowania żadnego z nich. Nie da się jednak ukryć, że trio idzie po linii najmniejszego oporu, prezentując zbiór prostych, standardowych piosenek, podczas gdy w takiej stylistyce aż prosiłoby się o bardziej swobodne, jamowe podejście.

Wśród jedenastu kawałków, trwających razem niewiele ponad pół godziny, dominuje bardziej energetyczne granie, czego przykładem "Serpent in the Sky", "Golden Crown" czy "Blue in the Face", brzmiące jako nieco dociężony brzmieniowo Free. "Fresh Cream" to z kolei wolniejszy, choć wciąż dość ciężki blues w stylu - niespodzianka! - Cream. Natomiast w "Burning Down" muzycy do tego stopnia zapatrzyli się w Led Zeppelin, że podobnie jak oni dokonali plagiatu "How Many More Years" Howlin' Wolfa, zapożyczając nie tylko charakterystyczny riff, ale także typowe dla Wolfa zaśpiewy, imitujące wycie wilka. Odrobinę więcej dzieje się w "Oh Girl", z nagłym przełamaniem, kiedy hardrockowe riffy ustępują miejsca bardziej bluesowemu motywowi. Na płycie nie zabrakło też ballad. "Free at Last", o dziwo, nawiązuje do łagodniejszego wcielenia Hendrixa, "Big Rest" to klimaty amerykańskiego Południa, a "Set My Foot and Leave" i "Down by the River" to znów Led Zeppelin, tyle że ten folkowy, z gitarą akustyczną oraz mandoliną.

Debiutancki album Svvamp to właściwie całkiem przyzwoita płyta, która zapewne dostarczy wiele przyjemności miłośnikom klasycznego rocka. Trzeba jednak postawić sobie pytanie, czy jest w ogóle sens w słuchaniu takich epigonów, kiedy można odpalić pierwowzór - płyty twórców, którzy dostarczyli Szwedom inspiracji, prezentujące znacznie lepszy warsztat kompozytorski i wykonawczy. W mojej opinii nie warto, a jeśli komuś znudziło się słuchanie w kółko tych samych albumów, lepiej zrobi szukając dla siebie czegoś nowego, a nie słabszej kopii tego samego.

Ocena: 6/10

Zaktualizowano: 06.2023



Svvamp - "Svvamp" (2016)

1. Serpent in the Sky; 2. Fresh Cream; 3. Burning Down; 4. Free at Last; 5. Time; 6. Big Rest; 7. Set My Foot and Leave; 8. Golden Crown; 9. Blue in the Face; 10. Oh Girl; 11. Down by the River

Skład: Adam Johansson - wokal i perkusja; Henrik Björklund - gitara; Erik Ståhlgren - gitara basowa
Producent: ?


Komentarze

  1. Dzięki za odkrycie dla Czytelników kolejnej perełki :) Właśnie przesłuchałem i jestem zachwycony.

    Poza tym, czemu obecnie częściej nie powstają tak dobrze brzmiące albumy (z wyraźnie uwypuklonym basem i bez nagrywania na maksymalną głośność - vide "loudness war")?

    A przy okazji - Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)