[Recenzja] Monarch - "Two Isles" (2016)



Na debiutancki album kalifornijskiej grupy Monarch zwróciłem uwagę za sprawą okładki. Ta dość jednoznacznie kojarzy się z latami 60. i wyraźnie wskazuje na inspirację ówczesną kalifornijską sceną psychodeliczną, co jednak tylko w pewnym stopniu zdradza muzyczną zawartość. Płytę tego amerykańskiego zespołu wydała duńska oficyna o hiszpańskiej nazwie El Paradiso Records, specjalizująca się w klimatach retro. "Two Isles" niewątpliwie jest albumem niedzisiejszym. Kojarzyć się może z twórczością Quicksilver Messenger Service, The Allaman Brothers Band czy Wishbone Ash, a to za sprawą nieco jamowych utworów, zdominowanych przez solówki aż trzech gitarzystów, nierzadko prowadzone symultanicznie. Sporo tutaj też gitary akustycznej, wyraźnie pulsującego basu czy oldskulowych brzmień klawiszowych - melotronu lub Wurlitzera. Co ciekawe, sami muzycy wskazują też na inspirację shoegaze'em, jednak ogranicza się ona do lekko rozmytego brzmienia, które wciąż bardziej kojarzą mi się z psychodelią.

Na tle innych zespołów, których muzycy oddają hołd muzyce z czasów, gdy ich samych jeszcze nie było na świecie, Monarch wyróżnia się naprawdę dobrym warsztatem instrumentalnym. To, co robią tutaj gitarzyści, daleko wykracza poza retro-rockową średnią. Faktycznie bliżej do poziomu wspomnianych wyżej grup z odległej przeszłości. Sekcja rytmiczna też nie pozostaje daleko w tyle. Nieco słabszym ogniwem jest tylko wokal Dominika Denholma, którego szczęśliwie nie ma tu wiele, a gdy już się pojawia, nie odciąga uwagi od muzyki. To zresztą także odróżnia Monarch od innych współczesnych grup zapatrzonych w muzykę z dawnych lat, u których często kluczową rolę odgrywa właśnie wokal, a warstwa instrumentalna sprowadza się do konwencjonalnej, piosenkowej struktury. Tutaj więcej jest jamowego luzu, choć poszczególne utwory wciąż chyba bardziej bazują na kompozycji niż improwizacji. Przy czym kompozycja nie jest mocną stroną zespołu - poszczególnym kawałkom brakuje wyrazistości, czegoś dającego się zapamiętać. Nadrabiają jednak wykonaniem instrumentalnym oraz naprawdę świetnym oddaniem klimatu słonecznej Kalifornii sprzed blisko pół wieku. Nawet jeśli muzycy grają bardziej energetycznie, to ma to taki leniwy, relaksujący nastrój. Jedynie w "Sedna's Fervor" pojawiają się nieco przyciężkawe riffy, które trochę burzą konsekwentną atmosferę płyty, tak pieczołowicie budowaną przez pozostałe utwory.

Nie potrafię się w pełni zachwycić zawartą tu muzyką. "Two Isles" to jednak mocno odtwórcze granie, pozbawione choćby śladów własnego charakteru. Muzycy muszą też jeszcze trochę popracować nad warsztatem kompozytorskim i rozważyć zmianę wokalisty lub pójść w granie instrumentalne. Debiut Monarch jest jednak płytą bardzo przyjemną, idealną do słuchania w cieplejsze dni, gdy najłatwiej wczuć się w jej nastrój.

Ocena: 7/10

Zaktualizowano: 06.2023



Monarch - "Two Isles" (2016)

1. Two Isles; 2. Hundreds, Thousands, Millions; 3. Assent; 4. Dancers of the Sun; 5. Sedna's Fervor; 6. Shady Maiden

Skład: Dominic Denholm - gitara, wokal; Nate Burns - gitara; Thomas Dibenedetto - gitara; Matt Weiss - gitara basowa; Andrew Ware - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Brian Ellis - melotron, elektryczne pianino

Producent: Brian Ellis


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)