Posty

[Recenzja] Roy Harper - "Flat Baroque and Berserk" (1970)

Obraz
Pierwsza strona winylowego wydania "Flat Baroque and Berserk", na tle poprzednich trzech albumów Roya Harpera, wypada bardzo jednostajnie. Słychać tu wyłącznie głos artysty i jego akompaniament na gitarze akustycznej. Dominują melodyjne piosenki, jak bardzo energetyczny, pełen optymizmu "Don't You Grieve" czy subtelniejsze "Feeling All the Saturday" i "Goodbye". Najbardziej wyróżnia się jednak ośmiominutowy, zaangażowany "I Hate the White Man", w którym Harper z powodzeniem nawiązuje do protest-songów Boba Dylana. Kompletnie niepotrzebny wydaje się jednak długi monolog poprzedzający ten utwór. Jeśli twórca uznał, że ta ważna dla niego kompozycja wymaga dodatkowego komentarza, można było zamieścić go na kopercie płyty. Bo w wybranej formie może irytować, szczególnie przy kolejnych odsłuchach.  Na drugiej stronie, pomijając delikatne, wręcz ascetyczne "Davey" i "Francesca", aranżacje są już nieco bardziej rozbu

[Recenzja] Groundhogs - "Blues Obituary" (1969)

Obraz
"Blues Obituary", czyli nekrolog bluesa , to świetny tytuł dla albumu wydanego w 1969 roku. Prawdziwego bluesa mało kto już wówczas chciał słuchać, natomiast jego urockowiona odmiana, jeszcze do niedawna niezwykle popularna, przestała budzić ekscytację. W muzyce rockowej zaczęły pojawiać się coraz to nowsze nurty, które wypierały zjadający własny ogon blues brytyjski. Jego przedstawiciele - przynajmniej ci, którzy nie chcieli pozostać reliktem mijającej dekady - najchętniej szli w kierunku wyznaczonym przez wykonawców w rodzaju Jimiego Hendrixa, Cream czy The Jeff Beck Group, czego ukoronowaniem był wydany na początku tamtego roku debiut Led Zeppelin - niby wciąż blues rock, a jednak już stuprocentowy hard rock. Można było też pójść w całkiem odmiennym kierunku, jak John Mayall, ojciec blues rocka we własnej osobie, który przerzucił się czasowo na akustyczne granie, idące w nieco jazzowym kierunku. Albo jak grupa Colosseum, założona zresztą przez byłych sidemanów Mayalla,

[Recenzja] Trapeze - "Medusa" (1970)

Obraz
Zespół Trapeze w czasach swojej działalności nie zdobył światowej popularności ani choćby lokalnej rozpoznawalności. Niewykluczone, że dziś byłby kompletnie zapomnianą kapelą, znaną nielicznym poszukiwaczom, gdyby nie późniejsza działalność jego członków. To tutaj zadebiutowali śpiewający basista Glenn Hughes, gitarzysta Mel Galley oraz perkusista Dave Holland. Pierwszy z nich miał wkrótce zasilić skład Deep Purple, a w późniejszym czasie przewinąć się przez Black Sabbath. Ten drugi po latach dołączył na chwilę do Whitesnake, zaś trzeci na dłużej zakotwiczył w Judas Priest. Na eponimicznym debiucie Trapeze owej trójce towarzyszyli jeszcze śpiewający trębacz John Jones oraz klawiszowiec i drugi gitarzysta Terry Rowley. Płyta - wyprodukowana przez basistę The Moody Blues, Johna Lodge'a - ukazała się w połowie 1970 roku i dość mocno odstawała od ówczesnych trendów ze swoim mocno beatlesowskim charakterem, nawet jeśli słychać też pewne podobieństwa do Uriah Heep czy bardzo wczesne

[Recenzja] The Rolling Stones - "Stripped" (1995)

Obraz
Tym razem Stonesi postanowili znów nieco zaskoczyć. W przeciwieństwie do strasznie konserwatywnych "Steel Wheels" i "Voodoo Lounge", "Stripped" jest czymś nowym w dyskografii grupy, a przy tym wydawnictwem całkiem na czasie. Muzycy postanowili podpiąć się pod ówczesną modę na występy bez prądu . Z tym, że tutaj tylko część materiału pochodzi z koncertów i tylko niektóre utwory są grane całkiem akustyczne - w innych pojawiają się solówki na gitarze elektrycznej lub zelektryfikowane klawisze. Niemniej jednak brzmienie jest na pewno lżejsze w porównaniu z innymi albumami grupy i nie sprawia anachronicznego wrażenia. Dość mocno zaskakuje dobór repertuaru, niezdominowany przez przeboje. Z faktycznie znanych kawałków znajdziemy tu tylko "Street Fighting Man", który w nowej aranżacji nic nie stracił ze swojej energii, a także ballady "Wild Horses" i "Angie", będące akurat bardzo oczywistym, bezpiecznym wyborem. Reszta repertuaru

[Recenzja] Roy Harper - "Folkjokeopus" (1969)

Obraz
Chociaż tytuł "Folkjokeopus" został zainspirowany przez sklep płytowy z Minneapolis o tym właśnie szyldzie, dość dobrze oddaje charakter zawartej tu muzyki. A przynajmniej niektórych kawałków. Część materiału prezentuje bowiem bardziej humorystyczne oblicze Roya Harpera. "Sgt. Sunshine" to w sumie spodziewana po nagraniu o takim tytule parodia psychodelicznych Beatlesów. Odnotować trzeba pierwszy wokalny duet lidera, który dzieli obowiązki z Jane Scrivener. Psychodelicznie, choć raczej w stylu wczesnego Pink Floyd, wypada także frywolny "Exercising Some Control". Zarówno tutaj, jak i w "Manana", pojawia się barowe pianino Nicky'ego Hopkinsa. Z kolei w "She's the One" i mediewalnym "Composer of Life" artysta wchodzi w wyjątkowo wysokie rejestry wokalne, co daje - zapewne zamierzony - komiczny efekt.  Ale album ma też poważniejsze oblicze. "In the Time of Water" to intrygujące połączenie hindustańskich wpły

[Recenzja] Groundhogs - "Scratching the Surface" (1968)

Obraz
Groundhogs to jeden z tych nielicznych w sumie przedstawicieli brytyjskiego bluesa, którym udało się dość mocno przełamać obowiązujące w tym stylu schematy. Tyle tylko, że dotyczy to późniejszych płyt, a debiutancki "Scratching the Surface" całkowicie wpisuje się w ściśle określony sposób grania. Kwartet - złożony ze śpiewającego gitarzysty Tony'ego McPhee, basisty Petera Cruickshanka, bębniarza Kena Pustelnika oraz grającego na harmonijce i czasem udzielającego się wokalnie Steve'a Rye'a - proponuje tu bardzo standardową mieszankę bluesowych patentów oraz rockowego brzmienia i energii, wykonawczo trzymając wysoki poziom, ale nie prezentując nic ponad solidne rzemiosło. Całość zarejestrowano w ciągu kilku październikowych dni, bez żadnych nakładek, więc dźwięk jest raczej surowy, co jednak w takiej muzyce nie powinno przeszkadzać. Kompozycje to albo bluesowe standardy, albo utwory silnie nimi inspirowane. Jeżeli chodzi o przeróbki, to jedynie "Still a Foo

[Recenzja] Captain Beyond - "Captain Beyond" (1972)

Obraz
Captain Beyond powstał z inicjatywy doświadczonych muzyków. Wokalista Rod Evans śpiewał na pierwszych trzech płytach Deep Purple, gitarzysta Larry "Rhino" Reinhardt oraz basista Lee Dorman grali w Iron Butterfly, natomiast Bobby Caldwell bębnił u Johnny'ego Wintera. Grupa wydała w sumie trzy studyjne albumy, z czego chyba najbardziej udany okazuje się eponimiczny debiut. Muzycy wykorzystują tu swoje dotychczasowe doświadczenia, prezentując mieszankę hard rocka i psychodelii, jednak da się tu usłyszeć także pewne rozwiązania zaczerpnięte z rocka progresywnego. Skojarzenia z tym ostatnim wywołuje przede wszystkim sama konstrukcja albumu, gdzie poszczególne utwory płynnie przechodzą jeden w drugi, tworząc razem większe formy. Przez zdecydowaną większość tych trzydziestu minut brzmienie jest ewidentnie hardrockowe, jednak muzycy starają się wykraczać poza typowe dla tego stylu schematy. Nie tylko ze względu na łączenie ze sobą kilku utworów, ale też częste zróżnicowanie

[Recenzja] The Rolling Stones - "Voodoo Lounge" (1994)

Obraz
Początek lat 90. to dla The Rolling Stones rozstanie z wieloletnim, oryginalnym basistą. Bill Wyman zdążył wziąć jeszcze udział w nagraniu dwóch studyjnych kawałków, które dopełniły repertuaru koncertówki "Flashpoint". I chyba wyłącznie z tego powodu warto o nich wspominać. Zarówno typowo stonesowski "Highwire", jak i funkowy "Sex Drive", to zupełnie niecharakterystyczne, nic nie wnoszące piosenki. Miejsce Wymana zajął Amerykanin Darryl Jones, który pełni tę rolę do dzisiaj, choć bez statusu pełnoprawnego członka grupy. Zespól w okrojonym/odświeżonym składzie znacznie ograniczył studyjną aktywność. Przez ostatnie ćwierć wieku ukazały się tylko trzy albumy z całkowicie premierowym materiałem. Rzadsze nagrywanie płyt nie przełożyło się jednak na wzrost jakości. Wydany po najdłuższej do tamtej pory, pięcioletniej przerwie "Voodoo Lounge" potwierdza, że Stonesi kompletnie stracili kontakt z rzeczywistością i nagrali album, który kompletnie nie