[Recenzja] Trapeze - "Medusa" (1970)



Zespół Trapeze w czasach swojej działalności nie zdobył światowej popularności ani choćby lokalnej rozpoznawalności. Niewykluczone, że dziś byłby kompletnie zapomnianą kapelą, znaną nielicznym poszukiwaczom, gdyby nie późniejsza działalność jego członków. To tutaj zadebiutowali śpiewający basista Glenn Hughes, gitarzysta Mel Galley oraz perkusista Dave Holland. Pierwszy z nich miał wkrótce zasilić skład Deep Purple, a w późniejszym czasie przewinąć się przez Black Sabbath. Ten drugi po latach dołączył na chwilę do Whitesnake, zaś trzeci na dłużej zakotwiczył w Judas Priest. Na eponimicznym debiucie Trapeze owej trójce towarzyszyli jeszcze śpiewający trębacz John Jones oraz klawiszowiec i drugi gitarzysta Terry Rowley. Płyta - wyprodukowana przez basistę The Moody Blues, Johna Lodge'a - ukazała się w połowie 1970 roku i dość mocno odstawała od ówczesnych trendów ze swoim mocno beatlesowskim charakterem, nawet jeśli słychać też pewne podobieństwa do Uriah Heep czy bardzo wczesnego Yes.

Nagrany i wydany jeszcze w tym samym roku, ponownie ze wsparciem Lodge'a, album "Medusa" pokazuje, że zespół dość dobrze wyszedł na zredukowaniu składu z kwintetu do trio. Przede wszystkim jest to płyta nie pozostawiająca wątpliwości, że powstała już w latach 70., tuż po nastaniu mody na hard rock. Jak na wydawnictwo brytyjskiego zespołu brzmi jednak zaskakująco amerykańsko. Takie wrażenie wywołuje na pewno rozpoczynający całość "Black Clouds", który przywołuje pewne skojarzenia z przebojem grupy Mountain, "Mississippi Queen". W śpiewie Hughesa słychać natomiast wyraźnie soulowe zabarwienie. "Jury" to już rozbudowana - choć głównie pod względem formy, a nie treści - do ośmiu minut kompozycja, łącząca subtelne fragmenty balladowe z wręcz proto-metalowym ciężarem. Nie trudno wyobrazić sobie ten kawałek na którymś z wczesnych albumów Judas Priest - tych sprzed dołączenia Hollanda. Nawet wokal brzmi tu pod Roba Halforda. Przy czym nie można zapomnieć, że Judasi zadebiutowali dobre kilka lat później.

Dwa kolejne kawałki, "Your Love Is Alright" i "Touch My Life", to już bardziej sztampowe granie, w oklepanej wówczas stylistyce cięższego blues rocka, bliskie skomercjalizowanego Free z okresu "Fire and Water", nieco też antycypujące AC/DC z Bonem Scottem. Lepiej prezentuje się nastrojowy "Seafull", znów bliski Free, ale tego z pierwszych płyt. Świetny popis wokalny daje tu Hughes, ale instrumentalnie utwór także jest bardzo przyzwoity. "Makes You Wanna Cry" to z kolei wyraźna zapowiedź kolejnego albumu Trapeze, "You Are the Music… We're Just the Band", ale też Deep Purple z Hughesem - tak, słychać tu silny wpływ funku, choć z hardrockowym brzmieniem. Na zakończenie albumu czeka jeszcze tytułowa "Medusa", do której Hughes wciąż chętnie wraca na koncertach, czy to solowych, czy z grupą Black Country Communion. Po zmyłce w postaci delikatnego wstępu - trochę w klimacie spokojniejszych kawałków ówczesnego Pink Floyd - trio wraca do czadowania, prezentując jedne z lepszych riffów na płycie.

Mimo, że zespół wyprzedził tu niektóre z konkurencyjnych kapel, to jednak trudno uznać ten album za przełomowy i faktycznie wnoszący coś do muzyki. Trapeze raczej po prostu dzielił te same inspiracje z Judas Priest czy AC/DC. Może poza tymi lekkimi wpływami funku i soulu, które jednak w pełni objawiły się dopiero na kolejnym, moim zdaniem bardziej udanym krążku. Zresztą mniej więcej w tym samym czasie z takiej muzyki czerpał też Hendrix, który ze swoim Band of Gypsys osiągnął ciekawszy rezultat. "Meduzę" mogę natomiast polecić wyłącznie miłośnikom hard rocka, którzy już się dobrze osłuchali z tymi bardziej znanymi kapelami i szukają czegoś podobnego.

Ocena: 6/10

Zaktualizowano: 07.2022



Trapeze - "Medusa" (1970)

1. Black Cloud; 2. Jury; 3. Your Love Is Alright; 4. Touch My Life; 5. Seafull; 6. Makes You Wanna Cry; 7. Medusa

Skład: Glenn Hughes - wokal, gitara basowa, instr. klawiszowe; Mel Galley - gitara, wokal; Dave Holland - perkusja
Producent: John Lodge


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)