[Recenzja] Faith No More - "The Real Thing" (1989)
Faith No More to bez wątpienia jeden z najciekawszych zespołów, jeśli nie najciekawszy, które zaistniały w głównym nurcie przełomu lat 80. i 90. Grupa właściwie od samego początku posiadała unikalny styl, będący syntezą wielu pozornie odległych od siebie rodzajów muzyki. Muzycy postanowili wymieszać metalowe riffy, funkową sekcję rytmiczną, typowo ejtisowe klawisze oraz rapowane partie wokalne, czasem dodając do tego wszystkiego jeszcze inne inspiracje. Minęło jednak trochę czasu, zanim to wszystko ogarnęli. Na dwóch pierwszych albumach, "We Care a Lot" i "Introduce Yourself", wyraźnie brakuje im jeszcze kompozytorskiego i wykonawczego doświadczenia, nie wszystko jeszcze się ze sobą klei. Przełomem okazał się dopiero trzeci album, "The Real Thing", który jest znacznie lepiej poukładany i przemyślany. To wciąż granie bardzo eklektyczne, dość dziwne i całkiem, jak na ówczesny rockowy mainstream, kreatywne. A zarazem niepozbawione naprawdę zgrabnych, wy