[Recenzja] Robert Plant - "Pictures at Eleven" (1982)



Szanuję muzyków Led Zeppelin za decyzję o rozwiązaniu zespołu po śmierci Johna Bonhama i konsekwentne odmawianie reaktywacji (nie licząc pojedynczych występów). Nie, nie dlatego, że uważałbym dalsze granie z innym perkusistą za świętokradztwo. Po prostu, biorąc pod uwagę poziom ostatnich albumów grupy (już "Presence" wyraźnie zdradza oznaki kryzysu, a "In Through the Out Door" jest dowodem kompletnego wypalenia twórczego), obawiam się, że Led Zeppelin poszedłby drogą wielu innych rockowych wykonawców, uporczywie wydających kolejne płyty, nie mając już kompletnie nic do zaoferowania. Optymizmem na pewno nie napawają solowe poczynania muzyków. O post-zeppelinowej twórczości Jimmy'ego Page'a nie ma nawet co wspominać. Z kolei John Paul Jones nie nagrał chyba nic, co zwróciło uwagę kogokolwiek, prócz najzagorzalszych wielbicieli Led Zeppelin. Na tym tle zdecydowanie najlepiej prezentują się dokonania Roberta Planta, które przynajmniej pod względem komercyjnym radziły sobie dobrze. Oczywiście, spora w tym zasługa firmującego je nazwiska, a w przypadku debiutanckiego "Pictures at Eleven" pewnie nie bez znaczenia był bardzo zeppelinowy charakter tego materiału.

W nagraniach wokalistę wsparli gitarzysta Robbie Blunt (z bluesrockowego Chicken Shack), basista Paul Martinez (znany m. in. z efemerycznego projektu Paice Ashton Lord), klawiszowiec Gerald "Jezz" Woodroffe (wspierał Black Sabbath w okresie "Technical Ecstasy"), a także najbardziej w tym gronie znani perkusiści Phil Collins i Cozy Powell. Przez studio przewinął się jeszcze saksofonista Raphael Ravenscroft, który zagrał w jednym utworze. Ten kawałek, "Pledge Pin", jak można się domyślić, należy do najmniej zeppelinowych fragmentów longplaya. Stylistycznie wpisuje się w ówczesny pop rock, z lekkimi nowofalowymi naleciałościami. Bardzo fajnie wypada tu gra sekcji rytmicznej i czyste brzmienie gitary, ale solo na saksofonie jest zbyt sztampowe, a klawisze dodają nieco kiczu. W podobnym stylu utrzymany jest także mniej udany, mdławy "Fat Lip". Do ówczesnych trendów brzmieniowych i stylistycznych nawiązuje także ballada "Moonlight in Samosa", która wydaje się trochę zbyt monotonna, ale jako tako się broni, zwłaszcza za sprawą partii gitary akustycznej.

Pozostałe utwory to już granie, które miało pomóc w zyskaniu przychylności fanów byłego zespołu Planta. "Burning Down One Side" i "Worse Than Detroit" - chyba nie przypadkiem wybrane na single - podobnie jak "Mystery Title", spokojnie mogłyby powstać w czasach "Physical Graffiti". Jedynie swoim brzmieniem przypominają, że to już początek lat 80. Jeszcze silniejsze skojarzenia wywołuje "Slow Dancer", który jest praktycznie nową wersją słynnego "Kashmir". Tu również brzmienie jest bardziej ejtisowe, pojawiają się nawet brzmienia syntezatora, jednak wszystko inne jest tak strasznie podobne, że można wręcz mówić o autoplagiacie. Trochę zeppelinowego klimatu pojawia się także w dość zgrabnej, ale i nieco ckliwej balladzie "Like I've Never Been Gone", szczególnie w jej drugiej połowie.

Utwory w stylu Led Zeppelin wypadają tu znacznie lepiej od tych nagrań, w których Plant próbuje nieśmiało odciąć się od swojej przeszłości. Uważam wręcz, że wypadają dużo lepiej od całego "In Through the Out Door", znacznej części "Presence", a nawet od tych słabszych momentów "Physical Graffiti". Inna sprawa, że tak naprawdę niczego nie wnoszą, ani do dorobku Planta, ani tym bardziej do muzyki ogólnie. "Pictures at Eleven" to przyjemne granie, ale raczej nie ma sensu słuchać tego albumu, jeśli nie jest się zagorzałym wielbicielem Led Zeppelin i głosu Roberta Planta.

Ocena: 7/10



Robert Plant - "Pictures at Eleven" (1982)

1. Burning Down One Side; 2. Moonlight in Samosa; 3. Pledge Pin; 4. Slow Dancer; 5. Worse Than Detroit; 6. Fat Lip; 7. Like I've Never Been Gone; 8. Mystery Title

Skład: Robert Plant - wokal; Robbie Blunt - gitara; Jezz Woodroffe - instr. klawiszowe; Paul Martinez - gitara basowa; Phil Collins - perkusja (1-3,5,6,8); Cozy Powell - perkusja (4,7); Raphael Ravenscroft - saksofon (3)
Producent: Robert Plant


Komentarze

  1. Chapeau bas! Bardzo trafne spostrzeżenia na temat tego wydawnictwa. Niestety Zeppelini solowo to już nie ta jakość.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki fryz. Taki na Zenka Martyniuka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej trwała, typowa dla lat 80., gdy trudno było odróżnić chłopa od baby ;)

      Usuń
    2. Akurat on trwałej nie ma tylko po prostu ma kręcone włosy. Szczegół w tył że ze ściął z przodu i po bokach i wyszło mu disco polo. Ale rzeczywiście "czeski piłkarz" to lata 80-te a discopolowcy to ten właśnie klimat.

      Usuń
    3. Wydaje mi się, że na zdjęciach z lat 80. ma bardziej kręcone włosy, ale nie wnikałem w to.

      Usuń
  3. Nie. Czym masz bardziej długie to się naciągają a jak są krótsze to się bardziej kręcą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam kręcone włosy i kilka razy w życiu nosił długie (poniżej ramion), ale takiej zależności nie zaobserwowałem. Teraz, przez zamknięte zakłady fryzjerskie, urosły mi do jakiś 8 cm, ale wydają się proste. A jak miałem dużo dłuższe, to były poskręcane. Więc u każdego to pewnie inaczej wygląda.

      Usuń
    2. Ja też mam kręcone włosy i wszystko zależy od skrętu włosa danej osoby.

      Usuń
    3. A ja bym bardzo chciał mieć kręcone włosy :/

      Usuń
  4. Pewnie to zależy od ciężkości i grubości włosów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jak miałem 17 lat to miałem długie włosy do łokcia ale miałem proste i chciałem wyglądać jak wokalista Obituary :)) Zrobiłem sobie trwałą (oczywiście nie na czeskiego piłkarza bo miałem wszędzie długie a nie tylko z tyłu) i jak miałem długie to wyglądały na pofalowane a jak ściąłem do ramion to od razu się poskręcały i zrobiła mi się taka kopuła. Notabene następnym krokiem było ogolenie na łyso.

    OdpowiedzUsuń
  6. Małe sprostowanie jeśli chodzi o Johna Paula Jonesa. Them Crooked Vultures to całkiem przyzwoita płyta.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)