[Recenzja] Robert Plant - "The Principle of Moments" (1983)



Można powiedzieć, że debiutancki album solowy Roberta Planta, "Pictures at Eleven", był bezpiecznym badaniem gruntu. W znacznej części wypełniły go dokładnie takie utwory, jakich oczekiwali fani - bezpośrednio nawiązujące do jego przeszłości w Led Zeppelin. Jednocześnie pojawiły się tam nagrania sugerujące, że Plant chciałby podążyć w nieco innym kierunku. I to właśnie robi, już bez oglądania się na oczekiwania fanów, na swoim drugim solowym albumie, "The Principle of Moments". Wielce mówiący jest fakt, że dwa najbardziej zeppelinowe kawałki zarejestrowane w tamtym okresie - "Road to the Sun" i "Turnaround" - nie znalazły się na albumie (wydano je dopiero po latach: pierwszy w 2003 roku na kompilacji "Sixty Six to Timbuktu", drugi cztery lata później na reedycji "The Principle of Moments").

Bardzo sobie cenię taką postawę Planta. Chęć zerwania z przeszłością i granie tego, na co miał ochotę, bez oglądania się na fanów i krytyków, bardzo dobrze świadczy o nim jako artyście. Inna sprawa, że nie zaproponował tutaj nic szczególnie atrakcyjnego pod względem artystycznym, a odrzucone kawałki byłyby przyjemnym urozmaiceniem całości, dodając trochę więcej rockowej energii i gitarowego czadu. Nie żeby te elementy były niezbędne, jednak na tym konkretnym albumie na pewno by nie zaszkodziły. Zawarty tu materiał wyraźnie idzie w stronę poprockowego grania, z bardzo wypolerowanym, typowym dla swojej dekady brzmieniem, nierzadko solidnie doprawionym syntezatorami. Czasem wypada to naprawdę fajnie, jak w energetycznych oraz dość chwytliwych "Other Arms" i "Horizontal Departure", a zwłaszcza w "Big Log", który uważam wręcz za wzorcową piosenkę pop, z autentycznie zapadającą w pamieć melodią. Niestety, bywa też nudnawo i jako przykład mógłbym wymienić właściwie każdy z pozostałych kawałków. Do tego nierzadko dość mocno zalatuje ejstisowym kiczem, żeby wspomnieć tylko o "In the Mood" i balladzie "Thru' with the Two Step".

Na "The Principle of Moments" Plantowi towarzyszą niemal dokładnie ci sami instrumentaliści, co na poprzednim albumie: Robbie Blunt, Paul Martinez, Jezz Woodroffe, a także Phil Collins, którego ponownie w dwóch utworach zastępuje inny słynny bębniarz - tym razem nie jest to jednak Cozy Powell, a Barriemore Barlow znany z Jethro Tull. Pomimo prawie identycznego składu, jest to longplay o odmiennym charakterze niż "Pictures at Eleven", zdecydowanie odcinający się od stylistyki, jaką lider uprawiał z Led Zeppelin. Szanuję taką postawę, jednak efekt mnie średnio przekonuje.

Ocena: 5/10



Robert Plant - "The Principle of Moments" (1983)

1. Other Arms; 2. In the Mood; 3. Messin' with the Mekon; 4. Wreckless Love; 5. Thru' with the Two Step; 6. Horizontal Departure; 7. Stranger Here... Than Over There; 8. Big Log

Skład: Robert Plant - wokal; Robbie Blunt - gitara; Paul Martinez - gitara basowa; Jezz Woodroffe - instr. klawiszowe; Phil Collins - perkusja (1-3,5-6,8); Barriemore Barlow - perkusja (4,7)
Producent: Robert Plant, Benji LeFevre i Pat Moran


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Carme López - "Quintela" (2024)