[Recenzja] Robert Plant - "Shaken 'n' Stirred" (1985)
"Shaken 'n' Stirred" to najbardziej zaskakujący i kontrowersyjny album w dorobku Roberta Planta. Wokalista już na swoim poprzednim solowym wydawnictwie, "The Principle of Moments", jasno dał do zrozumienia, że nie interesuje go odcinanie kuponów od swojej przeszłości w Led Zeppelin. I nie zamierza spełniać zachcianek fanów. Jednak nawet wtedy nikt się jeszcze nie spodziewał, że jego kolejny longplay będzie całkowicie zdominowany przez brzmienie syntezatorów. Co prawda całość osadzona jest na tradycyjnej sekcji rytmicznej, z gitarą basową i prawdziwą perkusją, a nie żadnym automatem. Ale już rola gitary została bardzo mocno ograniczona. Najbardziej prominentne pojawia się w "Kallalou Kallalou", "Trouble Your Money" i "Sixes and Sevens" (dwa ostatnie mogłyby w sumie znaleźć się na poprzednim albumie), ale przeważnie spychana jest do roli ozdobnika. Oczywiście, Plant pokazuje tu bardzo przystępne dla przypadkowego słuchacza