Posty

[Recenzja] Nirvana - "In Utero" (1993)

Obraz
"In Utero" brzmi jak efekt kompromisu. Z jednej strony słychać, że zespół dostał więcej swobody, dzięki czemu więcej tu agresji, brudu i ciężaru, niż na wygładzonym produkcyjnie "Nevermind" (to także zasługa nowego producenta, Steve'a Albiniego - legendarnej postaci noise-rockowej sceny, członka m.in. Big Black i Rapeman). A z drugiej - czuć presję wytwórni, która domagała się przynajmniej kilku bardziej przebojowych kawałków na promocyjne single. W efekcie powstał album, który nie zadowolił w pełni ani tych fanów, którzy oczekiwali powrotu do grania w stylu "Bleach", ani tym bardziej tych zdobytych dzięki przystępności "Nevermind". To jednak nie miało większego znaczenia - przynajmniej z punktu widzenia wydawcy - gdyż zespół był wówczas tak popularny, że czegokolwiek by nie nagrał, rozeszłoby się w milionowym nakładzie. Album promowały dwa single: "Heart-Shaped Box" i podwójny "All Apologies" / "Rape Me&quo

[Relacja] Iron Maiden, Ergo Arena, Gdańsk, 4.07.2013

Obraz
Wczorajszego wieczoru po raz drugi miałem przyjemność zobaczyć i usłyszeć na żywo Iron Maiden. Poprzednim razem, na ich występ na warszawskim Sonisphere 2011, musiałem przejechać ponad 300 kilometrów, tym razem grali niemal pod moim domem. Same koncerty także znacznie się od siebie różniły. Tamten odbywał się na świeżym powietrzu, gdzie wszystko było idealnie słychać. Wczorajszy - w sportowej hali, której akustyka kompletnie nie nadaje się do koncertów. Także setlista nieco się różniła - w Warszawie zespół postawił na przekrojowy repertuar (z niewielkim naciskiem na najnowszy album, "The Final Frontier"), natomiast w Gdańsku nie wykonali żadnego utworu z ostatnich 20 lat, skupiając się na kawałkach z trasy promującej album "Seventh Son of a Seventh Son" z 1988 roku. To ostatnie było z pewnością dla wielu fanów zaletą; mnie odrobinę bardziej odpowiadała setlista poprzedniej trasy. Niemniej jednak warto było zobaczyć i wczorajszy występ, chociażby dla scenicznego sza

[Recenzja] Nirvana - "Incesticide" (1992)

Obraz
"Incesticide" to kompilacja nagrań z singli, EPek, składanek różnych wykonawców, a także niepublikowanych wcześniej demówek i odrzutów. To cenny z perspektywy fanów dodatek do podstawowej dyskografii, choć niewyczerpujący tematu niealbumowych utworów. Razić może też brak chronologii, co w przypadku nagrań zarejestrowanych na przestrzeni kilku lat (z czterema różnymi perkusistami i pięcioma producentami) wprowadza sporo chaosu. Najstarszy materiał to pięć nagrań demo ze stycznia 1988 roku: "Beeswax", "Downer", "Mexican Seafood", "Hairspray Queen" i "Aero Zeppelin" (ten ostatni tylko tytułem wywołuje skojarzenia z klasycznym hard rockiem). To Nirvana w najbardziej dzikim, surowym wydaniu, łącząca punkową agresję i metalowy ciężar, pełno tu gitarowych zgrzytów i agresywnych wrzasków. "Big Long Now", odrzut z sesji "Bleach", zdradza inspirację twórczością Black Sabbath; w podobnym stylu grała później gru

[Recenzja] Nirvana - "Nevermind" (1991)

Obraz
Jeden z najbardziej przecenianych, przereklamowanych albumów w historii fonografii. Ogromny sukces "Nevermind" (i czterech promujących go singli) musi być wynikiem doskonałej roboty marketingowców i opłacenia lub ogłupienia przez nich dziennikarzy muzycznych, bo na pewno nie artystycznej wartości tego materiału. Dziś, po ponad dwudziestu latach od premiery, popularność drugiego longplaya Nirvany nie słabnie, co pewnie w znacznym stopniu wynika z sentymentu słuchaczy lub obawy przed krytyką powszechnie uwielbianego albumu. Do dziś jest jednym z pierwszych, po które sięgają młodzi słuchacze rocka. Sam jako nastolatek przeszedłem fascynację Nirvaną i szczególnie tym wydawnictwem. Ale szybko z niej wyrosłem. Bo to naprawdę nie jest muzyka, której można słuchać latami bez odczucia znudzenia i dojścia do wniosku, że to straszna amatorszczyzna. O ile debiutancki "Bleach" posłużył muzykom do wyrzucenia z siebie ogromnych pokładów agresji - i w takiej konwencji wsze

[Recenzja] Nirvana - "Bleach" (1989)

Obraz
Tego zespołu przedstawiać nie trzeba. Choć działał krótko, a od jego rozwiązania minęły dwie dekady, wciąż jest jednym z pierwszych wykonawców, na których trafiają początkujący słuchacze rocka. Twórczość Nirvany doskonale trafia do młodych ludzi za sprawą swojej energii, ostrego brzmienia, agresji lub chwytliwych melodii (nierzadko występujących jednocześnie) i prostoty, całkowitego braku czegokolwiek wymagającego. Zwłaszcza w czasach, gdy zespół zaczynał karierę, a rockowy mainstream zdominowany był przez coraz bardziej plastikowe i kiczowate grupy, było zapotrzebowanie na taką muzykę. Nirvana podbiła świat jednak dopiero swoim drugim albumem. Debiutancki "Bleach" to jednak muzyka o zdecydowanie niekomercyjnym charakterze. Nieporównywalnie mniej przebojowa, bardzo surowa pod względem brzmienia. Dominują utwory w średnim tempie, osadzone na ciężkiej, prostej grze sekcji rytmicznej, z brudnymi, często dysonansowymi partiami gitary i z bełkotliwo-krzykliwymi wokalami,

[Recenzja] Danzig - "4" (1994)

Obraz
"Czwórka" to ostatni album nagrany w oryginalnym składzie Danzig. Wkrótce po zarejestrowaniu materiału, z zespołu odszedł perkusista Chuck Biscuits, a gitarzysta John Christ i basista Eerie Von zostali tylko do końca trasy koncertowej promującej longplay. Glenn Danzig kontynuował działalność z innymi muzykami, przy okazji eksperymentując z innymi stylami. Wspominam o tym już przy okazji tej recenzji, bowiem już na tym albumie zespół wzbogacił swoją twórczość o nowe elementy. Cieszy, że muzycy nie spoczęli na laurach po komercyjnym sukcesie "Danzig III: How the Gods Kill" i nie nagrali kolejnego wydawnictwa w takim stylu, a spróbowali nowych rozwiązań, ryzykując stratę dotychczasowych fanów. Otwieracz wielkich zmian nie zapowiada. "Brand New God" to ciężki utwór, początkowo utrzymany w niemal punkowym tempie, a następnie zwalniający i podążający w rejony bliższe Black Sabbath. Jednak w podobnym stylu utrzymane są jeszcze tylko dwa utwory: wolny,

[Artykuł] Najważniejsze utwory Iron Maiden

Obraz
Już za kilka dni Iron Maiden ponownie wystąpi w Polsce - 3 lipca w Łodzi i dzień później w Gdańsku. W ramach przygotowania, warto przypomnieć sobie najważniejsze utwory z repertuaru tej słynnej grupy. Jedenaście z dwudziestu wymienionych poniżej utworów znajduje się w setliście odbywającej się właśnie trasy Maiden England Tour (szkoda, że wiadomo to już teraz - na każdej trasie wszystkie koncerty są dokładnie takie same, z identyczną setlistą i choreografią, bez odrobiny spontaniczności). Obecny skład Iron Maiden: Dave Murray, Janick Gers, Bruce Dickinson, Steve Harris, Nicko McBrain i Adrian Smith. 1. "Iron Maiden" (z albumu "Iron Maiden", 1980) Odkąd tylko pamiętam, zawsze kończyliśmy koncerty tym właśnie numerem - mówił Steve Harris. Jest zresztą raczej prosty. Linia basu i perkusji nie są tam zbyt skomplikowane. Za to w partii gitar mamy harmoniczne szaleństwo. Dzięki temu jest to kawałek dość wyjątkowy . To jedyna kompozycja, którą zespół grał

[Recenzja] Danzig - "Thrall / Demonsweatlive" EP (1993)

Obraz
Album "Danzig III: How the Gods Kill" okazał się sporym sukcesem komercyjnym, więc postanowiono zdyskontować jego sukces, wydając EPkę. Podobnie, jak poprzednie wydawnictwo, "Thrall: Demonsweatlive" zwraca uwagę okładką - bardzo komiksową, kojarzącą się z twórczością Franka Frazzety (jej autorem jest jednak Simon Bisley). Zawartość muzyczna jest natomiast podzielona na dwie części. Pierwsza z nich, "Thrall", to trzy premierowe nagrania studyjne. Zarejestrowane w ciągu jednego dnia, na żywo, w jednym podejściu. Ciężki, utrzymany w dość szybkim tempie "It's Coming Down" powinien zadowolić wielbicieli bardziej metalowego oblicza Danzig. Z kolei "The Violet Fire" pokazuje bardziej przebojowe, odrobinę lżejsze brzmieniowo oblicze grupy i również wypada przyzwoicie. Bardzo fajnym dodatkiem jest przeróbka przeboju Elvisa Presleya, "Trouble" - zagrana mocniej od pierwowzoru, ale z obecnym we wczesnych dokonaniach grupy pi

[Recenzja] Danzig - "III: How the Gods Kill" (1992)

Obraz
Trzeci album grupy Danzig przyciąga uwagę za sprawą okładki. Wykorzystano na nim fragment obrazu "Meister und Margeritha" H. R. Gigera z 1976 roku. Jego autor jest najbardziej znany jako twórca postaci Obcego z tak zatytułowanej filmowej serii, ale ma też na koncie wiele grafik zdobionych muzyczne albumy, żeby wspomnieć tylko o "Brain Salad Surgery" tria Emerson, Lake & Palmer, "Attahk" francuskiego zespołu Magma. "To Mega Therion" Celtic Frost czy "Pictures" mało znanej szwajcarskiej grupy Island. Pod względem komercyjnym, "Danzig III: How the Gods Kill" okazał się największym sukcesem grupy, dochodząc do 24. miejsca listy Billboardu. Wśród fanów cieszy się sporą popularnością i jest uznawany za dojrzałe rozwinięcie poprzednich longplayów. Moim zdaniem album świadczy raczej o stagnacji i postępującym wyczerpaniu pewnej formuły. Pierwsza połowa trzyma poziom wcześniejszych wydawnictw, choć rzadko zbliżając się do ich

[Recenzja] Danzig - "II: Lucifuge" (1990)

Obraz
W ciągu dwóch lat, jakie minęły od nagrania eponimicznego debiutu, grupa Danzig poczyniła pewne postępy. Szczególnie w kwestii kompozytorskiej. "Danzig II: Lucifuge" jest z pewnością albumem bardziej różnorodnym. Choć sam początek jest bardzo zachowawczy. Energetyczne "Long Way Back from Hell" i "Snakes of Christ" dobrze sprawdzają się na rozpoczęcie, ale nie przynoszą żadnych zaskoczeń. To po prostu poprawnie wykonany hard rock. W wolniejszym "Killer Wolf" - jednym z lepszych momentów całości - dochodzą silniejsze wpływy bluesowe, ale i takie oblicze zespół prezentował już na debiucie. "Tired of Being Alive" to jeszcze jeden hardrockowy czad, nie wnoszący nic do całości. Niespodzianki zaczynają się od "I'm the One" - stricte bluesowego kawałka, opartego na nieprzesterowanej gitarze, stanowiącej akompaniament dla partii wokalnej w stylu Elvisa Presleya. Swoją drogą, gitarowe zagrywki mocno przypominają te z &qu