[Recenzja] Nirvana - "Bleach" (1989)



Tego zespołu przedstawiać nie trzeba. Choć działał krótko, a od jego rozwiązania minęły dwie dekady, wciąż jest jednym z pierwszych wykonawców, na których trafiają początkujący słuchacze rocka. Twórczość Nirvany doskonale trafia do młodych ludzi za sprawą swojej energii, ostrego brzmienia, agresji lub chwytliwych melodii (nierzadko występujących jednocześnie) i prostoty, całkowitego braku czegokolwiek wymagającego. Zwłaszcza w czasach, gdy zespół zaczynał karierę, a rockowy mainstream zdominowany był przez coraz bardziej plastikowe i kiczowate grupy, było zapotrzebowanie na taką muzykę. Nirvana podbiła świat jednak dopiero swoim drugim albumem. Debiutancki "Bleach" to jednak muzyka o zdecydowanie niekomercyjnym charakterze. Nieporównywalnie mniej przebojowa, bardzo surowa pod względem brzmienia.

Dominują utwory w średnim tempie, osadzone na ciężkiej, prostej grze sekcji rytmicznej, z brudnymi, często dysonansowymi partiami gitary i z bełkotliwo-krzykliwymi wokalami, ale niepozbawione wyraźnych linii melodycznych. Przykładem takiego grania są takie kawałki, jak "Blew", "Floyd the Barber" czy "School". W "Paper Cuts" muzycy jeszcze bardziej zwalniają, aż chciałoby się wskazać na wyraźne podobieństwo do Alice in Chains, jednak grupa Jerry'ego Cantrella w ten sposób grała dopiero kilka lat później. Następny na trackliście "Negative Creep" dla odmiany utrzymany jest w znacznie szybszym tempie; to najbardziej agresywny kawałek na tym longplayu. Na tle całości najbardziej wyróżnia się jednak "About a Girl", w którym pojawia się nieprzesterowana gitara i bardziej wyrazista, chwytliwa melodia. Dość melodyjnie jest także w przeróbce "Love Buzz" holenderskiej grupy Shocking Blue (tej od hitu "Venus"). Co ciekawe, pierwsze brytyjskie wydanie zawiera w tym miejscu autorski, a tym samym bardziej agresywny "Big Cheese". Zarówno ten kawałek, jak i dołączany na późniejszych reedycjach punkowy "Downer", powinny znaleźć się na oryginalnym wydaniu zamiast ostatnich czterech nagrań, które praktycznie nic już nie wnoszą do całości, wywołują jedynie coraz większe znużenie.

Album jest praktycznie pozbawiony jakichkolwiek artystycznych ambicji. To bardzo młodzieżowa muzyka, z której szybko się wyrasta, jeśli poszukuje się czegoś więcej, niż samej energii i ciężaru. Ale choć nie znajduję żadnego powodu, dla którego miałbym słuchać "Bleach" na swoim obecnym poziomie muzycznego rozwoju, muszę przyznać, że to solidny album, z dość dobrymi kompozycjami, a wszelkie braki w wykonaniu i nadmierne epatowanie agresją mają swoje uzasadnienie w obranej przez zespół stylistyce. Nawet teraz nie wywołuje u mnie zażenowania, choć powodów do zachwytu też nie.

Ocena: 6/10



Nirvana - "Bleach" (1989)

1. Blew; 2. Floyd the Barber; 3. About a Girl; 4. School; 5. Love Buzz; 6. Paper Cuts; 7. Negative Creep; 8. Scoff; 9. Swap Meet; 10. Mr. Moustache; 11. Sifting

Skład: Kurt Cobain - wokal i gitara; Krist Novoselic - gitara basowa; Chad Channing - perkusja (1,3-5,7-11); Dale Crover - perkusja (2,6); Jason Everman - wymieniony w opisie jako gitarzysta, bo sfinansował nagrania
Producent: Jack Endino


Komentarze

  1. Prawda panie Pawle zespół od którego zacząłem słuchanie muzyki. Samej nirvany słuchałem 3 lata później agresywniejsza muzyka deathcore a później już z górki Led zeppelin, The Beatles, The Doors...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako ciekawostkę dodam że Kurt 3 lata wcześniej założył inny zespół i nagrał z nim płytę demo. A konkretnie to Fecal Matter - Illiteracy Will Prevail, bardziej brudne i punkowe nagrane w domowych warunkach a pełna track lista nie jest znana nikomu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)