[Recenzja] The Beatles - "Please Please Me" (1963)
Wpływ The Beatles na całą późniejszą muzykę jest niezaprzeczalny. Był to bez wątpienia jeden z najbardziej kreatywnych i inspirujących zespołów w dziejach rocka. Ale nie na swoich wczesnych albumach, które z dzisiejszej perspektywy nie są - eufemistycznie mówiąc - zbyt imponujące. To tylko zbiory prostych, naiwnych piosenek, utrzymanych na pograniczu popu i rock and rolla. Czasem mających sporo uroku, ale zwykle banalnych i rażących archaizmem. Muzyka rockowa rozwijała się w tamtym czasie tak dynamicznie, że już po dwóch, trzech latach te wczesne dokonania Beatlesów bardzo mocno się zestarzały. Szczególnie dotyczy to debiutanckiego "Please Please Me". Album wypełnia czternaście piosenek, w tym aż osiem własnych (podpisanych nazwiskami Johna Lennona i Paula McCartneya, którzy umówili się, że zawsze będą wspólnie podpisywać swoje kompozycje, nawet jeśli faktycznie tylko jeden z nich za nie odpowiada). Napisałem "aż", ponieważ w tamtym czasie granie własnych k