Posty

[Recenzja] The Beatles - "Please Please Me" (1963)

Obraz
Wpływ The Beatles na całą późniejszą muzykę jest niezaprzeczalny. Był to bez wątpienia jeden z najbardziej kreatywnych i inspirujących zespołów w dziejach rocka. Ale nie na swoich wczesnych albumach, które z dzisiejszej perspektywy nie są - eufemistycznie mówiąc - zbyt imponujące. To tylko zbiory prostych, naiwnych piosenek, utrzymanych na pograniczu popu i rock and rolla. Czasem mających sporo uroku, ale zwykle banalnych i rażących archaizmem. Muzyka rockowa rozwijała się w tamtym czasie tak dynamicznie, że już po dwóch, trzech latach te wczesne dokonania Beatlesów bardzo mocno się zestarzały. Szczególnie dotyczy to debiutanckiego "Please Please Me". Album wypełnia czternaście piosenek, w tym aż osiem własnych (podpisanych nazwiskami Johna Lennona i Paula McCartneya, którzy umówili się, że zawsze będą wspólnie podpisywać swoje kompozycje, nawet jeśli faktycznie tylko jeden z nich za nie odpowiada). Napisałem "aż", ponieważ w tamtym czasie granie własnych k

[Recenzja] Pink Floyd - "The Division Bell" (1994)

Obraz
Niektórzy uważają ten album z jedno z największych osiągnięć Pink Floyd i całego rocka progresywnego. Cóż, zacznijmy od tego, że to nawet nie jest rock progresywny. David Gilmour nie miał ani ambicji, ani wystarczających umiejętności, by zaproponować coś więcej, niż melodyjny, radiowy pop rock. W porównaniu z "A Momentary Lapse of Reason" przynajmniej brzmienie jest mniej plastikowe, choć i tak zanadto wygładzone. Brzmienie współgra tu jednak z samymi kompozycjami. Na "The Division Bell" smętne, usypiające ballady ("Poles Apart", "A Great Day for Freedom", "Wearing the Inside Out") przeplatają się z żywszymi piosenkami o bardzo komercyjnym charakterze ("What Do You Want from Me?", "Keep Talking", czy okropny "Take It Back" kojarzący się z, za przeproszeniem, U2), a oba te podejścia łączy wyjątkowo banalny "Coming Back to Life". W kategorii mainstreamowego rocka jest to całkiem znośna, a

[Recenzja] Pink Floyd - "A Momentary Lapse of Reason" (1987)

Obraz
Roger Waters zawiesił działalność Pink Floyd po wydaniu "The Final Cut" i poświęcił się karierze solowej. Sytuację postanowił wykorzystać David Gilmour, który namówił Nicka Masona i Ricka Wrighta do wskrzeszenia zespołu. Sprzeciw Watersa, twierdzącego Pink Floyd to ja! , zakończony procesem o prawa do nazwy, niestety nic nie dał. Niestety, bo szybko stało się jasne, że nowe wcielenie zespołu ma niewiele, poza szyldem, wspólnego z jego wcześniejszą działalnością. To tak naprawdę solowa działalność Gilmoura, z minimalnym wkładem Masona i Wrighta (ten drugi zresztą początkowo był tylko współpracownikiem, a nie członkiem), których w nagraniach często wyręczali muzycy sesyjni - wśród których pojawili się m.in. uznani perkusiści Carmine Appice i Jim Keltner. "A Momentary Lapse of Reason", pierwszy album odrodzonego "Pink Floyd", dobitnie pokazuje, że Gilmour nie miał zamiaru kontynuować twórczych poszukiwań zespołu. Zamiast tego śmiało podąża w stronę ó

[Artykuł] Podsumowanie roku 2012

Obraz
Koniec roku to czas podsumowań. Pod względem muzycznym rok 2012 był dość przeciętny. Ukazało się tylko kilka naprawdę interesujących albumów, których ledwo starczyło na zapełnienie poniższej listy. W międzyczasie pojawiło się też wiele rozczarowań, jak solowe albumy Steve'a Harrisa (Iron Maiden) i Slasha, albo debiutancki longplay Storm Corrosion - projektu Stevena Wilsona (Porcupine Tree) i Mikaela Åkerfelda (Opeth). Na szczęście było też kilka miłych niespodzianek, jak długo oczekiwany i zaskakująco udany powrót Soundgarden, zupełnie niespodziewane odrodzenie grupy Angel Witch, albo wydanie nowej koncertówki przez Led Zeppelin. Jak wysoko znalazły się ich płyty w moim kompletnie subiektywnym rankingu? Najlepsze albumy 2012 roku (wersja 2012): 10. Black Country Communion - "Afterglow" Trzeci album supergrupy, składającej się z wokalisty/basisty Glenna Hughesa (ex-Deep Purple i Black Sabbath), perkusisty Jasona Bonhama (syna Johna Bonhama z Led Zeppelin), klawiszo

[Recenzja] Depeche Mode - "Sounds of the Universe" (2009)

Obraz
Pod względem brzmieniowym, "Sounds of te Universe" jeszcze bardziej od poprzedniego albumu nawiązuje do lat 80. To zasługa starych, analogowych syntezatorów, których zbieranie stało się nową pasją Martina Gore'a. Same kompozycje (w tym znów trzy napisane przez Dave'a Gahana, Christiana Eignera i Andrew Phillpotta: "Hole to Feed", "Come Back" i "Miles Away/The Truth Is") nie są jednak tak dobre i wyraziste melodycznie, jak to dawniej bywało. Pod tym względem "Sounds of te Universe" prezentuje się podobnie, jak "Playing the Angel" i "Exciter". Na szczęście, tym razem lepiej przyłożono się do ułożenia tracklisty - zamiast skupienia wszystkich najlepszych utworów na początku albumu, rozproszono je po całej płycie, dzięki czemu nieco mniej zauważalne są te słabsze momenty. Do tych najlepszych momentów z pewnością można zaliczyć podniosły otwieracz "In Chains", z wyjątkowo udaną melodią i ciekawymi

[Recenzja] Depeche Mode - "Playing the Angel" (2005)

Obraz
"Playing the Angel" to pierwszy album Depeche Mode, jaki poznawałem na bieżąco. Na przestrzeni lat kilkukrotnie zmieniałem opinię na jego temat, zawsze jednak daleko mi było do zachwytu. Longplay cierpi na podobny problem, co jego wydany cztery lata wcześniej poprzednik, "Exciter" - po obiecującym początku następuje wyraźny spadek poziomu. Trudno tu też o jakiekolwiek zaskoczenia. Jedyną nowością jest przełamanie kompozytorskiego monopolu Martina Gore'a - po raz pierwszy na albumie Depeche Mode znalazły się trzy utwory napisane przez Dave'a Gahana (z pomocą Christiana Eignera i Andrew Phillpotta) - "Suffer Well", "I Want It All" i "Nothing's Impossible". Wokalista najwyraźniej nabrał większej pewności siebie po wydaniu dwa lata wcześniej solowego debiutu "Paper Monsters". Jak wspomniałem, początek albumu jest naprawdę udany. Pierwszych pięć utworów (z których cztery zostały wydane na singlach) posiada ca

[Recenzja] Depeche Mode - "Remixes 81-04" (2004)

Obraz
Remiksy odgrywają bardzo istotną rolę w twórczości Depeche Mode. Początkowo w ich tworzenie zaangażowani byli przede wszystkim muzycy zespołu oraz ich najbliższe otoczenie, jak Daniel Milller, Mark "Flood" Ellis czy inni producenci. Z czasem coraz chętniej do przygotowywania alternatywnych wersji angażowano twórców z zewnątrz, często istotnych postaci sceny elektronicznej, jak DJ Shadow, Brian Eno, Underworld, Portishead czy LFO. Zaczęło się już na bardzo wczesnym etapie kariery, od zrobienia dłuższej wersji hitu "Just Can't Get Enough (Schizo Mix)", przeznaczonej na dwunastocalową wersję trzeciego singla grupy. Od tamtej pory ilość remiksów na małych płytkach tylko rosła, często do wręcz kuriozalnych rozmiarów. Do najbardziej dojmujących przykładów należy singiel "I Feel You", który w najbardziej obszernej wersji trwa kilka minut dłużej od promowanego nim albumu "Songs of Faith and Devotion". Przez lata uzbierało się zatem całkiem sporo tych

[Recenzja] Depeche Mode - "Exciter" (2001)

Obraz
"Exciter" rozpoczyna nowy etap działalności zespołu. Skład zespołu ostatecznie się ustabilizował, muzycy rozwiązali swoje osobiste problemy (Dave Gahan w końcu wyszedł z narkotykowego nałogu) i... spoczęli na laurach, coraz rzadziej wchodząc do studia i coraz rzadziej próbując czymś zaskoczyć. Choć "Exciter" powstawał w znacznie lepszej atmosferze, niż poprzedni w dyskografii "Ultra", efekt jest znacznie mniej ciekawy. Wbrew tytułowi, album w ogóle nie ekscytuje, za to mocno rozczarowuje. Choć początek tego nie zapowiada. Wręcz przeciwnie, przynosi kilka naprawdę niezłych utworów, jak przebojowy "Dream On" z dużą rolą gitary akustycznej, subtelny, bardzo zgrabny "Shine", lekko bluesowy "The Sweetest Condition", urocza ballada "When the Body Speaks" oparta na brzmieniu gitary i smyczków, czy ostrzejszy, pełen przesterowanej elektroniki "The Dead of Night". Gdyby zespół ograniczył się do tych pięciu