[Recenzja] Steven Wilson - "The Harmony Codex" (2023)
Steven Wilson w typowy dla siebie, samochwalczy sposób zapowiadał album bardziej epicki i bezkompromisowy (…), złożony i nieprzewidywalny . Jeśli jednak za punkt odniesienia wziąć jego ostatnie dokonania, a nie ogół muzyki, to byłbym nawet skłonny się zgodzić z takim opisem "The Harmony Codex". Przez ostatnią dekadę Stefan przeszedł od retro-progowego epigoństwa, przez nieudolne próby zbliżenia się do artystycznego popu lat 80., po zachowawczy powrót z Porcupine Tree, sprawiający wrażenie zlepku odrzutów po poprzednich albumach grupy. Tym razem zdaje się czerpać ze wszystkich tych doświadczeń, ale w jakby mniej anachroniczny sposób i chyba nawet - czego zupełnie się po nim nie spodziewałem - wyciągając pewne wnioski z dotychczas popełnianych błędów. Czy jest to zatem jego najlepsza płyta z siedmiu wydanych dotąd pod własnym nazwiskiem? Całkiem możliwe. Czytaj też: [Recenzja] Porcupine Tree - "Closure / Continuation" (2022) "The Harmony Codex" to kolejny p