Posty

Wyświetlam posty z etykietą slowdive

[Recenzja] Slowdive - "Everything Is Alive" (2023)

Obraz
Piąty studyjny album Slowdive to bez wątpienia najważniejsza premiera ostatniego piątku. Ale też jeden z tegorocznych longplayów, w stosunku do których miałem - i w sumie nadal mam - najbardziej mieszane odczucia. Chociaż zespół powstał trzydzieści cztery lata temu, to w międzyczasie zaliczył dwie dekady przerwy, więc nie zdążył się zanadto wyeksploatować. Z drugiej strony, comebackowy  album bez tytułu sprzed sześciu lat, bezpośredni poprzednik "Everything Is Alive", okazał się płytą kompletnie wypraną z nowych idei. Singlowe zapowiedzi nowego wydawnictwa - a przed premierą ujawniono aż połowę repertuaru - nie obiecywały, że tym razem będzie inaczej. Wręcz przeciwnie, wszystkie wpisują się w konwencję, jaka najbardziej kojarzy się z twórcami kultowego "Souvlaki". Żaden z tych kawałków mnie szczególnie nie zachwycił, ale też nie zniechęcił do oczekiwania na całość. Znane już wcześniej utwory można podzielić na te bardziej żwawe, a więc nieco mniej typowe dla zespołu

[Recenzja] Slowdive - "Slowdive" (2017)

Obraz
Zdarzają się powroty udane i, zdecydowanie częściej, zupełnie niepotrzebne. W przypadku Slowdive skłaniałbym się raczej ku tej drugiej opcji. Eponimiczny album - wydany dwadzieścia dwa lata po zawieszeniu działalności, na fali zainteresowania, jakim zaczęła cieszyć się odkryta przez internautów muzyka zespołu - nie jest wcale złą płytą. Jest tu wszystko to, co najbardziej urzeka większość miłośników tej kapeli: ładne melodie, charakterystycznie rozmyte brzmienie gitar oraz z trudem wydobywające się spod nich wokale Neila Halsteada i Rachel Goswell. Takie kawałki, jak "Star Roving", "Everything Knows" czy bardziej klimatyczny "Go Get It", byłyby mocnymi punktami nawet na tym kultowym "Souvlaki". Czytaj też:  [Recenzja] Slowdive - "Souvlaki" (1993) Można jednak pokusić się o stwierdzenie, że to wykalkulowany powrót. Jest tu wszystko, czego zapewne oczekiwali miłośnicy płyty z 1993 roku oraz wcześniejszych nagrań. I w zasadzie nic ponadto.

[Recenzja] Slowdive - "Pygmalion" (1995)

Obraz
To będzie niepopularna opinia. Uważam, że Slowdive swojego szczytu wcale nie osiągnął na powszechnie dziś uwielbianym "Souvlaki". Stało się to dwa lata później na "Pygmalion", ostatnim albumie nagranym i wydanym przed zawieszeniem działalności. Na tym etapie muzycy, doskonale świadomi niechęci brytyjskiej prasy oraz małego zainteresowania swoją muzyką wśród słuchaczy, nie zamierzali już zabiegać o sukces. Sesja nagraniowa odbywała się z przekonaniem, że będzie to ich ostatnia płyta. I dlatego właśnie  postanowili tym razem zrealizować przede wszystkim swoje artystyczne ambicje, całkowicie porzucając granie łatwo przyswajalnych piosenek. Już sama okładka - skomponowana przez Stevena Woodhouse'a z fragmentów notacji graficznej Rainera Wehingera do kompozycji "Artikulation" Györgya Ligetiego - zapowiada dzieło nietuzinkowe i faktycznie zawarta tu muzyka okazuje się odchodzić od konwencjonalnego rocka. Slowdive od dream-popowej estetyki "Souvlaki"

[Recenzja] Slowdive - "Souvlaki" (1993)

Obraz
Pierwotnie miał to być zupełnie inny album. Pierwsze utwory tworzone z myślą o następcy debiutanckiego "Just for a Day" zdradzały silny wpływ dokonań Joy Division oraz "Trylogii Berlińskiej" Davida Bowie. Materiał został jednak odrzucony przez wydawcę. A chociaż w późniejszym czasie muzycy dostali od wytwórni całkowitą swobodę artystyczną, do oryginalnego pomysłu już nie wrócili. "Souvlaki" zamiast tego kontynuuje dreampopowy kierunek debiutu, ponownie skazując Slowdive na porównania z Cocteau Twins, nawet jeśli inspiracje są tym razem szersze. Zwraca też uwagę trochę bardziej pogodny, choć wciąż melancholijny nastrój. Jest to także album bardziej dojrzały i lepiej przemyślany, pomimo napiętej sytuacji wewnątrz zespołu - niedługo wcześniej doszło do rozstania Rachel Goswell i Neila Halsteada, przez co prace nad płytą często odbywały się w niepełnym składzie. Do produkcji albumu kwintet planował zaangażować samego Briana Eno. Ten wprawdzie odmówił - podobni

[Recenzja] Slowdive - "Just for a Day" (1991)

Obraz
Slowdive nie jest najbardziej płodnym zespołem. Przez trwającą trzy dekady karierę wydał ledwie cztery płyty długogrające, a piąta - "Everything Is Alive" - ma ukazać się we wrześniu. To dobry moment, aby przybliżyć dotychczasowe dokonania brytyjskiego kwintetu. Dziś jest to jedna z najbardziej cenionych grup rockowych ostatniego trzydziestolecia, a bez albumu "Souvlaki" nie może się obejść żadna poważna lista najważniejszych płyt lat 90. lub wszech czasów. Nie zawsze jednak tak było. Po początkowym zachwycie brytyjskiej prasy nad wczesnymi EPkami, przyszedł zwrot o 180 stopni i pierwsze dwa albumy zostały przez krytykę zmieszane z błotem. Jednym z bardziej merytorycznych zarzutów było wskazanie zbyt ewidentnego upodobnienia się do Cocteau Twins. W tamtym czasie media miały ogromny wpływ na słuchaczy, co przełożyło się na małe zainteresowanie płytami i koncertami grupy. Muzycy zdecydowali się nagrać jeszcze jeden album, odświeżając swój styl o wpływy ambientu, a gdy