[Recenzja] Slowdive - "Everything Is Alive" (2023)

Slowdive - Everything Is Alive


Piąty studyjny album Slowdive to bez wątpienia najważniejsza premiera ostatniego piątku. Ale też jeden z tegorocznych longplayów, w stosunku do których miałem - i w sumie nadal mam - najbardziej mieszane odczucia. Chociaż zespół powstał trzydzieści cztery lata temu, to w międzyczasie zaliczył dwie dekady przerwy, więc nie zdążył się zanadto wyeksploatować. Z drugiej strony, comebackowy album bez tytułu sprzed sześciu lat, bezpośredni poprzednik "Everything Is Alive", okazał się płytą kompletnie wypraną z nowych idei. Singlowe zapowiedzi nowego wydawnictwa - a przed premierą ujawniono aż połowę repertuaru - nie obiecywały, że tym razem będzie inaczej. Wręcz przeciwnie, wszystkie wpisują się w konwencję, jaka najbardziej kojarzy się z twórcami kultowego "Souvlaki". Żaden z tych kawałków mnie szczególnie nie zachwycił, ale też nie zniechęcił do oczekiwania na całość.

Znane już wcześniej utwory można podzielić na te bardziej żwawe, a więc nieco mniej typowe dla zespołu, za to stanowiące oczywisty wybór na single ("Kisses", "Alife") oraz bardziej klimatyczne, z tym charakterystycznym dla grupy rozmytym brzmieniem, ale kompletnie pozbawione singlowego potencjału ("Skin in the Game", "The Slab"). Wszystkie zyskują więcej sensu w kontekście całości - te pierwsze dodają płycie odpowiedniej dynamiki, a pozostałe po prostu idealnie wpisują się w jej nastrój. Taki "The Slab" był beznadziejnym singlem, ale jako finał tego albumu sprawdza się idealnie, niejako podsumowując zawartość longplaya.


Jednak moimi ulubionymi fragmentami okazały się trzy z czterech nieznanych przed premierą utworów, idące jeszcze dalej w tę nastrojową stronę. Znakomity jest otwieracz "Shanty", łączący dreampopowy oniryzm, shoegaze'owy hałas, zapętlone brzmienia elektroniczne, przypominające o bardziej eksperymentalnym podejściu z czasów "5 EP" i "Pygmalion", a także melodyczną wyrazistość bliską "Souvlaki". W tych niespełna sześciu minutach mieści się wszystko, co najlepsze u Slowdive. Podobnie jest zresztą w "Chained to a Cloud", tylko trochę bardziej abstrakcyjnie, a to za sprawą jeszcze mocniej odrealnionych wokali. Świetną atmosferę udało się wykreować także w instrumentalnym "Prayer Remembered", przypominającym o fascynacji ambientem, a nawet zbliżającym się do estetyki post-rocka. Z tym ostatnim nurtem sporo wspólnego ma również stonowany "Andalucia Plays", jednak jest to fragment najmniej mnie przekonujący - zbyt jednostajny i przesłodzony.

"Evrything Is Alive" to taki album, jakim powinna być poprzednia płyta Slowdive - odnoszący się do przeszłości zespołu, ale w końcu do całej, a nie tylko do wybranego, najbardziej popularnego okresu. Nie da się ukryć, że to wciąż swego rodzaju próba zdyskontowania sukcesu, jaki grupa odniosła podczas swojej nieobecności na scenie. Tym razem jednak efekt jest bardziej przekonujący, jakby zespół po prostu chciał zrobić jak najciekawszą płytę w swojej stylistyce, a nie jedynie spełnić zachcianki swoich fanów, po raz kolejny nagrywając płytę z 1993 roku. Jeśli Slowdive miałby już nic więcej nie nagrać, to "Everything Is Alive" obroni się jako domknięcie dyskografii, dobrze podsumowując dotychczasowe dokonania.

Ocena: 7/10



Slowdive - "Everything Is Alive" (2023)

1. Shanty; 2. Prayer Remembered; 3. Alife; 4. Andalucia Plays; 5. Kisses; 6. Skin in the Game; 7. Chained to a Cloud; 8. The Slab

Skład: Neil Halstead - wokal, gitara, instr. klawiszowe; Rachel Goswell - wokal; Christian Savill - gitara; Nick Chaplin - gitara basowa; Simon Scott - perkusja, elektronika
Producent: Neil Halstead


Komentarze

  1. Dla mnie: Pygmalion>Everything Is Alive>Souvlaki>Just for a Day>Slowdive. Nie spodziewałem się, że tegoroczny album będzie tak udany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym jednak dał "Souvlaki" wyżej od tegorocznego albumu. Raz, że ten nowy czerpie z doświadczeń tego sprzed 30 lat i w sumie mógłby być nagrany te 30 lat temu, a dwa - tam jednak poziom poszczególnych kompozycji wydaje się bardziej wyrównany, bez spadków jakości.

      Usuń
    2. Co do "raz", to w sumie się zgadzam. Mi jednak osobiście nowa płytka podoba się odrobinę bardziej, ale poziom jest bardzo zbliżony. Co do "dwa", to ja w żadnej z tych dwóch płyt nie zauważyłem spadków jakości, wszystko jest co najmniej na solidnym poziomie.

      Usuń
    3. "Andalucia Plays" to pierwszy kawałek Slowdive, jaki autentycznie mnie nuży. Nie jestem też miłośnikiem żadnego z singli, choć zyskały w kontekście całości.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Polish Jazz Quartet - "Polish Jazz Quartet" (1965)

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Soft Machine - "Fifth" (1972)