[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024
Sporo różnorodnej muzyki ukaże się w marcu, ale tak się złożyło, że wszystkie najbardziej interesujące mnie tytuły to płyty stworzone przez kobiety: Julię Holter, Moor Mother, Amirthę Kidambi oraz Alice Coltrane. To niepowtarzalna okazja, by zorganizować tu miesiąc kobiet, z recenzjami wyłącznie takich albumów, na których kluczową rolę odgrywa kobieta. Chociaź tego typu płyty regularnie opisuję, to nazbierało się też sporo zaległości. Co do premierowych wydawnictw niespełniających tego kryterium, to na ewentualne recenzje będą musiały poczekać co najmniej do kwietnia. Chyba że załapią się do Płyt tygodnia, które od teraz będą prezentowane w weekendy.
Muzyczne premiery marca 2024
1 marca:
- Ben Frost - Scope Neglect
- Bruce Dickinson - The Mandrake Project
- Christian Wolff / Wendy Eisenberg [kompozytor: Morton Feldman / Christian Wolff] - The Possibility of a New Work for Electric Guitar
- Emile Parisien Quartet - Let Them Cook
- Horse Lords - As It Happened: Horse Lords Live
- Max Richter - Spaceman
- Nils Frahm - Day
- Ruth Goller - Skyllumina
- Sam Newsome & Max Johnson - Tubes
- Squarepusher - Dostrotime
- The Who - Live at Shea Stadium 1982 [archiwalia]
- Yard Act - Where's My Utopia?
2 marca:
- David Shea - The Ship
8 marca:
- Chris Potter / Brad Mehldau / John Patitucci / Brian Blade - Eagle's Point
- Dave Harrington, Max Jaffe & Patrick Shiroishi - Speak, Moment
- Eva-Maria Houben & John Hudak - Paloma Wind
- Judas Priest - Invincible Shield
- Kahil El’Zabar’s Ethnic Heritage Ensemble - Open Me, a Higher Consciousness of Sound and Spirit
- Kim Gordon - The Collective
- Moor Mother - The Great Bailout
- The Rolling Stones - Live at the Wiltern [archiwalia]
15 marca:
- Amirtha Kidambi's Elder Ones - New Monuments
- Ava Mendoza & Dave Sewelson - Of It but Not Is It
- Four Tet - Three
- Harutaka Mochizuki et Michel Henritzi - Nagori
- Jethro Tull - The Château D'Hérouville Sessions [archiwalia]
- Lustmord - Much Unseen Is Also Here
- The Messthetics & James Brandon Lewis - The Messthetics and James Brandon Lewis
- Signe Emmeluth - BANSHEE
- Tekla Peterson - Mine to Give
22 marzec:
- Alice Coltrane - The Carnegie Hall Concert [archiwalia]
- Bill Orcutt - Four Guitars Live
- Ill Considered - Precipice
- The Jesus and Mary Chain - Glasgow Eyes
- Julia Holter - Something in the Room She Moves
- Nat Birchall Unity Ensemble - New World
- Skee Mask - ISS010 EP
- Stian Westerhus & Maja S. K. Ratkje - All Losses Are Restored
- Valentina Magaletti - Lucha Libre EP
29 marca:
- Blu & Shafiq Husayn - Out of the Blue
- Carme López - Quintela
- Clifford Jordan - Beyond Paradiso 1969 - 1970 [archiwalia]
- Dan Weiss - Even Odds
- Ivo Perelman - Embracing the Unknown
- Present - This Is NOT the End
- Ride - Interplay
- Sonny Rollins - A Night at the Village Vanguard: The Complete Masters [archiwalia]
No to jak już się pojawi w tym miesiącu kolejna recenzja z cyklu "Polskich ejtisów", to chyba już wiem jakiego zespołu można się spodziewać ;)
OdpowiedzUsuń"Polskie ejtisy" faktycznie będą w tym miesiącu. Możliwości jest jednak kilka ;)
UsuńBajm? Nie no, bardziej nastawiam się na zespół z ksywą wokalistki związaną z częścią drzewa :)
UsuńGałąź! Pniak!
UsuńJa polecam z tych nowości płytę Kahil El’Zabar’s Ethnic Heritage Ensemble. Mam w zbiorach 16 płyt Kahila w różnych kombinacjach (Ritual Trio, Spirit Groove i ten EHE) i na wszystkich jest to wspaniała muzyka w nurcie spiritual jazz. Na tę archiwalną koncertówkę Alice Coltrane też bardzo. czekam.
OdpowiedzUsuńSuper pomysł z tymi recenzjami! Mam wrażenie, że świat muzyki jest bardzo zdominowany przez mężczyzn i z chęcią poznam nieco polecanych przez ciebie artystów
OdpowiedzUsuńNa pewno był zdominowany przed XXI wiekiem. W obecnym stuleciu ta dominacja nie jest już tak silnie widoczna.
UsuńMnie też pomysł się podoba. Może uda Ci się też nadrobić jakieś ważne historyczne nagrania, jak np. Mary Lou Williams, Dorothy Asby, Annette Peacock, Jeanne Lee, Myry Melford, czy Marilyn Crispell?
UsuńWarto dodać do listy: https://signeemmeluth.bandcamp.com/album/banshee
Na razie nie chcę zbyt wiele zdradzać. Mam przygotowaną wstępną listę płyt z różnych lat i gatunków. To jednak będzie maks. 10-11 recenzji (plus premierowe), więc ledwie zarysuję temat, ale w kolejnych miesiącach też będę starał się uzupełniać braki tego rodzaju albumów.
UsuńNapisz recenzję Philosophy of The World, tam były aż 3 kobiety ;D
UsuńPójdźmy o krok dalej i niech napiszę recenzje tego żeńskiego Ramones z LA ;D
Usuńtam było aż pięć (!) kobiet (nastolatek/dziewczyn), oczywiście nie licząc tego drugiego składu o jedną mniej xD
UsuńTen nowy album Saxon z tego roku to jakaś tragedia (zaznaczam, że nie jest to jedyny album z tego roku, który przesłuchałem)- tym razem podrabiają Judas Priest z okresu......."Firepower"-cholera, nie ma lepszego okresu jeśli chodzi o ten zespół, z którego można by brać przykład (a raczej jest to otwarte zrzynanie stylu, Byford śpiewa identycznie jak Halford, na początku myślałem, że śpiewa tam ten drugi XPPPPPP)
OdpowiedzUsuńTo i tak jakiś postęp, bo w momencie, gdy przestałem sprawdzać nowe wydawnictwa Saxon, grupa była na etapie nagrywania w kółko tej samej płyty.
UsuńPrzeczytałem "podstęp". W przyszłym miesiącu nowy Pearl Jam, podobno powrót do korzeni. Liczę na Ciebie ;)
UsuńTak szczerze, to wolę skupić się na muzyce wartej polecenia i przy okazji uniknąć kolejnej inwazji zdziadziałych mentalnie fanów rockowego mainstreamu. A po singlach PJ słyszę, że nie jest dobrze, eufemistycznie pisząc.
UsuńJeśli się zdecydujesz na reckę "Invicible Shield" to trudno będzie takiej inwazji uniknąć ;) (chociaż może nie będzie aż tak źle, jak dałeś mu ostatecznie 6 na 10)
UsuńW sumie to ostatnie zdanie to bardziej żarcik, ale nie ukrywam taka przeciwwaga by mnie nawet zaciekawiła/ucieszyła. Inwazji? A to co oni piszą aż tak nie trzyma poziomu?
Usuń@Cat's Squirrel: Ostatnio gdzieś przeczytałem, że się nie znam na muzyce, bo dałem 6/10 takim doskonałym płytom, jak - uwaga, będzie śmiesznie - "Taken by Force" Scorpions, "Closer to Home" Grand Funk Railroad i debiut Sir Lord Baltimore, więc... ;)
Usuń@Cymbergsj: Gdybym miał generalizować na podstawie komentarzy czy jakichś dyskusji z neta, to słuchacze dziaderskiego rocka mają problem z odróżnianiem własnej opini od faktów, a nawet najmniejszą krytykę ich ulubionej muzyki traktują jak brutalny atak na siebie.
Szkoda, że akurat słuchacze rocka na to cierpią, bo to woda na młyn tych którzy uważają, że to muzyka dla prymitywów.
UsuńByć może nie tylko oni, a takie wrażenie wynika z ich nadreprezentacji wśród wszystkich osób dyskutujących o muzyce.
UsuńBędzie recenzja Dickinsona pod gównoburzę? ;)
OdpowiedzUsuńSerio, ja nie wiem po co takie albumy powstają.
Nic mnie do tego nie przekona. Jeden odsłuch przyszedł mi z trudem, a co dopiero powtórki do recenzji. Nie sądzę też, by ktoś tej płyty chciał zaciekle bronić.
UsuńAle że komukolwiek chciało się wysłuchać tego albumu więcej niż jeden raz, to naprawdę podziwiam. Chociaż, znam o wiele gorsze albumy, więc zapoznawanie się z The Mandrake Project nie było dla mnie szczególnie traumatycznym przeżyciem. Po prostu ten album na mnie nie wpłynął ani pozytywnie, ani negatywnie, o pamięć zaczepiło się (chyba) półtora utworu, godzina minęła bardzo szybko i w sumie tyle zapamiętałem. Natomiast odpowiadając na to, dlaczego takie albumy powstają, odpowiedź jest prosta - podreperowanie stanu portfela, albo chęć wzbudzenia sentymentu wśród fanów. Kropka.
UsuńDla mnie 6/10. Dwa ostatnie utwory najgorsze, reszta przeciętna/niezła. TO WSZYSTKO JUŻ BYŁO
UsuńJak to po co, Dickinson to przecież też pilot i biznesmen a co czwarty zatwardziały fan Maiden płytę dla zasady kupi więc patrząc na ilość fanów to zysk będzie a już teraz ogłosił że już zaczyna nagrywać następny album który ma być ponoć już za rok więc to bez wątpienia biznesplan a na marginesie na Teraz Muzyka płyta została okrzyknięta arcydziełem.
OdpowiedzUsuńTylko że Teraz Muzyka / Teraz Rock rozpływa się w zachwytach na temat każdego nowego albumu popularnego wykonawcy. A przynajmniej tych dystrybuowanych przez zaprzyjaźnione firmy.
Usuńno właśnie o to mi chodziło, to miał być sarkazm
UsuńO ile Saxon i Dickinson się nie popisali (w pierwszym przypadku to łagodnie powiedziane), to Judas Priest dali z siebie wszystko..."Invicible Shield" to jest serio najlepszy ich album. Zaskoczenie jeszcze większe, niż Stonesi w zeszłym roku. Polecam
OdpowiedzUsuńNa początku myślałem, że chcieli zrobić swoje "Somewhere in Time", tylko lepiej niż na "Turbo". Czy tylko ja mam wrażenie, że stary Halford zbliżył się do młodszej wersji Dickinsona?
UsuńRzeczywiście, w porównaniu do Dickinsona Invincible Shield wypada o wiele lepiej, lecz byłbym ostrożny w używaniu określeń typu "najlepszy" i podobnych. Bo pod kątem utworów album Judaszy wypada w moim odczuciu całkiem nieźle - jest melodia, jest tekst, czasami gitarowy riff, w przeciwieństwie do The Mandrake Project ma się pewność, że nie obcuje się z bezkształtnym, bezimiennym muzycznym glutem. Niestety, w 60% przypadków cały efekt psuje Halford piszczący jak manewrujący na ostrych zakrętach stary tramwaj lub molestowana seksualnie koza, ale to w sumie nie jest nic nowego. Moje odczucia są osobiście bardziej pozytywne, aczkolwiek Invincible Shield to nie jest żaden cymes, to po prostu energiczny, mało odkrywczy heavy metal. Aczkolwiek Crown of Horns, As God is my Witness, Trial by Fire, Sons of Thunder i The Lodger to według mnie całkiem fajne utwory.
UsuńCo do rzekomego podobieństwa Halforda do młodego Dickinsona, nawet na to nie wpadłem. Natomiast słuchając albumu miałem chwilami wrażenie, że Halford zaczyna brzmieć zaskakująco podobnie do Tima "Rippera" Owensa. Serio. Słuchając Trial by Fire czy Gates of Hell czułem się, jakbym słuchał sequela Jugulator (bajdełej - według mnie wręcz karygodnie niedocenionego albumu). Czy tylko ja mam takie wrażenie?
"Jugulator" to typowy trash metal, w dużej części mocno przekombinowany- jak słuchałem sobie ostatnim razem niektórych kawałków z niego, to jeśli chodzi o strukturę logiczną utworów to był istny koszmar.
UsuńNie wiem, co może być nielogicznego i przekombinowanego w tych utworach, jakoś nigdy nie zwróciłem na to uwagi. Ale prawda jest taka, że (w moim przypadku) Jugulatora słucha mi się o wiele lepiej i przyjemniej niż poprzednich albumów Judaszy, zwłaszcza Painkiller. Na albumie znalazły się wprawdzie rzeczy zupełnie zbędne (na przykład Bullet Train), ale reszta utworów w moim odczuciu trzyma już zwarty, równy poziom. A najwięcej roboty robi Tim Owens, który oczywiście drze się jak stare prześcieradło, ale w inny sposób niż Halford. Tak samo jak on wchodzi w wysokie rejestry, nie zawsze potrzebnie, lecz odnoszę wrażenie, że te wydarcia mają o w wielu przypadkach wiele więcej sensu niż typowo popisowe w moim odczuciu górki skrzeczącego jak żaba Budgetta Halford. Owens swoim ciężkim, mrocznym śpiewem wynosi na wyżyny utwory takie jak Burn in Hell, Cathedral Spires czy utwór tytułowy. Jak dla mnie, Jugulator wypada bardzo dobrze, lepiej od poprzedniego Painkiller. Demolition nie znam (jeszcze), więc na temat tego albumu się nie wypowiem.
UsuńKurde, co takiego usłyszałeś na "Invicible Shield", że dałeś mu aż 7 na 10? Tak nagle Judasi u schyłku kariery, postanowil grać mniej sztampowo, czy jak?
Usuń@Squirrel: https://pablosreviews.blogspot.com/2013/06/judas-priest-painkiller-1990.html?showComment=1709991556628#c2633555867548318057
UsuńNo bo to właśnie nie jest typowy, schematyczny metal refren-zwrotka-refren. U mnie 10/10 za przede wszystkim świetne melodie, rozbudowane, jak na ten gatunek, utwory (zmiany tempa, solówki), energetyczne, czadowe granie.
UsuńNie jest? Mi się wydaje, że jednak w dużej mierze jest, choć muszę powiedzieć, że nie potwierdzę tego, bo wypadł mi z głowy od razu po przesłuchaniu. Nie rozumiem zachwytów nad tym albumem - obecnie powstaje o wiele więcej ciekawszych rzeczy w tym gatunku; oczywiście, wtórnych, bo jakby inaczej, ale ciekawszych mimo wszystko. Nie jest on oczywiście kompletnie zły, ale strasznie mnie zastanawia, dlaczego do tej pory ma tak wysokie oceny na RYM-ie; prawdopodobnie ze względu na status tego zespołu i fakt, że w takim wieku Halford sięga po takie rejestry, bo w komentarzach sporo o tym zachwytów. Ja to jednak skłaniam się do Painkillera (utwór tytułowy cudeńko, a cover w wykonaniu Death jeszcze lepszy!) i ewentualnie albumów z lat 70-tych (Sad Wings of Destiny, Stained Class).
UsuńJudas Priest zawsze był sztampowy a w dodatku widziałem teraz teledysk do utworu tytułowego i brzmi to jak Grave Digger a to przecież to Niemcy od zawsze naśladowali Judasów a teraz sytuacja się odwróciła. Poza tym ta nowa płyta Priest ma strasznie plastikowe i jakieś takie komputerowe, sztuczne brzmienie. Widocznie musieli ją nagrać według dzisiejszych sztucznych produkcyjnie standardów. Nie ma to jak stare brzmienia analogowe. Teraz to wszystko jak z jednej linii produkcyjnej.
OdpowiedzUsuńSprzedajesz jeszcze jakieś płyty na Allegro czy doszedłeś już do idealnego stanu gdy wszystko co masz będziesz mieć już na wieki? Czasem tam wbijam z ciekawości czego się obecnie chcesz pozbyć i raczej mało płyt wystawiasz.
OdpowiedzUsuńOstatnio chyba latem robiłem przegląd płyt i już się pozbyłem wszystkiego, czego na tamten moment chciałem, a raczej nie chciałem. Ale możliwe, że teraz znalazłoby się coś jeszcze. O idealnym stanie trudno mówić, gdy brakuje mi wielu z moich ulubionych albumów. Ale prawie od roku nic nie kupuję, bo i tak słuchsm prawie tylko streamingu.
Usuń