[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

Księżyc - Księżyc


Są płyty, po które najchętniej sięgam w konkretnym momencie roku. Początek wiosny to idealny moment na słuchanie nie tylko "The Colour of Spring" Talk Talk, ale też "Święta wiosny" Igora Strawińskiego oraz innych dzieł o takim pogańskim klimacie, jak "First Utterance" Comus czy eponimiczny debiut grupy Księżyc. A że na stronie wciąż trwa miesiąc kobiet, trudno o lepszą okazję, by w końcu opisać ten ostatni krążek - jedną z najbardziej niezwykłych polskich płyt, tak inną od wszystkiego, że latami nie potrafiłem zabrać się za tę recenzję.

Księżyc powstał na początku lat 90. z inicjatywy trzech kobiet: Agaty Harz, Katarzyny Smoluk oraz Ukrainki Olgi Nakoniecznej. Wybór takiej akurat nazwy tłumaczyły w następujący sposób: To słowo kojarzyło się nam z czymś bardzo kobiecym. Jesteśmy też trochę jak księżyc - tajemniczy, chłodny, ale mający siłę. Tercet początkowo występował a cappella, wykonując tradycyjne pieśni ukraińskie. Z czasem skład poszerzył się o instrumentalistów Remigiusza Mazura-Hanaja i Roberta Nizińskiego, a zespół zaczął tworzyć własne utwory inspirowane słowiańską muzyką ludową z Polski, Ukrainy, Czech czy Bułgarii, wykorzystując niekonwencjonalne podejście do śpiewu, w jakimś stopniu wynikające z teatralnych doświadczeń artystek. Koncerty grupy były zresztą wydarzeniami na pograniczu muzyki i performance'u.

Fonograficznie Księżyc zadebiutował w 1993 roku EPką "Nów", zarejestrowaną już bez udziału Nakoniecznej i zawierającą bardziej eksperymentalną muzykę, czerpiącą wiele z XX-wiecznej awangardy albo industrialnych nagrań Throbbing Gristle. Nagrania opierają się tam na śpiewie, partiach klarnetu Nizińskiego oraz taśmowych manipulacjach Hanaja. Ten ostatni został jednak wkrótce potem zastąpiony przez klawiszowca Lechosława Polaka, co wymusiło pewne zmiany w muzycznym kierunku. Finalny efekt tej ewolucji słychać na wydanym trzy lata później pełnowymiarowym albumie "Księżyc". Materiał pierwotnie ukazał się wyłącznie na kasecie oraz limitowanym do 333 egzemplarzy 10-calowym winylu. Obie edycje są dziś niemalże nie do zdobycia. Kompaktowe reedycje pojawiły się dopiero w 2004 i 2014 roku. Co ciekawe, album w 2013 roku doczekał się też winylowego wznowienia... w Wielkiej Brytanii.


Wypełniającą album muzykę najłatwiej określić mianem avant-folku, jednak taka etykieta zdecydowanie nie wyczerpuje tematu. W dodatku instrumentarium jest tu niezbyt folkowe. Czasem słychać akordeon lub cytrę, ale istotną rolę odgrywają elektryczne fortepiany, syntezatory, klarnet czy saksofon, grające w dodatku w sposób nierzadko kojarzący się z post-minimalizmem lub ambientem. Ludowa, nieco mediewalna, jest natomiast melodyka. I tu od razu należy zaznaczyć, że to niezwykle rzadki przykład muzyki inspirowanej słowiańskim folklorem, która ani trochę nie odrzuca przaśnością.

Jest to zatem taki niefolwarczny folk, o pogańskim klimacie, ale jednocześnie o nowoczesnym, zelektryfikowanym brzmieniu, z całkiem oryginalnym podejściem do partii wokalnych. Jest to też granie dziwne, trochę taką dziwnością Comusa, ale jednak w pełni unikalne. A jeśli już mowa o porównaniach, to trudno się nie zgodzić z tym, które zwykle pada w kontekście muzyki grupy Księżyc. O tym, że brzmi jak ścieżka dźwiękowa do jakiegoś nieistniejącego folk horroru. Faktycznie, te najbardziej niepokojące, tajemnicze momenty, jak "Klawesynowa", "Chodź", "Zakopana" czy "Lalka", doskonale komponowałyby się z obrazem w stylu "Kult" Robina Hardy'ego lub "Midsommar" Ariego Astera.

Ale to tylko część prawdy o tym albumie, który nie zawsze brzmi tak upiornie. Zdarzają się tu też bardziej skoczne fragmenty, budzące skojarzenia z jakimiś słowiańskimi obrzędami. Obie części "Historyjki" czy pierwsza odsłona "Verlaine'a" (to nawiązanie do francuskiego poety Paula Verlaine'a, nie Toma Verlaine'a z Television, który od pierwszego pożyczył swój pseudonim), a w mniejszym stopniu "Ile ma lat?", sprawdziłyby się pewnie nawet na ścieżce dźwiękowej serialu "1670". A są tu jeszcze takie utwory, jak właściwie stricte post-minimalistyczna w warstwie instrumentalnej "Klepana" czy subtelne, melodyjne "Mijana" i "MM". Nad tymi utworami także unosi się ten słowiański duch, wręcz pewien mistycyzm, które spajają wszystko w bardzo spójną całość.

Fascynujący album, kompletnie różny od tego, z czym zwykle kojarzy się polska muzyka. Ale i wśród zagranicznych kapel trudno znaleźć coś faktycznie podobnego. Płyta - zapewne ze względu na jej niekonwencjonalny charakter, ale też słabą dostępność - nie zyskała popularności, a Księżyc zakończył działalność wkrótce po jej wydaniu. Zespół powrócił jednak dekadę temu, wydając nawet nowy album "Rabbit Eclipse", który - co niezwykle rzadkie w przypadku takich comebacków - okazał się nie mniej intrygujący od debiutu.

Ocena: 9/10



Księżyc - "Księżyc" (1996)

1. Historyjka; 2. Verlaine I; 3. Klepana; 4. Klawesynowa; 5. Chodź; 6. Mijana; 7. Zakopana; 8. Lalka; 9. Śmieszki; 10. MM; 11. Dychana; 12. Ile ma lat?; 13. Verlaine II; 14. Historyjka

Skład: Agata Harz - wokal; Katarzyna Smoluk - wokal, elektryczny fortepian; Lechosław Polak - akordeon, elektryczny fortepian, syntezator; Robert Niziński - klarnet, saksofon altowy, instr. klawiszowe
Gościnnie: Wojcek Czern - syntezator (4,12,13), cytra (6)
Producent: Wojcek Czern


Komentarze

  1. Naprawdę wspaniała płyta, obok nieco zbliżonej stylistycznie Svitlany Nianio chyba najlepszy przykład sięgania do jakiś słowiańskich korzeni bez czynienia tego boleśnie tandetnym bądź po prostu głupim. Mój kumpel miał okazję parę lat temu grać razem z Księżycem i opowiadał, że było to wspaniałe doświadczenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Seria polskie najntisy zapowiada się ciekawie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna płyta (aż prosi się o kolejną reedycję na CD). Jeśli chodzi o analogie to rzeczy o zbliżonej (co nie znaczy tożsamej) estetyce jednak trochę jest już w latach 70: np. Pierrot Lunaire - Gudrun, pierwszy album portugalskiej Bandy do Casaco, płyty Brigitte Fontaine i Areski Belkacema, a z późniejszych - i słowiańskich rejonów - płyty Ivy Bittovej. W Polsce coś z podobnym klimatem próbował robić Hoboud, choć z gorszym (co nie znaczy, że złym) skutkiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobra płyta, @okechukwu dzięki za propozycje do przesłuchania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam Ci zwłaszcza "Bile Inferno" Ivy Bittovej - jak dla mnie płyta (jeszcze) lepsza niż Księżyca (zresztą nagrana zaledwie rok później. W utworach wokalnych płyty Księżyca (np. Verlaine) słychać delikatną inspirację muzyką Zygmunta Koniecznego i generalnie całą szkołą "krakowską". No, ale to rzecz jasna nie zarzut

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)