[Recenzja] Älgarnas Trädgård - "Framtiden är ett svävande skepp, förankrat i forntiden" (1972)

Älgarnas Trädgård - Framtiden är ett svävande skepp, förankrat i forntiden


Pół wieku temu Szwecja miała naprawdę mocną scenę niezależną, ściśle powiązaną z lewicowym, antykomercyjnym ruchem progg, którego wbrew nazwie nie nalży utożsamiać wyłącznie z rockiem progresywnym. Twórców kojarzonych z tym zjawiskiem łączyła głównie niechęć do mainstreamu, ale też przeważnie rozległe inspiracje, wśród których obok wpływów różnych nurtów anglosaskiego rocka częste były nawiązania do muzyki nordyckiej. Jednym z wyróżników są także teksty w języku szwedzkim. Wsród najciekawszych reprezentantów tej sceny wymieniłbym na pewno grupy Samla Mammas Manna, Kultivator, Internation Harvester czy Älgarnas Trädgård. Ta ostatnia mimo trwającej kilka lat działalności działalności - od 1969 do 1976 roku - pozostawiła po sobie stosunkowo niewiele muzyki.

W epoce ukazał się tylko jeden album göteborskiego sekstetu, "Framtiden är ett svävande skepp, förankrat i forntiden". Podczas prób nagrania jego następcy doszło do rozłamu w zespole. Cześć muzyków zespołu miała dość ciągłego koncertowania i chciała zmiany w projekt typowo studyjny, grający bardziej minimalistyczną, kameralną muzykę. Innym z kolei podobały się występy na żywo i nalegali na zdecydowanie rockowy repertuar. Ostatecznie reprezentujący to drugie podejście klawiszowiec Jan Ternald i wiolonczelista Sebastian Öberg przenieśli się do Sztokholmu, by dołączyć do zespołu Fläsket Brinner, a grupa Älgarnas Trädgård zakończyła dzialalność. Materiał, nad którym wówczas pracowano, udało się dokończyć ponad dwie dekady później i przygotować do wydania w 2001 roku pod adekwatnym tytułem "Delayed". Nie jest to już jednak tak imponujące dzieło, jak debiut.


Pierwszy album to niespełna czterdzieści minut muzyki, podczas których inspiracje psychodelią, space rockiem, nordyckim folkiem czy hindustańskimi ragami splatają się tutaj w odrębny styl, mający mimo wszystko więcej wspólnego z prog-rockiem niż muzyką z poprzedniej dekady, na co wskazywałyby inspiracje. To album w dużej części instrumentalny, bardzo bogato zaaranżowany, pełen przeróżnych brzmień klawiszowych, smyczkowych, dętych czy perkusyjnych. Pierwsza nieco ponad połowa trzynastominutowego otwieracza "Två timmar över två blå berg med en gök på vardera sidan, om timmarna, alltså" może kojarzyć się z najbardziej odjechanymi momentami wczesnego Pink Floyd czy tymi bardziej abstrakcyjnymi przedstawicielami krautrocka, nawet mimo wysunięcia na pierwszy plan skrzypiec i wiolonczeli, ale po ósmej minucie klimat zmienia się na zdecydowanie mroczniejszy, kojarzący się z jakimiś dawnymi ludowymi rytuałami. No i jeszcze ta szalona końcówka z syntezatorowymi piskami i szumami oraz samplami z Beatlesów. Folkowe, pogańskie klimaty przynosi też początek "Det finns en tid för allt, det finns en tid då även tiden möts", jednak tu z kolei zespół w pewnym momencie skręca w hindustańskie klimaty i dopełnia to kameralną kodą w stylu muzyki dawnej.


Drugą stronę winyla dla odmiany rozpoczyna wręcz quasi-piosenkowy "Möjligheternas barn", przy czym brzmi on raczej jak interpretacja jakiejś mediewalnej pieśni z dalekiej północy. Piękną partię wokalną wykonała tu gościnnie Margareta Söderqvist. Średniowieczne klimaty, tym razem lekko zabarwione hindustańskimi wpływami w warstwie rytmicznej, dominują także w miniaturze "Tristans klagan". Drugi utwór z partią wokalną, "Viriditas", wprowadza na płytę jazzowe inspiracje - bardziej słyszalne w partiach pianina Ternalda niż łatwym do przeoczenia gościnnym udziale dwóch saksofonistów; na barytonie zagrał tu Christer Bothén, jeden z czołowych przedstawicieli szwedzkiego jazzu, znany m.in. ze współpracy z Donem Cherry czy z bardzo ciekawego projektu Spjärnsvallet. Miłośników rocka powinien natomiast zaciekawić przede wszystkim "Saturnus ringar", kolejny jam, tylko tam razem w całości podporządkowany solowej partii gitary, której towarzyszy całkiem energetyczna gra sekcji rytmicznej. To właściwie jedyne na tej płycie tak zdecydowanie rockowe nagranie. Bo zamykający album utwór tytułowy to znów coś bardziej abstrakcyjnego, jakby mroczniejsza wersja wczesnych floydów czy Tangerine Dream.

"Framtiden är ett svävande skepp, förankrat i forntiden" to naprawdę intrygujący album, na którym doszło do całkiem oryginalnej fuzji różnych rodzajów muzyki. Ta płyta nierzadko wykracza poza rockowy idiom - w zasadzie takiego bardziej standardowego rockowego grania jest tu ledwie kilka minut - jednak miłośnicy psychodelii, krautrocka lub nawiązującego do muzyki dawnej prog-rocka nie powinni mieć większych problemów z docenieniem debiutu Älgarnas Trädgård.

Ocena: 8/10

Więcej na temat szwedzkiej muzyki z epoki klasycznego rocka przeczytasz w moim artykule z nowego, 51. numeru magazynu "Lizard".



Älgarnas Trädgård - "Framtiden är ett svävande skepp, förankrat i forntiden" (1972)

1. Två timmar över två blå berg med en gök på vardera sidan, om timmarna, alltså; 2. Det finns en tid för allt, det finns en tid då även tiden möts; 3. Möjligheternas barn; 4. Tristans klagan; 5. Viriditas; 6. Saturnus ringar; 7. Framtiden är ett svävande skepp, förankrat i forntiden

Skład: Jan Ternald - instr. klawiszowe; Andreas Brandt - skrzypce, flet, instr. perkusyjne, wokal; Sebastian Öberg - wiolonczela, flet, sitar, tabla; Dan Söderqvist - gitara, instr. perkusyjne; Mikael Johansson - gitara basowa, cytra, instr. perkusyjne; Denis Lundh - perkusja i instr. perkusyjne, kornet, drumla
Gościnnie: Margareta Söderberg - wokal (3); Christer Öhman - instr. perkusyjne (4); Kjell Karlgren - saksofon altowy (5); Christer Bothén - saksofon barytonowy (5)
Producent: Älgarnas Trädgård


Komentarze

  1. z tej zróżnicowanej szweckiej sceny psychodeliczno/eksperymentalnej gorąco polecam ci nieco dawniejszy Parson Sound - mimo że ich materiał ukazał się dopiero w 2001 to warto się z nim zapoznać, momentami to brzmi jak te płyty Swans z końcówki lat 90. gdyby były dobre

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pärson Sound to ten sam zespół, co wspomniany w tekście International Harvester. Zapewne też będzie tu kiedyś omówiony.

      Usuń
  2. Fajna płyta, pamiętam, że to była bodaj pierwsza szwedzka kapela progresywną, która poznałem. Bardzo dawno jej nie słuchałem, ale mam wrażenie, że jest miejscami zbyt eklektyczna i każdy utwór (poza 2 pierwszymi) jest w innym stylu. Mylę się?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W innym stylu to za dużo powiedziane. Część wymienionych wpływów / podobieństw pojawia się w każdym lub prawie każdym utworze, tylko w różnych proporcjach, ale to - plus brzmienie czy nastrój - spaja je w dość spójną całość.

      Usuń
  3. Początek trochę jak Gong. Wersja CD ma ciekawe bonusy, moim zdaniem bardziej interesujące niż te folkowe utwory z oryginalnej wersji.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)