[Recenzja] U2 - "The Unforgettable Fire" (1984)

U2 - The Unforgettable Fire


Nie taki znów niezapomniany ten "The Unforgettable Fire". Wydany pomiędzy bardziej popularnymi "War" i "The Joshua Tree", jest postrzegany raczej jako przejściowy etap pomiędzy tym wczesnym, post-punkowym U2, a tym już stricte popowym, nie zaś jako pełnowartościowy album. Jednak właśnie w tym połączeniu dwóch oblicz zespołu, choć nie tylko w tym, tkwi siła tego wydawnictwa. Bez wątpienia zespół dokonał tu wyraźnego postępu względem poprzednich płyt. Muzycy nie chcieli nagrywać kolejnego "War", lecz spróbować czegoś nowego. W tym celu zaczęli rozglądać się za nowym producentem. Pod uwagę brali m.in. Conny'ego Planka, znanego ze współpracy z Kraftwerk, Neu! i innymi grupami krautrockowymi, ale też Rhetta Daviesa, który przyczynił się do sukcesów Roxy Music. Ostatecznie stanęło jednak na Brianie Eno, którego kwartet podziwiał zarówno za własne dokonania ambientowe, jak i jego wkład w płyty Talking Heads. Takiemu wyborowi sprzeciwiali się przedstawiciele wytwórni - z obawy, że odnoszący komercyjne sukcesy zespół zmieni się w awangardowy nonsens. Muzycy postawili jednak ma swoim.

Brian Eno nie przybył do Slane Castle - wynajętej przez zespół XVIII-wiecznej posiadłości, zaadaptowanej na studio - samodzielnie, lecz w towarzystwie swojego stałego w tym czasie współpracownika, Daniela Lanois, którego marzeniem była praca z rockowym zespołem. Wkład Eno i Lanois nie ograniczył się jedynie do nadzoru nad przebiegiem nagrań. Obaj brali czynny udział w kształtowaniu się materiału, pracując wspólnie z muzykami nad aranżacjami oraz dogrywając wiele własnych partii instrumentalnych czy wokalnych. Na szeroką skalę wykorzystano tutaj koncepcję studia jako instrumentu, którą Eno z powodzeniem stosował już przede wszystkim w nagraniach z Talking Heads. Dużo tu zatem zabaw z brzmieniem, zarówno poprzez jego elektroniczną modyfikację, jak i stosowanie alternatywnego strojenia. Ta kunsztowna produkcja - szczególnie w połączeniu z wciąż obecną młodzieńczą energią i zadziornością wcześniejszych płyt oraz coraz lepszym warsztatem kompozytorskim, co miały potwierdzić kolejne albumy - czyni z "The Unforgettable Fire" najciekawszy album U2. Nie jest on ani najbardziej przebojowym w dyskografii grupy, ani najbardziej czadowym, ale nie będzie przesady w nazwaniu go najbardziej ambitnym.

Z płyty wykrojono dwa single, z których jedynie "Pride (In the Name of Love)" stał się ponadczasowym hitem. Jeden z dwóch na tej płycie utworów poświęconych Martinowi Lutherowi Kingowi, obok "MLK", stał się jednym z zespołowych hymnów. Utwór to raczej melancholijny, z natchnioną partią wokalną, ale też z post-punkowym nerwem w gitarowej grze The Edge'a. Drugi singiel, tytułowy "The Unforgettable Fire", zainspirowany wystawą poświęconą Hiroszimie i Nagasaki, to już raczej zapomniany przebój - choć nieźle notowany w momencie wydania - za to bardzo reprezentatywny dla całego albumu, z tym swoim przestrzennym brzmieniem oraz istotną rolą ambientowych klawiszy, kontrastujących z bardziej żywiołową grą członków zespołu. W podobnym stylu utrzymane są też "Bad", "Elvis Presley and America" czy najlepszy z nich "A Sort of Homecoming" - najpełniej chyba pokazujący producencki kunszt Eno i Lanois, a przy tym wyjątkowo dobrze zaśpiewany przez Bono. W jeszcze bardziej klimatyczne rejony zespół udaje się w "Promenade", instrumentalnym "4th of July" oraz opartym wyłącznie na akompaniamencie syntezatora "MLK". A na przeciwnym biegunie mieszczą się "Wire" i "Indian Summer Sky", najbardziej intensywne fragmenty całości, z gęstą, taneczną rytmiką oraz zadziorniejszym, choć wciąż przestrzennym brzmieniem. Nie jest to granie odległe od wspominanego już Talking Heads.

Współpraca z Brianem Eno i Danielem Lanois to zdecydowanie najlepsze, co przytrafiło się U2. I to bynajmniej nie ze względu na sukces, jaki odniosły kolejne wyprodukowane przez nich albumy - "The Joshua Tree" i "Achtung Baby" - a właśnie z uwagi na "The Unforgettable Fire", gdzie wyobraźnia producentów wzniosła zespół na nieco wyższy poziom. Później względy merkantylne całkiem wyparły próby ciekawego odświeżenia muzyki. Tu jednak udało się zachować odpowiedni balans.

Ocena: 7/10



U2 - "The Unforgettable Fire" (1984)

1. A Sort of Homecoming; 2. Pride (In the Name of Love); 3. Wire; 4. The Unforgettable Fire; 5. Promenade; 6. 4th of July; 7. Bad; 8. Indian Summer Sky; 9. Elvis Presley and America; 10. MLK

Skład: Bono - wokal, gitara; The Edge - gitara, instr. klawiszowe, dodatkowy wokal; Adam Clayton - gitara basowa; Larry Mullen Jr. - perkusja
Gościnnie: Brian Eno - dodatkowe instrumenty, efekty, dodatkowy wokal; Daniel Lanois - dodatkowe instrumenty, efekty, dodatkowy wokal; Paul Barrett - syntezator; Chrissie Hynde - dodatkowy wokal (2)
Producent: Brian Eno i Daniel Lanois


Komentarze

  1. To dobry album, ale zbyt delikatny, przestrzenny i przeprodukowany. Brakuje mu rockowej mocy, pasji i zadziorności płyty poprzedniej. Tej właśnie odrobiny szaleństwa, jaka cechowała War. Choć utwór tytułowy udany, z ciekawym klimatem i nienachalną przebojowością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie produkcja sprawia, że album wybija się nieco ponad pop-rockowe standardy.

      Usuń
  2. O widzę że Paweł coraz bardziej "powszednieje" jeszcze kiedyś nie było szans na recenzje U2 to może przyjdzie czas wreszcie i na Manowar :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten zespół akurat mogę z całą pewnością wykluczyć. Od dłuższego czasu recenzuję bardzo różną muzykę i mówienie o „spowszednieniu” na podstawie jednej recenzji jest bardzo na wyrost. Dominują płyty spoza mainstreamu. A cykl poświęcony U2 to spin-off recenzji Briana Eno.

      Usuń
  3. Daniel Lanois to świetną robotę wykonał na "Oh Mercy" Boba Dylana. Dzięki niemu ma taki nocy, niepowtarzalny klimat

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)