[Recenzja] Julee Cruise - "Floating Into the Night" (1989)

Julee Cruise - Floating Into the Night


Album "Floating Into the Night" to dzieło przede wszystkim trójki artystów, z których dwoje w tym roku zmarło. Zaledwie przed kilkoma dniami pojawiła się informacja o śmierci Angelo Badalamentiego, zaś pół roku temu samobójstwo popełniła sygnująca płytę swoim nazwiskiem Julee Cruise. Ten trzeci, wciąż żyjący, to reżyser filmowy David Lynch. Współpraca całej trójki zaczęła się pod koniec lat 80., w trakcie prac nad filmem "Blue Velvet". Lynch koniecznie chciał umieścić na jego ścieżce dźwiękowej piosenkę "Song to the Siren", kompozycję Tima Buckleya, ale w wykonaniu dream-popowego projektu This Mortal Coil. Uzyskanie praw okazało się jednak przekraczać jego ówczesne możliwości finansowe. Ostatecznie udało się zrealizować ten pomysł dekadę później, w "Zagubionej autostradzie". Tymczasem pojawił się pomysł stworzenia nowego utworu w tej samej stylistyce. Słowa do "Mysteries of Love" napisał sam Lynch, a muzykę - podobnie jak resztę oryginalnej ścieżki dźwiękowej, już stricte ilustracyjnej - skomponował Badalamenti. Ten drugi odpowiadał także za ściągnięcie Cruise, z którą miał wcześniej okazję współpracowć na Broadwayu.

Muzyka do "Blue Velvet" była właściwie pierwszym poważnym przedsięwzięciem wówczas już niemal pięćdziesięcioletniego Bandalamentiego, jeśli pominąć krótki epizod z końca lat 60., gdy pisał piosenki m.in. dla Niny Simone. Od tego momentu zyskał sławę jako twórca muzyki filmowej, choć tak naprawdę nie odnosił szczególnie spektakularnych sukcesów. Nie był nawet nominowany do Oscara. Największe uznanie przyniosły mu ścieżki dźwiękowe do filmów - i pewnego serialu - Lyncha. Po stworzeniu wspólnie "Memories of Love" postanowili kontynuować pisanie piosenek, w których nagrywaniu uczestniczyła Cruise. Powstało ich w sumie około czterdziestu, z czego dziesięć trafiło na "Floating Into the Night", a następnie część z nich powtórzono w filmowo-muzycznym eksperymencie "Industrial Symphony No. 1" (z gościnnym występem Laury Dern i Nicolasa Cage'a, gwiazd zrealizowanej w tym samym czasie "Dzikości serca") oraz kultowym serialu "Miasteczko Twin Peaks". Ten nieco już wiekowy tasiemiec pozostaje moim ulubionym serialem, a to za sprawą interesującej wizji artystycznej, szalenie eklektycznej stylistyki, wielu znakomitych kreacji aktorskich oraz właśnie muzyki, która w znacznym stopniu odpowiada za budowanie tego specyficznego, odrealnionego klimatu.

Jeśli zaś chodzi o sam "Floating Into the Night", to zawarta na nim muzyka broni się jako samodzielne dzieło, także w oderwaniu od całego filmowego kontekstu. Jak wspomniałem we wstępie, płyta ma trzech głównych twórców. Lynch napisał wszystkie teksty i odpowiada za produkcję wspólnie z Bandalamentim, któremu przypadły także role kompozytora, aranżera oraz klawiszowca. Cruise praktycznie przyszła więc na gotowe, ale to przecież jej czysty, wysoki wokal jest tu jednym z najbardziej charakterystycznych elementów. Całość nawiązuje do dream popu z okolic This Mortal Coil czy Cocteau Twins, ale też wykracza poza ramy tej stylistyki, sięgając przede wszystkim po inspiracje jazzem wokalnym czy staromodnym popem. Te wpływy dominują zresztą w pierwszym na trackliście "Floating", brzmiącym niemal jak jakiś standard z lat 50., choć syntezatorowe tło pozwala lepiej określić jego faktyczny wiek.

Za właściwy początek płyty śmiało można uznać "Falling" - to dokładnie to samo nagranie, które w instrumentalnej wersji wykorzystano w czołówce "Twin Peaks". Ten charakterystyczny, repetycyjny motyw gitary, uzupełniany pastoralnymi dźwiękami instrumentów klawiszowych, tworzą przepiękny klimat, w który idealnie wpasował się eteryczny wokal Cruise. Na oficjalnej płycie ze ścieżką dźwiękową serialu, oprócz "Falling", powtarzają się jeszcze dwa fragmenty tego albumu: oniryczny, wspaniały melodycznie "Into the Night" oraz wzbogacający dream-popową stylistykę o surf-rockowe gitary "The Nightingale". Zabrakło tam natomiast dwóch utworów, które pojawiły się - tuż po sobie - w niesamowitym finale jednego z najlepszych odcinków drugiej serii, tego samego, gdzie widzowie w końcu poznali tożsamość mordercy Laury Palmer. Tutaj możemy usłyszeć całość "Rockin' Back Inside My Heart", doskonale łączącego wpływy lat 50. oraz 80., a także subtelniejszego "The World Spins", muzycznie będącego w zasadzie jeszcze bardziej pastoralną wariacją na temat "Falling". To także jedne z najładniejszych kawałków na płycie, oba bardzo zgrabne melodycznie i urzekające klimatem.

Na albumie znalazł się także ten utwór, od którego wszystko się zaczęło, czyli "Mysteries of Love". Faktycznie udało się tutaj przywołać nastrój This Mortal Coil, a Julee Cruise całkiem przekonująco naśladuje Elizabeth Fraser, jednak bardziej przekonują mnie tutaj te utwory, w których Bandalamenti rozwinął zapożyczoną stylistykę w coś własnego. Czyli w zasadzie wszystkie pozostałe, za wyjątkiem trochę odstającego charakterem "Floating". Z nagrań niefilmowych mam dwóch zdecydowanych faworytów. "I Remember" to z początku kolejna urokliwa piosenka o ładnej melodii i onirycznym klimacie, jednak po sentymentalnej solówce saksofonisty Ala Reginiego - udzielającego się w jeszcze paru momentach - utwór na chwilę podąża w bardziej awangardowe rejony, którym bliżej do Art Bears czy Thinking Plague niż dream popu. Wszystko wraca jednak do normy w końcówce z jakby doo-wopową wokalizą. Innym wspaniałym momentem jest "I Float Alone", jeden z najbardziej eterycznych fragmentów albumu, choć ponownie wzbogacony mniej oczywistymi dźwiękami, jakby niezależnymi od reszty nagrania. Całości dopełnia dwuminutowy "The Swan", kolejny utwór o tajemniczym nastroju, tym razem bardziej konsekwentny w swojej delikatności.

"Falling Into the Night" to swego rodzaju muzyczny odpowiednik filmowej twórczości Davida Lyncha, w której często jawa przeplata się ze snem. Także tutaj jest bardzo onirycznie, czasem wręcz surrealistycznie, a pojawiające się brzmienia z wcześniejszej epoki to jakby przebłyski rzeczywistości. Jeśli uważnie oglądaliście "Twin Peaks", "Zagubioną autostradę" czy "Mulholland Drive", to pewnie wiecie, co mam na myśli. Największe atuty debiutu Julee Cruise to właśnie ten eteryczny nastrój oraz pomysłowe łamanie konwencji, łączenie kompletnie różnych stylów w spójną, logiczną całość. Jest to też oczywiście bardzo ładna i przyjemna - choć czasem niepokojąca - muzyka, w czym spora zasługa kompozycji oraz aranżacji Angelo Badalamentiego, ale nie można też zapominać o wzorowych interpretacjach wokalnych Cruise.

Ocena: 8/10



Julee Cruise - "Floating Into the Night" (1989)

1. Floating; 2. Falling; 3. I Remember; 4. Rockin' Back Inside My Heart; 5. Mysteries of Love; 6. Into the Night; 7. I Float Alone; 8. The Nightingale; 9. The Swan; 10. The World Spins

Skład: Julee Cruise - wokal; Angelo Badalamenti - syntezator, pianino; Kenny Landrum - syntezator; Eddie Dixon - gitara; Vinnie Bell - gitara; Al Regni - saksofon tenorowy, klarnet
Producent: David Lynch i Angelo Badalamenti


Komentarze

  1. Czy "Twin Peaks" można nazwać tasiemcem, to bym się kłócił. Nie jest to jednak jakaś niekończącą się opowieść, ale spójna (i na swój sposób celowo niespójna), choć może niezamknięta, historia. Nawet ten nieszczęsny 3 sezon był może niepotrzebny, ale na pewno nie był jakąś fanaberią Lyncha, mającą zdyskontować "kultowość" wcześniejszych odcinków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proponuję potraktować to słowo jako synonim serialu, bez pejoratywnego zabarwienia. Inna sprawa, że jest sporo głosów krytyki, że po ujawnieniu mordercy napięcie spadło i kolejne odcinki - aż do wysoko ocenianego finału drugiego sezonu - są już zbyt rozwodnione, a nowe wątki wysilone. Ja się z tym akurat nie zgadzam, tzn. lubię też te późniejsze odcinki, ale jest też kwestia nawiązań do oper mydlanych w tych dwóch klasycznych seriach, co trochę uzasadnia użyte określenie.

      Usuń
    2. No ok, z takiej perspektywy rzeczywiście można się zgodzić, choć "tasiemca" jako zamiennika "serialu" nie słyszałem:D No, ale to kwestia semantyki;)

      Usuń
  2. Czy słuchałeś solowych albumów Lyncha? Jest tam parę fajnych utworów np. Star Dream Girl

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)