[Recenzja] James Blood Ulmer - "Free Lancing" (1981)

James Blood Ulmer - Free Lancing


James Blood Ulmer jako gitarzysta i wokalista musiał być pod wielkim wpływem Jimiego Hendrixa, natomiast jako kompozytora ukształtowały go harmolodyczne idee Ornette'a Colemana. Najwyraźniej lubił też pobujać się przy muzyce Funkadelic. Takie wpływy wydają się oczywiste na jego trzecim autorskim albumie, "Free Lancing". Muzyk miał już wówczas spore doświadczenie. Od połowy lat 60. grywał w kapelach rhythm'n'bluesowych w rodzimym Detroit, a po przeprowadzce do Nowego Jorku na początku kolejnej dekady otrzymał angaż do Jazz Messengers Arta Blakeya. Wówczas mocno związał się ze sceną jazzową, grając też u boku chociażby Rashieda Aliego, Larry'ego Younga, Joego Hendersona czy Arthura Blythe'a. Niezwykle istotna była też znajomość ze wspomnianym Colemanem, który nawet wziął udział w nagraniu debiutanckiego albumu Ulmera, "Tales of Captain Black" z 1979 roku, rozwijającego koncepcję takich dzieł saksofonisty, jak "Dancing in Your Head" czy "Body Meta".

"Free Lancing" kontynuuje tę drogę, ale już bez Ornette'a na pokładzie, za to w większym stopniu pokazując wszechstronność lidera i różnorodność jego inspiracji. Znajdziemy tu chociażby trzy piosenki - tak, piosenki w pełnym rozumieniu tego słowa, z wyraźniej zaznaczonymi melodiami, podziałem na zwrotki i refreny, ze śpiewem Ulmera oraz wspierającego go żeńskiego chórku. Mocno funkowe "Pleasure Control", "Where Did All the Girls Come From?" i "Stand Up to Yourself" brzmią jak Funkadelic z gościnnym udziałem Hendrixa, choć bardziej złożona gra instrumentów ma jednak harmolodyczny rodowód. Reszta płyty to już granie stricte instrumentalne, najczęściej w składzie ograniczonym do trio z basistą Aminem Alim i perkusistą Calvinem Westonem. W tych intensywnych, gęstych improwizacjach zacierają się granice między jazzem, funkiem i rockiem, a podział na harmonię, melodię i rytm przestaje mieć znaczenie. Bardziej jazzowo robi się w "High Time", "Hijack" oraz "Rush Hour", choć głównie za sprawą poszerzenia brzmienia o trzyosobową sekcję dętą: Davida Murraya na saksofonie tenorowym, Olivera Lake'a na alcie oraz Olu Darę na trąbce. Zarówno w trio, jak i sekstecie, muzycy znakomicie ze sobą współpracują, stawiając na kolektywną współpracę, a nie indywidualne popisy.

Inspiracje "Free Lancing" są oczywiste: Ornette Coleman i jego Prime Time, Hendrix, Funkadelic, może jeszcze Miles Davis z okresu "On the Corner", jednak ta muzyka nie wydaje się wcale bardzo wtórna czy przestarzała. W chwili wydania musiała - szczególnie te instrumentalne nagrania - całkiem dobrze współgrać z tym, co działo się wówczas na nowojorskiej scenie, a były to czasy loftowego jazzu z jednej strony oraz ekspansji estetyki no wave i kształtowania się noise rocka z drugiej. James Blood Ulmer zaproponował coś pomiędzy, dodając do tego sporo funku, co również wpisywało się w ówczesne trendy.

Ocena: 8/10



James Blood Ulmer - "Free Lancing" (1981)

1. Timeless; 2. Pleasure Control; 3. Night Lover; 4. Where Did All the Girls Come From?; 5. High Time; 6. Hijack; 7. Free Lancing; 8. Stand Up to Yourself; 9. Rush Hour; 10. Happy Time

Skład: James Blood Ulmer - gitara, wokal (2,4,8); Amin Ali - gitara basowa; G. Calvin Weston - perkusja; Ronnie Drayton - gitara (2,4,8); David Murray - saksofon tenorowy (5,6,9); Oliver Lake - saksofon altowy (5,6,9); Olu Dara - trąbka (5,6,9); Irene Datcher, Zenobia Konkerite, Diane Wilson - dodatkowy wokal (2,4,8)
Producent: James Blood Ulmer, Jim Fishel i Roger Trilling


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)