[Recenzja] Kate Bush - "Aerial" (2005)

Kate Bush - Aerial


Kto by się spodziewał, że jednym z najpopularniejszych wykonawców 2022 roku będzie nieaktywna od ponad dekady Kate Bush? A wszystko to za sprawą wykorzystania w serialu "Stranger Things" starego przeboju "Running Up That Hill", który ponownie podbija listy przebojów. Obecny przestój w działalności jeszcze nie jest najdłuższym, jaki zdarzył się w karierze artystki. Już na przełomie wieków Bush zrobiła sobie dłuższą, trwającą dwanaście lat przerwę, aby skupić się na rodzinie. Wcześniej, niestety, zdążyła wydać wyjątkowo jak na nią nieudany album "Red Shoes", na którym nie pomógł nawet udział takich muzyków, jak Prince, Eric Clapton, Jeff Beck czy Gary Brooker. Przeciętne kompozycje zostały do reszty pogrążone przez przestarzałą, sztampową produkcję w stylu lat 80., która nie miała racji bytu w 1993 roku. Dziś to brzmienie wydaje się bardziej akceptowalne, a to za sprawą powszechnej nostalgii za tamtą dekadą, obecnej także we współcześnie powstającej muzyce, filmach czy właśnie serialach, czego przykładem "Stranger Things". Kiepskie piosenki pozostają jednak kiepskimi piosenkami. Na szczęście, znacznie już lepiej prezentuje się długo wyczekiwany powrót wokalistki, dwupłytowy album "Aerial", choć nie jest to wydawnictwo pozbawione wad.

Pod względem budowy "Aerial" przypomina słynny "Hounds of Love". Podobnie jak tam, materiał dzieli się na dwie części; tym razem odpowiadające poszczególnym dyskom, a nie stronom płyty winylowej. Za to identycznie, jak poprzednio, pierwszą z nich wypełniają niepowiązane ze sobą piosenki, zaś drugą - nagrania tworzące razem większą całość. Oczywiście, nie znajdziemy tutaj przebojów na miarę tytułowego "Hounds of Love", "Cloudbursting" czy wspomnianego "Running Up That Hill". Jedynym singlem z "Aerial" był "King of the Mountain", pełniący też rolę otwieracza pierwszego dysku. Jest to jednak bardzo niepozorny utwór, który wprawdzie stopniowo się rozkręca, jednak w momencie, gdy zaczyna się w końcu dziać coś ciekawszego, następuje nagle wyciszenie. Wokalnie też nie ma rewelacji, Bush już nie szarżuje jak dawniej. Nieco bardziej uwagę przyciągają kolejne nagrania: "π" z bardzo przyjemnymi partiami gitary akustycznej, basu i klawiszy, a zwłaszcza quasi-renesansowy "Bertie", w którym świetny klimat tworzą dawne instrumenty, a Bush jakby przebudza z letargu. "Mrs. Bartolozzi" to z kolei mało odkrywcza ballada fortepianowa, natomiast "How to Be Invisible" w końcu przynosi nieco żywszego grania o lekko bluesowym nastroju, ale też z nieco bardziej eksperymentalnymi wstawkami oraz przebłyskami dawnej świetności w warstwie wokalnej. Jeszcze lepiej zaśpiewana jest "Joanni", gdzie bardzo dobre wrażenie sprawia także nowoczesna, jakby trip-hopowa aranżacja. Zakończenie płyty, "A Coral Room", to jeszcze jedna fortepianowa ballada, tym razem subtelniejsza, dość ładna, ale mało treściwa - mogła przyjąć bardziej miniaturową formę.

Druga płyta w całości składa się z czterdziestodwuminutowego "An Endless Sky of Honey", na pierwszym wydaniu i niektórych wznowieniach podzielonego na dziewięć ścieżek, zaś na pozostałych zaprezentowanego w jednym kawałku. Streaming zawiera obie wersje. O ile całość wydaje się trochę bardziej spójna stylistycznie i konsekwentna pod względem klimatu od "The Ninth Waves" z "Hounds of Love", to jednak muzycznie poszczególne segmenty tworzą często zamknięte utwory, połączone ze sobą nagraniami terenowymi z ptasim śpiewem. W porównaniu z pierwszym dyskiem wydaje się zawierać odrobinę więcej wyrazistych melodii, na czele z "An Architect's Dream" czy "Sunset", a głos Bush niemal przez cały czas brzmi niemal jak za najlepszych lat i szczególnie w "Nocturn" wokalistka pokazuje swoją wszechstronność. "Nocturn" to zresztą kolejny utwór brzmiący całkiem nowocześnie, dość trudny do porównania z czymkolwiek. Trochę nawet szkoda, że artystka nie zdecydowała się na album w całości eksplorujący nowe rejony. Wracając do drugiej płyty, trafiają się tu też niewiele wnoszące przerywniki, natomiast najbardziej rozczarowuje finał, tytułowy "Aerial", bardzo rockowy, niestety strasznie rozciągnięty, mało wyrazisty i niezbyt pasujący do reszty.

Głównym problemem z "Aerial" okazuje się po prostu kiepska selekcja materiału. Zamiast jednego krążka o klasycznej długości trzech kwadransów, za to w całości utrzymanego na wysokim poziomie, otrzymujemy dwie około czterdziestominutowe płyty, na których zdecydowanie nie brakuje dłużyzn. Doceniam próby zrobienia czegoś nowego, czasem całkiem współczesnego - zwłaszcza po anachronicznym "Red Shoes" - znajduję tu też wiele udanych fragmentów, jednak forma albumu kompletnie mnie nie przekonuje i nie znajduję dla niej za bardzo usprawiedliwienia. Kate Bush nie miała wystarczająco wielu dobrych pomysłów, by wydać tak długi longplay.

Ocena: 6/10



Kate Bush - "Aerial" (2005)

Disc 1, "A Sea of Honey": 1. King of the Mountain; 2. π; 3. Bertie; 4. Mrs. Bartolozzi; 5. How to Be Invisible; 6. Joanni; 7. A Coral Room
Disc 2, "A Sky of Honey": 1. Prelude; 2. Prologue; 3. An Architect's Dream; 4. The Painter's Link; 5. Sunset; 6. Aerial Tal; 7. Somewhere in Between; 8. Nocturn; 9. Aerial

Skład: Kate Bush - wokal, instr. klawiszowe; Dan McIntosh - gitara; Eligio Quinteiro - gitara; John Giblin - gitara basowa; Del Palmer - gitara basowa; Eberhard Weber - kontrabas; Stuart Elliott - perkusja; Peter Erskine - perkusja; Steve Sanger - perkusja; Bosco D'Oliveira - instr. perkusyjnee; Robin Jeffrey - instr. perkusyjne; Richard Campbell - viola da gamba; Susanna Pell - viola da gamba; London Metropolitan Orchestra - instr. smyczkowe; Gary Brooker - organy, dodatkowy wokal; Chris Hall - akordeon; Rolf Harris - didgeridoo; Paddy Bush - dodatkowy wokal; Lol Creme - dodatkowy wokal; Michael Wood - dodatkowy wokal; Michael Kamen - orkiestracja, dyrygent; Bill Thorp - aranżacja instr. smyczkowych
Producent: Kate Bush


Komentarze

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)