[Recenzja] The Cure - "Japanese Whispers" (1983)

The Cure - Japanese Whispers


Zawieszenie działalności The Cure nie trwało długo, bo już wkrótce grupa powróciła jako duet Roberta Smitha i Lola Tolhursta. Zanim muzycy zabrali się za nowy album, zrealizowali kilka mniejszych projektów. Jeszcze w listopadzie 1982 roku - zaledwie cztery miesiące po feralnej trasie promującej "Pornography", która przypieczętowała rozpad zespołu - ukazał się singiel "Let's Go to Bed" / "Just One Kiss". W nagraniu uczestniczył perkusista Steve Goulding, ponieważ Tolhurst przesiadł się na klawisze. Dopiero lipiec kolejnego roku przyniósł kolejne wydawnictwo, czteroutworową EPkę "The Walk", nagraną faktycznie w duecie, z towarzyszeniem automatu perkusyjnego. Na obu płytkach muzycy zaprezentowali swoje nowe oblicze: znacznie pogodniejsze, bardziej przebojowe, a do tego mocniej oparte na brzmieniach elektronicznych. Mieli też jednak inny pomysł na odświeżenie swojego muzycznego wizerunku. W październiku opublikowano bowiem jazzujący singiel "The Love Cats" / "Speak My Language", nagrany z basistą Philem Thornalleyem oraz perkusistą Andym Andersonem, którzy znaleźli się też w koncertowym składzie.

Wszystkie te utwory powtórzono na kompilacyjnym albumie "Japanese Whispers". To niespełna półgodzinne wydawnictwo, na którym jednak znalazły się aż dwa duże przeboje i trzeci nieco mniejszy. Największym sukcesem okazał się "The Love Cats" (7. miejsce na UK Singles Chart), rzecz bardzo nietypowa w dorobku grupy, oparta na jazzujących partiach pianina, kontrabasu i perkusji, z dodatkiem gitary, wibrafonu oraz imitującego dęciaki syntezatora. Oczywiście, jest to jedynie popowa piosenka stylizowana na jazz, nic szczególnie ambitnego, za to bardzo przyjemnego i faktycznie chwytliwego. Więcej podobnego grania przynosi równie udany "Speak My Language". Trochę szkoda, że do kompletu zabrakło "Mr. Pink Eyes" z 12-calowej wersji singla, w którym jazzujące dźwięki spotykają się z bardziej rockowymi brzmieniami.

Drugi spory hit to "The Walk" (12. miejsce w UK), kawałek o ewidentnie dyskotekowym charakterze, bliski stylistyki synthpopu. Brzmi to trochę tak, jakby Smith i Tolhurst chcieli nagrać swój "Blue Monday", ale trochę gorzej ogarniali syntezatory od członków New Order. Podobne myśli towarzyszą mi podczas pochodzących z tej samej EPki "The Dream" i "The Upstairs Room". Ten ostatni również okazuje się mieć całkiem spory potencjał przebojowy - aż dziwne, że nie doczekał się wydania na singlu. W tym samym okresie powstał także spokojniejszy "Lament", który stanowi udany łącznik pomiędzy ówczesnym stylem i brzmieniem, a bardziej atmosferycznym graniem z przeszłości. Ostatni z przebojów to natomiast "Let's Go to Bed" (44. pozycja w Wielkiej Brytanii), także utrzymany w tym bardziej elektronicznym i pogodnym stylu, ale z mocniej wyeksponowaną gitarą basową, której taneczny puls świetnie napędza to chwytliwe nagranie. Za to oryginalnie wydanemu na tym samym stylu "Just One Kiss" nie jest daleko do stylistyki "Seventeen Seconds" czy nawet "Faith".

"Japanese Whispers" stanowi całkiem udane uzupełnienie dyskografii The Cure i chyba nawet bardziej mnie przekonuje od kilku kolejnych regularnych albumów zespołu. A w zasadzie to nic nie stoi na przeszkodzie, by traktować to wydawnictwo jako pełnoprawny longplay. Oczywiście, nie jest to poziom wcześniejszej, nieformalnej trylogii, czy późniejszego "Disintegration", na których zespół potrafił stworzyć bardzo sugestywny klimat (tutaj udaje się to, na nieco mniejszą skalę, tylko w "Just One Kiss" i "Lament"), natomiast warto docenić wszechstronność grupy, która nie bała się niemal całkowicie zmienić nastroju i brzmienia - najbardziej charakterystycznych dla niej elementów - nie tracąc przy tym wcale rozpoznawalności.

Ocena: 7/10



The Cure - "Japanese Whispers" (1983)

1. Let's Go to Bed; 2. The Dream; 3. Just One Kiss; 4. The Upstairs Room; 5. The Walk; 6. Speak My Language; 7. Lament; 8. The Love Cats

Skład: Robert Smith - wokal, gitara, gitara basowa, instr. klawiszowe; Lol Tolhurst - instr. klawiszowe, automat perkusyjny (2,4,5,7), wibrafon (6,8)
Gościnnie: Steve Goulding - perkusja (1,3); Phil Thornalley - kontrabas (6,8); Andy Anderson - perkusja (6,8)
Producent: Chris Parry, Steve Nye, Robert Smith i Phil Thornalley


Komentarze

  1. Fajny łącznik między "Pornography" a "The Top", który powinno się traktować na równi z poprzednimi krążkami. Sam traktuję go jak album studyjny, bo utwory powstały w dość podobnym czasie, nic się nie powiela z poprzednimi studyjniakami, a całość brzmi dość spójnie.

    Zakładam, że Smith wiedział, że po "Pornografii" nie stworzy nic lepszego w stylistyce posępnego post-punku, więc zmienił kierunek - który okazał się całkiem interesujący, choć słychać, że chłopaki nie są zawodowcami w kontekście używania syntezatorów. Przykładowo, te w "The Walk" czy szczególnie "The Dream" brzmią strasznie kiczowato. Choć "The Walk" to akurat całkiem zgrabny przebój, właśnie w stylu "Blue Monday", o czym nawet kiedyś wspomniałem w komentarzu. Do tego "Japanese Whispers" pokazuje w czym najlepsze było The Cure - najlepszymi fragmentami są tutaj nastrojowe "Just One Kiss" i "Lament".

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Death - "The Sound of Perseverance" (1998)