[Recenzja] Perfect - "Perfect" (1981)
Jeden z najsłynniejszych i najlepiej się sprzedających albumów w Polsce. Z pewnością nie jest to jednak dzieło wybitne, co doskonale widać z perspektywy czasu. Największym problemem jest z pewnością jego muzyczny archaizm. Tak grano na Zachodzie już w poprzedniej dekadzie i to raczej na jej początku, choć słychać też pewne nawiązania do nowszych nurtów. Do tego brzmienie, jak na zachodnie standardy, jest tu mocno amatorskie. Jednak rozumiem skąd wziął się sukces. Takiej muzyki nie oferował wówczas żaden inny polski zespół, a dostęp do płyt zza żelaznej kurtyny był mocno ograniczony. Był to prawdziwy powiew Zachodu. Chociaż sam urodziłem się już po upadku PRL-u, to na początku swojej muzycznej drogi też dałem się temu ponieść. Perfect był pierwszym wykonawcą, jakiego świadomie słuchałem, a album "Symfonicznie" - pierwszą kupioną przeze mnie kasetą (o muzyce miałem tak nikłe pojęcie, że mimo tytułu nie spodziewałem się jakiś dziwnych wykonań z orkiestrą). Kiedy jednak tylko zacząłem zaznajamiać się z zagranicznymi twórcami rockowymi, kompletnie straciłem zainteresowanie tą grupą.
Co ciekawe, eponimicznego debiutu Perfect nie słyszałem aż do teraz. Same kompozycje nie były mi obce - znam je z radia, składanek czy koncertówek. Jednak dopiero niedawno usłyszałem je zebrane razem. Wynika to stąd, że w czasach, kiedy interesowałem się tym zespołem, nie miałem ani stałego internetu, ani gramofonu, a pierwsze - i dotąd jedyne - kompaktowe wydanie ukazało się dopiero w 2013 roku. Właśnie tę wersję można dziś bez trudu znaleźć w oficjalnym streamingu. Oprócz dziewięciu kawałków z pierwotnego wydania trafiły na nią też trzy inne nagrania z tego okresu: znany wcześniej chyba tylko z koncertowych wykonań "Po co" oraz wydane w epoce na tym samym singlu "Opanuj się" i "Pepe wróć". Do kompletu zabrakło jednak "Coś dzieje się w mej biednej głowie" z debiutanckiej EPki - jedynego kawałka z tego okresu, do którego muzyki nie napisał Zbigniew Hołdys, lecz drugi z gitarzystów, Ryszard Sygitowicz. To akurat jeden z tych bardziej aktualnie brzmiących kawałków grupy, instrumentalnie bliski wczesnego Iron Maiden.
Pierwszy album Perfectu to oczywiście kopalnia przebojów: "Chcemy być sobą", "Niewiele ci mogę dać", "Ale wkoło jest wesoło" i "Nie płacz Ewka" wciąż przecież należą do stałego repertuaru niektórych polskich rozgłośni radiowych. Trochę zafałszowują obraz tej płyty, na której proporcje są zupełnie odwrotne i hardrockowe czady dominują nad balladami. Oprócz wspomnianego "Ale wkoło jest wesoło" - a w reedycji także "Po co" oraz "Opanuj się" - znajdziemy tu przecież jeszcze takie kawałki, jak "Bla, bla, bla", "Bażancie życie", "Nie igraj ze mną wtedy kiedy gram" czy galopującą niemal jak obecna inflacja "Lokomotywę z ogłoszenia". W tych fragmentach najbardziej słychać inspirację rockową klasyką, z którą Hołdys miał okazję się zapoznać podczas wyjazdu do Stanów. I choć zespół nie prezentuje w nich niczego odkrywczego, to trzeba przyznać, że zarówno wokalista Grzegorz Markowski, jak i instrumentaliści, sprawnie się w tej stylistyce odnajdują. Gitarzyści grają rasowe solówki (najlepsze chyba w "Bażancim życiu"), a sekcja rytmiczna zapewnia solidną podstawę. Gdyby jeszcze lepiej to brzmiało, można by uznać Perfect za dobry substytut dla, dajmy na to, Thin Lizzy czy UFO. I nie piszę tego w negatywnym sensie.
Nieco bardziej współcześnie wypadają niektóre z tych łagodniejszych kawałków. W "Obracam w palcach złoty pieniądz", a zwłaszcza "Chcemy być sobą" pobrzmiewają inspiracje nową falą z okolic The Police. O ile ten pierwszy stanowi jeden z mocniejszych punktów albumu - wokalnie, tekstowo i stricte muzycznie - tak drugi wręcz przeciwnie. Nie tylko ze względu na niemiłosierne ogranie go przez radio, ale też nieznośne powtarzanie pierdyliard razy tytułu. Obstawiam, że tak duża popularność tego właśnie kawałka wynika głównie z sentymentu słuchaczy 50+, którzy przypominają sobie, jak w młodości podmieniali słowa na Chcemy bić ZOMO. Oczywiście, także w tej części płyty ujawniają się silne wpływy dawniejszej przeszłości. Słynna "Ewka" pozwala sobie wyobrazić, jak mogłyby brzmieć ballady Lynyrd Skynyrd, gdyby powstawały nie na spieczonym słońcem południu Stanów, a wśród szarych komunistycznych blokowisk. "Niewiele ci mogę dać" to z kolei jakby odpowiednik sabbathowego "Changes", tak samo oderwany od całości za sprawą wysuniętego na pierwszy plan pianina, które na całej płycie pojawia się tylko w tym jednym kawałku. Byłoby lepiej, gdyby w oryginalnym repertuarze znalazł się w tym miejscu "Pepe wróc", ballada z gitarami o ewidentnie bluesowym charakterze. W mniejszym stopniu blues pobrzmiewa też w "Obracam w palcach złoty pieniądz", więc tym bardziej miałoby to sens.
O ile muzycznie album już w chwili wydania był przestarzały, to w przypadku tekstów Bogdana Olewicza lub Zbigniewa Hołdysa - ten drugi odpowiada za warstwę słowną z "Chcemy być sobą", "Ale wkoło jest wesoło" i "Opanuj się" - różnie z tym bywa. Owszem, zdarzają się w nich typowo rock'n'rollowe pierdoły, na czele z "Nie igraj ze mną wtedy kiedy gram", ale część tekstów to zawoalowana krytyka ówczesnej rzeczywistości. Niektóre z nich mogą nie być w całości zrozumiałe dla młodszych słuchaczy - najbardziej chyba "Bażancie życie" i "Ale wkoło jest wesoło" - za to inne... pozostają wciąż aktualne. Weźmy takie wersy, jak Dzisiaj benzyna w takiej cenie / Że samochód nie na moją kieszeń / W lokomotywę wodę wleję / I taka jazda taniej mnie wyniesie / Będę zbierał chrust / Będę zbierał chrust z "Lokomotywy" - przecież to równie dobrze mogłoby zostać napisane w ostatnich dniach. Albo nawet takie Kryzys mogę znieść / Ja nie muszę jeść / Lecz niech przestaną truć z "Pepe wróć" można odnieść do obecnego dwójmyślenia Partii, która przedstawia swoje porażki jako niekończące się pasmo sukcesów, przy niemal już kompletnie zarżniętej gospodarce, ale też ochronie zdrowia czy edukacji. Historia uczy nas, że niczego się na niej nie uczymy. Mimo tej przykrej refleksji, debiut Perfectu to świetny dokument pewnej epoki. I głównie w tym kontekście mogę polecić ten album, choć muzycznie nie jest wcale najgorzej.
Ocena: 6/10
Perfect - "Perfect" (1981)
1. Lokomotywa z ogłoszenia; 2. Chcemy być sobą; 3. Obracam w palcach złoty pieniądz; 4. Bla, bla. bla; 6. Niewiele ci mogę dać; 6. Bażancie życie; 7. Ale wkoło jest wesoło; 8. Nie igraj ze mną wtedy kiedy gram; 9. Nie płacz Ewka
Skład: Grzegorz Markowski - wokal; Zbigniew Hołdys - gitara, dodatkowy wokal; Ryszard Sygitowicz - gitara, pianino (6); Zdzisław Zawadzki - gitara basowa; Piotr Szkudelski - perkusja
Producent: Zbigniew Hołdys
Pewnie do napisania tej recenzji natchnęły Cię niektóre teksty, które z tego co piszesz są aktualne i dziś. Czy w związku z tym pojawi się też recenzja następnej UNU? Mniemam że i Lady Pank 1 się może załapać...
OdpowiedzUsuńDzisiaj w radio są grane też czady - mam wrażenie, że kawałki 1,6,7 nawet często. Dlaczego piszesz, że debiut usłyszałeś dopiero teraz, skoro ocena widniała w RYM już 4-5 lat temu?
Nie wykluczam, że będzie recenzja "UNU' i tej koncertówki z końca lat 80., gdzie spora część repertuaru jest premierowa. O eponimicznym Lady Pank raczej głupio byłoby pisać przed The Police.
UsuńZnałem wszystkie utwory, więc uznałem, że mogę ocenić ten album. Aż sześć kawałków z pierwotnego wydania plus dwa z reedycji miałem na kasecie "Gold" (chyba jedynej ich kompilacji, gdzie przeważa materiał z debiutu, a nie dwójki), "Lokomotywę" w studyjnej wersji znałem prawdopodobnie z radia, a "Bażancie życie", "Nie igraj ze mną wtedy kiedy gram" i "Po co" miałem na koncertówce "Katowice Spodek Live ’94".
Ale wzmianka o The Police pojawia się już tu.
UsuńAle chyba odbiór Ci się polepszył bo wczesny Perfect miał uprzednio ocenę 4-5/10. Perfect z lat 90. też rewidujesz?
Tak, ale Perfect czerpał przede wszystkim z klasyków hard rocka, których bardzo dokładnie tu już przybliżyłem, a debiut Lady Pank to niemalże czyste The Police.
UsuńFaktycznie, oceny były niższe, ale wystawiłem je po paru latach odkąd ostatnio słyszałem tę grupę. Do tych późniejszych płyt nie mam ochoty wracać.
a gdyby nie ta przeciągana końcówka to co byś powiedział o "Chemy być sobo?"
UsuńChyba nie miałbym dużo lepszego zdania.
UsuńTo jest chyba niestety jeden z tych momentów, w którym polecasz album za wartości inne niż muzyczne ;)
OdpowiedzUsuńTrochę tak, ale ocena 6/10 jest dodatkową informacją, że polecam album wielbicielom stylistyki, czyli w tym przypadku klasycznego hard rocka. Największe problemy tego krążka to wtórność, anachronizm i kiepskie brzmienie, poza tym końcówka "Chcemy być sobą" i aranżacja "Niewiele ci mogę dać". Innych rzeczy bym się tu nie czepiał.
UsuńI może dlatego - na muzyce poprzestańmy ;) Tak będzie najlepiej ;) A co do reszty, czy to może oznaczać iż w końcu zostanie zrecenzowane (z tego co zauważyłem, to nie jestem jedyny) że będzie w końcu recenzja SBB? :) Poza tym jak już został oceniony debiut Perfect, to dla odpowiedniego kontrastu wypadałoby zrecenzować UNU :)
UsuńSBB jest w planach, odkąd recenzowałem Grupę Niemen (kontynuacja Niemena w sumie też), ale nie nastawiałbym się na to w najbliższych miesiącach.
UsuńBrawo! Nie spodziewałem się, że weźmie się pan za Perfect, a ma Pan w planach takie zespoły jak Oddział Zamknięty, Lady Pank?
OdpowiedzUsuńW planach nie mam, ale te się stale zmieniają.
UsuńMocno mnie zaskoczyłeś tą recenzją, bo kojarzę, że sam kiedyś skrytykowałeś Perfect pod którąś z recenzji i bardziej bym się spodziewał, że kolejnym polskim wykonawcą rockowym jaki byś wziął na tapetę, byłby np Maanam lub SBB, a nie właśnie Perfect To odsłuch całego albumu zachęcił Cię, żeby poświęcić mu trochę uwagi na blogu, bo utwory, które znałeś zyskały jako część całości? I drugie pytanie czy bierzesz pod uwagę recenzje kolejnych płyt? Wg mnie kolejne krążki znacznie ustępują debiutowi, ale może czas wrócić do nich, bo już dłuższy czas ich nie słuchałem i może tym razem spojrzę na pewne utwory mniej krytycznie
OdpowiedzUsuńRaczej aktualne wydarzenia przypomniały mi "Lokomotywę" i pomyślałem, że może dobrze byłoby w końcu przesłuchać, a nawet zrecenzować ten album. W kwestii opisywania kolejnych płyt już się wypowiedziałem w innym komentarzu.
Usuńspodziewałem się po ujrzeniu tego na głównej, że jakoś ostro po tym polecisz, a tu takie zdziwienie. dla mnie album co najwyżej dobry, najczęściej jeżeli już włączam, to raczej po te sztandarowe utwory, chociaż moim ulubionym jest "Pepe wróć".
OdpowiedzUsuńrecenzja jak najbardziej na plus, ogólnie uważam, że lepiej czyta się takie dłuższe z jakimiś odniesieniami, tak jak tutaj do ówczesnej sytuacji politycznej i społecznej, niż takie typowo z treścią muzyczną. wiadomo, oceniasz to jako album i jego zawartość, ale z takimi smaczkami jest o wiele ciekawiej
Nie zawsze da się takie odniesienia dopasować, a ich wadą jest na pewno to, że z czasem mogą się zdezaktualizować.
UsuńTak zupełnie z innej beczki, choć nieco z tej samej - masz gdzieś na horyzoncie myśl o recenzjach Unwound? Bardzo mnie ciekawi twoje zdanie na temat różnych ich albumów.
OdpowiedzUsuńTak, Unwound na pewno się pojawi. Nie wiem tylko kiedy, ani ile płyt zrecenzuję.
UsuńNie jestem w ogóle fanem polskiego rocka "stadionowego", jednak trzeba przyznać, że Perfect grali naprawdę porządnie - nie słyszę tu takiej dziadkowatości i zmanierowania, jak w Lady Pank. Recenzja świetnie napisana, podoba mi się Twoje obecne podejście do muzyki bardziej użytkowej.
OdpowiedzUsuńFakt, od pewnego czasu zdecydowanie łatwiej przychodzi mi docenianie użytkowych walorów.
UsuńSpore zaskoczenie z tą recenzją.
OdpowiedzUsuńKiedyś na jakimś forum pisałeś, że "Nie płacz Ewka" też jest przedłużone. Jak jest z tym obecnie?
PS. Hardrockowe UFO i Thin Lizzy nie mają tu niemalże wyższych ocen niż opisywany Perfect.
Tak, końcówka "Ewki" też jest trochę monotonna i przydługa, ale nie przeszkadza mi to tak, jak śpiewanie wkoło jednej frazy. Szkoda, że nie poszli na całość i nie dali tam solówki w stylu Lynyrd Skynyrd.
UsuńUFO i Thin Lizzy nie mają wysokich ocen, ale nie piszę o nich wyłącznie krytycznie, a wręcz doceniam niektóre kawałki.
Polemizowałbym że stwierdzeniem o kiepskim brzmieniu. Uważam, że debiut Perfectu brzmi świetnie. Archaicznie- może, te utworu powstały dobre kilka lat przed nagraniem, można też powiedziec, że ponadczasowo. Chcemy być sobą jest za długie, zgoda, nie igraj że mną też nie zachwyca, ale utwory z tej płyty są świetnie zaaranżowane i zagrane. Evergreeny.
UsuńBrzmi jak demo nagrane w garażu, jeśli porównać go z płytami nagrywanymi profesjonalnie na Zachodzie, nawet nie w latach 80., a dużo wcześniej.
UsuńMnóstwo polskich płyt z tamtego okresu brzmi niezbyt dobrze (z ostatnich trzech dekad XX wieku lata 80. były chyba pod tym względem najgorsze). Moim zdaniem na tym tle dobrze wypada np. "UNU" czy debiut Aya RL. Niemniej, przyznam, że w bardziej klimatycznych nagraniach/płytach (jednym z najlepszych przykładów "Nocny patrol" Maanamu) mniej profesjonalna produkcja dodaje trochę uroku.
UsuńPo namyśle stwierdzam, że w sumie znaczna część zagranicznych albumów z kręgu hard & heavy, wydanych w tamtym okresie, nie brzmi za dobrze. Np. te wszystkie płyty nowej fali brytyjskiego heavy metalu to straszna amatorszczyzna jest (nie liczę IM od "Killers", bo wtedy mieli już większy budżet i doświadczonego producenta; na pewno są też inne wyjątki). Więc komuś, kto nie ma większego rozeznania, produkcja i brzmienie debiutu Perfect mogą wydawać się na światowym poziomie, tylko że to poziom światowych amatorów.
UsuńAkurat polski rock (tym bardziej ten z lat 80) brzmi dzisiaj bardzo archaicznie. Maanam? Także. Czasami się zastanawiam czy legenda tego zespołu nie jest zbyt wyolbrzymiona. A co do NWOBHM to się zgadzam. Brzmią strasznie. Ale może to dlatego że nie uważam raczej metalu za muzykę wymagającą czegokolwiek konkretnego.
UsuńMoim zdaniem prawdopodobnie najlepszym przykładem na wspaniale brzmiący album metalowy jest "Melissa" lub "Don't Break the Oath" Mercyful Fate. Oba albumy mają bardzo przejrzystą produkcję, a każdy instrument doskonale tam słychać. Szczególnie jeśli porównać to do wielu albumów NWOBHM z tamtego okresu.
UsuńWchodząc w spekulacje, jakby według Ciebie byłby oceniony debiut Perfectu gdyby byłby wydany na przykład w 1972 roku? (uwzględniając że wszyscy członkowie mogli wtedy teoretycznie grać)
OdpowiedzUsuńJeszcze wspomnę że Live (z 1982/3 roku, z okładką z kieliszkiem) jest warty sprawdzenia, wszystkie utwory są zagrane ostrzej i dynamiczniej.
Zastanawiałem się pomiędzy 6-7, więc może gdyby nie był tak spóźniony, to dobiłby do 7.
UsuńCzy będą w przyszłości kolejne recenzje Kultu?
OdpowiedzUsuńMiały być, ale porzuciłem te plany. Nie trafia do mnie ten późniejszy Kult.
UsuńGra którego z występujących tu gitarzystów odpowiada Ci bardziej? Ponoć w "NPE" partie gitary prowadzącej są grane zapalniczką, która zastępuje tutaj slide. Wydaje mi się, że "wyrobnik" Sygitowicz > gwiazdor Houdys
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, które parte są czyje. Jak je rozpoznajesz?
UsuńCo masz na myśli w stwierdzeniu "Gdyby jeszcze lepiej to brzmiało..."? Co miałoby być lepiej zrobione w nagraniu utworów (co kuleje w miksie)?
OdpowiedzUsuńW samym miksie nie ma błędów, natomiast brzmienie jest jednak dość archaiczne. Przypomina mi różne zachodnie NKR-y starsze o dekadę. To zresztą zrozumiałe - w czasach PRL nie było w Polsce swobodnego dostępu do zachodnich technologii, więc tutejsze studia odstawały pod względem wyposażenia od światowych standardów. Niezależnie jednak od przyczyny, muzyka na tym traci.
UsuńNiestety traci. W sumie zastanawia mnie jeszcze inna kwestia, związana z albumem Śmigło, co jest tak strasznego w tym albumie?? (dałeś mu 2/10)
UsuńTa płyta jest dla mnie po prostu strasznie nudna. To taki typowy dla Perfectu miks sztampowego (hard) rocka i smętnych ballad, ale już bez wyrazistości oraz mimo wszystko ponadczasowego charakteru (głównie tekstowo) dokonań zespołu z lat 80.
Usuń