[Recenzja] Codona - "Codona" (1979)

Codona - Codona


Trio Codona swoje powstanie zawdzięcza Manfredowi Eicherowi, szefowi ECM Records, który najwyraźniej chciał w ten sposób zdyskontować rosnące zainteresowanie muzyką świata. Nazwa projektu to po prostu połączenie dwóch pierwszych liter imion zaangażowanych w przedsięwzięcie muzyków. Powstało z tej zbitki słowo wystarczająco proste, by łatwo je zapamiętać, a jednocześnie dość egzotyczne, co dobrze oddawało charakter muzyki, czerpiącej z różnych kultur. Każdy z trzech tworzących zespół multiinstrumentalistów odpowiadał za wniesienie innych wpływów. Collin Walcott, muzyk łączącej jazz z muzyką etniczną grupy Oregon (możecie kojarzyć go też z występu na "On the Corner" Milesa Davisa), grał przede wszystkim na sitarze i tabli, indyjskich instrumentach stosowanych w hindustańskiej muzyce klasycznej. Drugi Amerykanin w składzie, Don Cherry, wniósł nie tylko swoje bogate doświadczenie jazzowe, ale też pielęgnowaną od dawna fascynację afrykańskimi i dalekowschodnimi tradycjami muzycznymi. Poza trąbką siegał też po różne egzotyczne flety czy pochodzący z Mali instrument strunowy doussn' gouni. Brazylijski perkusjonalista Naná Vasconcelos wniósł z kolei inspiracje ze swojego kontynentu. Poszczególni muzycy mieli okazję już wcześniej ze sobą współpracować, ale dopiero tutaj spotkali się wszyscy razem.

Pozbawiony tytułu debiut Codony - opublikowany, oczywiście, nakładem ECM - składa się głownie z kompozycji Walcotta. Wyjątek stanowią nagrania o wiele mówiących tytułach "Codona" i "Colemanwonder". Pod pierwszym podpisało się całe trio, natomiast drugi opiera się motywach z utworów "Race Face" i "Sortie" Ornette'a Colemana oraz "Sir Duke" Steviego Wondera. W sumie znalazło się tutaj pięć nagrań, silnie inspirowanych muzyką świata, przy czym często mieszają się w nich wpływy różnych tradycji z Azji, Afryki oraz Ameryki Południowej. Idiom jazzowy jest tu obecny za sprawą trąbki Cherry'ego, ale przede wszystkim chyba jednak dzięki swobodnemu, improwizowanemu podejściu do struktur poszczególnych utworów. Można polemizować, czy ta muzyka to jeszcze w ogóle jazz, niemniej jednak taki pierwiastek wciąż jest tu obecny, a przynajmniej wyczuwalny. Nawet gdy w takim "Like That of Sky" Walcott i Vasconcelos grają w sposób imitujący hindustańskie ragi, Cherry dokłada do tego w pewnym momencie jazzującą trąbkę. W tym fragmencie pojawia się zdecydowanie jazzowy akcent, lecz gdy trąbka ustępuje miejsca brzmiącym dalekowschodnie partiom fletu, jazzowość jest już wyczuwalna bardziej intuicyjnie. Do zachodniej muzyki zdecydowanie najsilniej nawiązuje "Colemanwonder", gdzie nie tylko trąbka, ale też egzotyczne instrumentarium wykorzystywane jest do jazzowych improwizacji na bazie typowych dla tego gatunku tematów Ornette'a, ale też jazzowego odczytania kompozycji Wondera.

Najkrótszy na płycie "Colemanwonder" to jednak przede wszystkim muzyczny żart, który wprawdzie czyni płytę bardziej różnorodną, ale jest też tym najmniej wciągającym fragmentem całości. Bo w pozostałych nagraniach triu udaje się budować faktycznie intrygujący nastrój. Wspomniany "Like That of Sky" i - do pewnego momentu - "New Light" mają w sobie transowość oraz medytacyjny charakter autentycznych rag, "Codona" przywołuje mistyczny nastrój muzyki Azji Południowo-Wschodniej, a "Mumakata" kojarzy się z kolei z jakimiś afrykańskimi lub południowoamerykańskimi rytuałami. Przy czym jednak, jak już wspomniałem, błędem byłoby takie przypisywanie tych utworów do konkretnych regionów, gdyż pojawiają się w nich także elementy z innych tradycji. Niezależnie od tego, że to bardziej takie zachodnie spojrzenie na szeroko rozumianą muzykę świata, bez ograniczenia na konkretne kultury - w tym sensie podobne choćby do twórczości Stephana Micusa - efekt okazuje się bardzo udany. Może to być dobry wstęp do odrywania muzyki z bardziej egzotycznych stron świata. Eponimiczny debiut Codony nie odchodzi całkiem od zasad czy brzmień, do których jesteśmy przyzwyczajeni w naszej części globu, a jednocześnie ma ten subtelny, tajemniczy posmak odległych tradycji.

Trio Codona wydało później jeszcze dwa albumy. Obecnie najłatwiej kupić je w formie boksu - wydany na trzech kompaktach "Codona Trilogy" zbiera całą dyskografię. Ale spokojnie, w streamingu tez są dostępne. Projekt definitywnie zakończył działalność w 1984 roku, wraz ze śmiercią Walcotta. Muzyk zginął w wypadku autokaru, w trakcie trasy Oregon po Niemczech Wschodnich.

Ocena: 8/10



Codona - "Codona" (1979)

1. Like That of Sky; 2. Codona; 3. Colemanwonder: Race Face / Sortie / Sir Duke; 4. Mumakata; 5. New Light

Skład: Collin Walcott - sitar, tabla, dulcimer, zanza, głos; Don Cherry - trąbka, flet, doussn' gouni, głos; Naná Vasconcelos - instr. perkusyjne, głos
Producent: Manfred Eicher


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Light Coorporation - "Rare Dialect" (2011)

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)