[Recenzja] Kate Bush - "Never for Ever" (1980)

Kate Bush - Never for Ever


"Never for Ever" ugruntował pozycję Kate Bush na muzycznej scenie i ostatecznie zdefiniował ją jako artystkę. Oba poprzednie albumy wydają przy nim jedynie wprawką. Debiutancki "The Kick Inside" to w zasadzie typowa płyta jednego przeboju. Oczywiście, "Wuthering Heights" nie jest tam jedynym dobrym utworem, może nawet nie najlepszym, ale trafiają się też mniej udane kawałki, a trochę zabrakło też pomysłu na całość. Kolejny album, "Lionheart" - nagrywany w pośpiechu, w celu jak najszybszego zdyskontowania sukcesu poprzednika - sprawia wrażenie zbioru odrzutów po debiucie. Na ich tle "Never for Ever" wypada o wiele dojrzalej. Bush prezentuje się tutaj i jako lepsza kompozytorka, i jeszcze lepsza wokalista. Z jej śpiewu prawie całkiem znikła ta dziewczęca maniera, często pobrzmiewająca w starszym materiale. Oczywiście, wokalistka dalej robi tu ze swoim głosem niesamowite, różnorodne rzeczy, ale brzmi przy tym bardziej kobieco, zmysłowo. Każde z tych jedenastu nagrań jest mniej lub bardziej podszyte erotyzmem. co sprawia, że mimo pewnego zróżnicowania stylistycznego układają się w bardzo spójną, konsekwentną całość.

Zasadniczo dalej mamy tu do czynienia z piosenkami, które w samym zapisie nutowym zapewne niczym szczególnym się nie wyróżniają na tle standardowego popu. Jednak coraz więcej ciekawych rzeczy dzieje się w aranżacjach i brzmieniu. Warto zwrócić uwagę choćby na coraz odważniejsze wykorzystanie syntezatorów, ale też różnych egzotycznych instrumentów. Wykonanie stoi tu zwykle na profesjonalnym, lecz nie wybitnym poziomie - za wyjątkiem pełnego pasji, pomysłów i charakteru śpiewu liderki. Jeśli chodzi o poszczególne kawałki, to tym najbardziej znanym jest oczywiście otwierająca longplay "Babooshka". Utwór, który udowodnił, że "Wuthering Heights" nie był jednorazowym przebłyskiem, lecz Kate Bush naprawdę potrafi tworzyć wielkie przeboje. Nagranie przynosi nie tylko świetną, chwytliwą melodię, ale też fantastyczny popis wokalny i brzmieniowe smaczki w postaci bezprogowego basu, bałałajki oraz idealnie wplecionych dźwięków tłuczonego szkła. A to bynajmniej nie najlepsze, co "Never for Ever" ma do zaoferowania.

Właściwie każdy kolejny utwór - dzięki sprytnej produkcji wyłaniający się zawsze z poprzedzającego - może czymś zaciekawić słuchacza. W przypadku drugiego na trackliście "Delius (Song for Summer)", dedykowanemu angielskiemu kompozytorowi Frederickowi Deliusowi, będzie to eteryczny, lekko orientalny klimat, urocza melodia, a także subtelny śpiew Kate i kontrastująca z nim, dziwna partia wokalna Paddy'ego Busha (brata artystki i jej stałego współpracownika, grającego na różnych instrumentach). Smaczku dodaje automat perkusyjny, sitar oraz elementy muzyki konkretnej. Dla równowagi "Blow Away" to w zasadzie standardowa ballada z dużym udziałem pianina i smyczków, jednak wokalna interpretacja liderki wnosi ją na wyższy poziom. "All We Ever Look For" wyróżnia kolejna melodia niezwykłej urody i powrót orientalnego klimatu za sprawą japońskiego instrumentu koto, który znakomicie dopełniają syntezatory. Natomiast miejsce standardowej solówki zajmuje nieco eksperymentalna część, oparta na studyjnych sztuczkach. "Egypt" podąża natomiast w rejony bliskie ówczesnego rocka progresywnego, który progresywny był już tylko z nazwy, ale robi to z wdziękiem, a konkretnie z dbałością o melodyczną wyrazistość oraz instrumentalną i formalną powściągliwością.

Drugą stronę winylowego wydania otwierają dwa najżywsze kawałki, "The Wedding List" i "Violin", w których nie brakuje ostrzejszych gitar i rockowej rytmiki. Nie są to jednak rzeczy tak wyrwane z kontekstu i niepasujące do całości, jak "James and the Cold Gun" z debiutu. To przede wszystkim zasługa dynamicznych kontrastów oraz bogatszego instrumentarium, obejmującego m.in. zgrabnie wplecione smyczki. Nie można przyczepić się do warstwy wokalnej - Bush śpiewa bardziej zadziornie, ale w typowy dla siebie sposób ciekawie urozmaica swoje partie. Uspokojenie przynosi "The Infant Kiss", kolejna fortepianowo-smyczkowa ballada, którą można by uznać za słabszy fragment albumu, gdyby nie znakomity, nieco teatralny wokal. Łatwo przeoczyć "Night Scented Stock", niespełna minutową miniaturę będącą łącznikiem otaczających ją nagrań, jednak to także bardzo urokliwa rzecz, oparta wyłącznie na kilku wokalnych ścieżkach. Album kończą dwa pozostałe single, które okazały się mniejszymi przebojami i nie weszły na stałe do radiowych playlist, choć wcale nie ustępują słynnej "Babooshce". "Army Dreamers" to sympatyczny drobiazg o folkowym klimacie i walczykowatym rytmie, natomiast "Breathing" stanowi naprawdę mocarny finał. Zaczyna się jak zwykła, niezbyt charakterystyczna ballada, by zachwycić przepięknym refrenem, następnie zaintrygować niemal ambientową częścią instrumentalną z głosami chóru oraz dźwiękami syntezatora i bezprogowego basu, a na koniec powalić cięższą częścią z agresywnym krzykiem Bush, któremu towarzyszy łagodniejszy śpiew samego Roya Harpera. Niewątpliwie jeden z kilku najlepszych utworów w dorobku artystki, choć nawet na tym albumie ma silną konkurencję.

A to wszystko i tak tylko rozgrzewka przed tym, co miało nastąpić później. Ale bez uprzedzania faktów, trzeba uczciwie przyznać, że już na "Never for Ever" Kate Bush osiągnęła poziom będący rzadkością w szeroko i ciasno rozumianej muzyce popularnej. Podobnie jak płyty, które na przełomie lat 70. i 80. prezentowali artyści w rodzaju Petera Gabriela, Davida Bowie, Briana Eno czy Roberta Frippa, trzeci album Bush potwierdza, że można grać chwytliwe piosenki, a jednocześnie realizować inne niż merkantylne ambicje. A taki kompromis nie musi wcale odbierać ani walorów użytkowych, ani artystycznych.

Ocena: 8/10



Kate Bush - "Never for Ever" (1980)

1. Babooshka; 2. Delius (Song of Summer); 3. Blow Away (for Bill); 4. All We Ever Look For; 5. Egypt; 6. The Wedding List; 7. Violin; 8. The Infant Kiss; 9. Night Scented Stock; 10. Army Dreamers; 11. Breathing

Skład: Kate Bush - wokal i instr. klawiszowe; Max Middleton - elektryczne pianino (1,3,5,6,11), syntezator (5), aranżacja instr. smyczkowych (3,6); Duncan Mackay - syntezator (4,10); Michael Moran - syntezator (5); Larry Fast - syntezator (11); John L. Walters - programowanie; Richard James Burgess - programowanie; Alan Murphy - gitara (1,2,4,6-8,10,11). gitara basowa (10); Brian Bath - gitara (1,3,4,6,7,10,11), dodatkowy wokal (6,10); Paddy Bush - bałałajka (1), sitar (2), koto (4), cytra (5), harmonijka (6), mandolina (10), dodatkowy wokal (1,2,4-6,10); The Martyn Ford Orchestra - instr. smyczkowe (3,6); Kevin Burke - skrzypce (7); Adam Skeaping - altówka (8), aranżacja instr. smyczkowych (8); Joseph Skeaping - lira da gamba (8), aranżacja instr. smyczkowych (8); John Giblin - gitara basowa (1,11); Del Palmer - gitara basowa (3,5-7); Stuart Elliott - perkusja (1,11), instr. perkusyjne (10); Preston Heyman - perkusja (3,5-7), instr. perkusyjne (2,3,5), dodatkowy wokal (4,6); Morris Pert - instr. perkusyjne (4,11); Gary Hurst - dodatkowy wokal (1,4); Ian Bairnson - dodatkowy wokal (2); Andrew Bryant - dodatkowy wokal (4); Roy Harper - dodatkowy wokal (11)
Producent: Kate Bush i Jon Kelly


Komentarze

  1. Tak, "The Kick Inside i "Lionheart" były rozgrzewką przed tym albumem, natomiast "Never for Ever" rozgrzewką przed genialnymi "The Dreaming" i "Hounds of Love". Ale i tak, to jest top3 w jej dyskografii. "Breathing", "Delius" czy "Army Dreamers" są absolutnie wybitne. A nawet i o "Violin" mógłbym to powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Carme López - "Quintela" (2024)