[Recenzja] New Order - "Movement" (1981)

New Order - Movement


Po śmierci Iana Curtisa dalsza działalność pod szyldem Joy Division nie wydawała się wcale najlepszym rozwiązaniem. W końcu to charyzmatyczny wokalista przyciągał najwięcej uwagi, on też w znacznej mierze odpowiadał za jakość dotychczasowego repertuaru, także jako jego współtwórca. Bernard Sumner, Peter Hook i Stephen Morris nie zamierzali powtarzać błędu instrumentalistów The Doors, którzy po śmierci Jima Morrisona nagrali jeszcze dwa albumy pod tym szyldem, do dziś będące przedmiotem krytyki. Muzycy Joy Division, zamiast tego, przyjęli zupełnie nową nazwę, wprowadzając nowy ład. New Order. Zamiast szukać nowego wokalistę, przed mikrofonem stawali Sumner lub Hook,. Do składu dokooptowano natomiast dziewczynę Morrisa, grającą głównie na syntezatorach Gillian Gilbert.

Podobnie jednak, jak pierwszy album The Doors bez Morrisona, debiutancka płyta New Order stanowi bezpośrednią kontynuację wypracowanej wcześniej stylistyki. Trudno, żeby było inaczej, skoro za jej nagranie w 75% odpowiadają ci sami muzycy, a za konsoletą ponownie zasiadł Martin Hannett. "Movement" utrzymany jest w stylu Joy Division, choć podąża raczej drogą wyznaczoną przez przebojowy singiel "Love Will Tear Us Apart", niż posępny "Closer". Trochę tego ponurego nastroju jednak się tutaj pojawia, przede wszystkim w "Truth" i "Doubts Even Here", wolnych utworach opartych na zimnych partiach basu i syntezatorów. Dominują jednak kawałki w znacznie żwawszym tempie oraz bardziej optymistycznym nastroju, by wymienić tylko przebojowy otwieracz "Dreams Never End" - kojarzący się nie tylko z tym bardziej przebojowym Joy Division, ale też z The Cure - czy nieustępujący mu chwytliwością "Chosen Time". Zdarzają się tu tez momenty nieśmiało zapowiadające późniejsze, synthpopowe oblicze grupy. Tu z kolei należy wspomnieć przede wszystkim o "Senses" czy "ICB", które w nieco inny, odważniejszy sposób wykorzystuje brzmienia elektroniczne, a w warstwie rytmicznej mają pewien potencjał taneczny.

"Movement" to przyjemny album, jednak trochę zbyt uporczywie trzymający się rozwiązań stosowanych przez Sumnera, Hooka i Morrisa w czasach Joy Division. Tak mógłby brzmieć trzeci album tamtej grupy, gdyby Curtisowi udało się wyjść z depresji. Z jego głosem ten materiał mógłby sporo zyskać, gdyż właśnie w warstwie wokalnej słychać największy spadek jakości. New Order potrzebował kompletnej zmiany stylu, aby udowodnić, że jest pełnowartościowym zespołem. Na szczęście, nie trzeba było na to długo czekać. A "Movement", z perspektywy czasu, pozostaje raczej ciekawostką dla wielbicieli obu grup.

Ocena: 7/10



New Order - "Movement" (1981)

1. Dreams Never End; 2. Truth; 3. Senses; 4. Chosen Time; 5. ICB; 6. The Him; 7. Doubts Even Here; 8. Denial

Skład: Bernard Sumner - gitara, melodyka, syntezatory, programowanie, wokal (2-6,8); Gillian Gilbert - syntezatory, programowanie, gitara, głos (7); Peter Hook - gitara basowa, wokal (1,7); Stephen Morris - perkusja, syntezatory, programowanie
Producent: Martin Hannett


Komentarze

  1. Wspominasz The Doors. A czy artykuł w Lizardzie 2 czy 3 numery temu zmienił jakoś postrzeganie przez Ciebie "Other Voices"? Nie był zdeklarowanie krytyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja opinia też nigdy nie była jednoznacznie krytyczna. Uważam, że materiał ten broniłby się lepiej, gdyby zdążył zaśpiewać go Morrison, albo pozostała trójka poszukała kogoś utalentowanego na jego miejsce. Natomiast muzycznie daleko mu do poziomu dwóch pierwszych, ale od takiego "Soft Parade" już bardzo nie odstaje i jest na pewno równiejszy od "Waiting for the Sun", a taki "Ships w/Sails" to poziom co lepszych kompozycji z wcześniejszych dokonań. Tragicznie słabo i zbyt niezdecydowanie w kwestii stylistycznej jest dopiero na "Full Circle". A artykułu jeszcze nie czytałem.

      Usuń
    2. A no widzisz, ja też na początku zwróciłem uwagę na "Ships w/Sails" może dlatego że Manzarek (to chyba on tam śpiewa) chyba próbuje przyjmować styl interpretacji Morrisona, dzięki czemu łatwiej wyobrazić sobie jak ten utwór brzmiałby w jego wykonaniu. O niewielu utworach można było powiedzieć też, że są zdecydowanie złe. A w artykule Sw/S nie został wcale szczególnie wyróżniony, Pan G.N. (podobał mi się jego artykuł o albumie the Moody Blues) wyraźnie skrytykował też otwieracz, więc sądzę że może odkryję tę płytę na nowo.

      Album z recenzji powyżej może przesłucham bliżej wieczoru, ale zaskakuje mnie że i w wypadku The Doors i Joy Division tyle zrzucasz na wokalistów, twierdząc że z lepszymi tyle by obacalbumy zyskały (fakt, że Morrison skomponowal wiele utworów z poprzednich płyt)

      Usuń
    3. Oczywiście, ponieważ uważam, że o jakości danego nagrania nie decyduje jego najlepszy element, ale najsłabszy. A w przypadku "Other Voices" czy "Movement" najsłabszym ogniwem jest właśnie wokal. Co jest tym bardziej słyszalne, że możemy sobie łatwo wyobrazić, jak te albumy brzmiałyby ze śpiewem Morrisona czy Curtisa. Na pewno bardziej wyraziście.

      Usuń
    4. Bardzo fajna płyta, brzmieniowo podobna do "Faith" The Cure. Jak ktoś chce kontynuacji Joy Division to na tej płycie zdecydowanie się nie zawiedzie, nowych elementów jeszcze tu nie uświadczyłem, poza momentami tanecznym rytmem. Otwieracz w sumie banalny ale potem coraz lepiej. Na pewno lepiej poradzili sobie po stracie frontmana niż wyszło to The Doors. Słyszałeś, że próbowano rozszyfrować skrót "ICB" jako Ian Curtis Buried? I moim zdaniem to własnie ten kawałek bardziej zmierza w kierunku synthpopu zamiast tkwić w zimnej stylistyce JD.

      Usuń
    5. Taa, widziałem gdzieś takie rozwinięcie. Też myślę, że "ICB" to zapowiedź późniejszych dokonań NO.

      Usuń
    6. I dałbyś więcej jakby to było z Curtisem na wokalu?

      Usuń
    7. Nie wiem, musiałbym to usłyszeć, co jest niemożliwe.

      Usuń
    8. Gdybym się lepiej na tym znał to zrobiłbym AI wersję, podobnie jak Ships/w Sails z głosem "Morrisona" co próbowałem, ale kiepsko mi to wyszło

      Usuń
    9. Maszyna nie odda emocji, spontaniczności czy nieprzewidywalności, jakie są częścią ludzkiego wykonania. Słyszałem piosenkę z "Titanica" z AI Freddiem Mercurym i o ile barwa głosu była odwzorowana idealnie, to sama linia wokalna pozostała identyczna, jak w oryginalne, a Freddie z pewnością dodałby tam więcej od siebie, na pewno nie śpiewałby tak sztywno. Tak samo w przypadku Morrisona i Curtisa - nie wystarczy podrobić samej barwy.

      Usuń
  2. Dobrze że zabrałeś się za New order. Myślałem, że nie będziesz tolerował zmiany brzmienia.(od niedawna czytam Twoje recenzje i powiem szczerze, często nie potrafię przewidzieć jakie będzie Twoje zdanie. Masz oryginalny gust i jesteś szczery, nie oglądasz się na innych, to najważniejsze) Domyślam się, że pojawią się dalsze recenzje płyt tego zespołu.

    Opinie na temat poszczególnych albumów są bardzo różne. NO chyba nie ma takiej jednej płyty która by miała opinie "o to jest płyta od której powinieneś zacząć!"
    Ja załapałem się na muzę tego zespołu jakieś 2 dekady temu, znam wszystkie albumy. Uważam, że nigdy nie nagrali "wielkiej płyty", nie mają arcydzieła, nie wiem nawet czy mają album zasługujący na ocenę wyższą niż 7, ale uważam też, że każda z ich płyt nadaje się do słuchania - mniej lub bardziej - niestety na każdej są zapychacze, wszystkie są nierówne, dlatego często wybieram te swoje ulubione i nie słucham tych wydawnictw w całości. I tych dobrych kawałków jest całkiem sporo.
    Szanuje jednak ten zespół za wkład w muzykę klubową lat 80 , za to że można było słuchać muzyki wręcz tanecznej, bez zażenowania. - no przynajmniej ja tak mam

    Nie potrafię powiedzieć, która ich płyta jest moją ulubioną. Niektórzy porównywali ich z Pet shop boys, czy to odwrotnie było:) ?ale...PSB czasem do auta się nadaje no i tyle...

    Co sądzisz o The Smiths jeśli już jest temat muzyki z UK lat 80? Za "the Queen is dead" dałbym się pokroić, ale coś czuje, że Twoje zdanie będzie inne hehe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje ulubione wydawnictwo New Order to "Substance" - niby składanka, ale z niealbumowymi singlami.

      Natomiast The Smith jest mi raczej obojętny - niby nie mam do czego się przyczepić, ale też nic mnie nie zachwyciło. Jednak opinie się zmieniają i może kiedyś się przekonam.

      Usuń
  3. Myślę że warto zwrócić uwagę na 2 kawałki singlowe niewydane na albumie - Everything's Gone Green oraz Templation. Świetnym utworem jest szczególnie ten pierwszy, połączenie synthpopu i post-punku. Polecam wersje live z 1981 roku. Szkoda tylko że nie zaśpiewał go Ian Curtis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli chodzi o kawałki z niealbumowych singli, to nie będę teraz o nich wspominał, ponieważ zamierzam zrecenzować także "Substance", gdzie wszystkie je zebrano.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024