[Recenzja] Peter Gabriel - "Peter Gabriel" (1980)



Po raz kolejny Peter Gabriel zdecydował się nie nadawać swojemu dziełu tytułu. Jednak pod każdym innym względem trójka bądź też "Melt", jak określono ten album ze względu na rozpuszczającego się na okładce Gabriela, stanowi ogromny krok do przodu. Na poprzednich wydawnictwach były wokalista Genesis dopiero szukał swojego stylu, próbując różnych rzeczy, kosztem spójności. Tutaj w końcu ma na siebie pomysł, przede wszystkim w kwestii brzmienia. Choć rolę producenta płyty oficjalnie pełnił Steve Lillywhite (wcześniej m.in. Nucleus, Ultravox, Siouxie and the Banshees czy XTC), to tak naprawdę sporo pomysłów miał sam Gabriel. To właśnie on zasugerował perkusistom, by nie używali talerzy i zdjęli blachy z bębnów. Dało to ciekawy rezultat, zwłaszcza w połączeniu z efektami przypadkowo włączonymi przez inżyniera Hugh Padghama. Uzyskane w ten sposób brzmienie perkusji, nazwane gated drum, było chętnie kopiowane przez całe lata 80. Gabriel skorzystał tu także na dość szeroką skalę z syntezatorów czy automatu perkusyjnego.

Zmieniło się też jego podejście do kompozycji. Wcześniej tworzył melodie na pianinie, natomiast tym razem często zaczynał od układania partii perkusyjnych, do których dopiero później dokładano kolejne dźwięki. Co istotne, powstał jeden z najlepszych zestawów piosenek w całej karierze Gabriela. Warto też dodać, że po raz pierwszy w jego twórczości pojawiły się wpływy muzyki afrykańskiej, które stały się rozpoznawalnym elementem jego własnego stylu. Na ostateczny kształt albumu mają jednak wpływ nie tylko kompozycje, brzmienie czy aranżacje, ale także wykonanie. Lider dobrał sobie tutaj jednak znakomitych współpracowników. Wrażenie robią takie nazwiska takich muzyków, jak Phil Collins, Robert Fripp, Tony Levin czy odnoszącej wówczas ogromne sukcesy wokalistki Kate Bush. Ich wkład jest tu jednak stosunkowo skromny. Świetną robotę zrobili także mniej znani, lecz bardziej zaznaczający tu swoją obecność instrumentaliści, jak grający na syntezatorze Larry Fast, gitarzysta David Rhodes, basista John Giblin czy perkusista Jerry Marotta.

Wśród najmocniejszych punktów albumu trzeba wymienić otwierający album "Intruder", z tą jego potężną perkusją, zaskakująco dobrze wykorzystanym syntezatorem, różnymi smaczkami aranżacyjnymi czy brzmieniowymi, a także świetną interpretacją wokalną Gabriela. Utwór niewątpliwie należy do jego najambitniejszych dzieł, będąc raczej ciekawym eksperymentem, niż popową piosenką. Równie mocarnie wypada intensywny, niemalże post-punkowy "I Don't Remember", z szalejącym na Chapman sticku Levinem oraz gitarowymi ozdobnikami Frippa (słychać tu nawet zapowiedź tego, co ta dwójka robiła nieco później w odświeżonym King Crimson), ale też naprawdę chwytliwą melodią. Jeśli jednak chodzi o to ostatnie, to moim zdecydowanym faworytem jest "Games Without Frontiers". Pomimo nieco bardziej komercyjnego charakteru, jest to kolejny naprawdę niegłupi pod względem produkcyjnym kawałek, dobrze wykorzystujący technologiczne nowinki. Wokalnie Gabriela wspiera tu Bush, którą można usłyszeć też w chórkach "No Self Control" - bardzo przyjemnej, zgrabnej melodycznie piosence, z świetnie wplecionymi niby-afrykańskimi perkusjonaliami.

Najbardziej znanym utworem z tego albumu jest jednak finałowy "Biko". Pomimo mocno zaangażowanego charakteru - to elegia dla Steve'a Biko, zamordowanego działacza na rzecz zniesienia apartheidu w Republice Południowej Afryki - jest to także utwór ciekawy pod względem czysto muzycznym. Wrażenie robi zwłaszcza pomysłowe połączenie wpływów afrykańskich, słyszanych w warstwie rytmicznej i wokalnej, z muzyką szkocką, pod postacią partii granych przez Fasta na dudach. Niecodzienna mieszanka takich inspiracji, pojawiająca się w dodatku w kawałku pop, działa zaskakująco dobrze. Wolę inne utwory z tej płyty, ale rozumiem, dlaczego właśnie ten zdobył największą popularność. Bo poza nietypową aranżacją trzeba też wspomnieć, że jest to po prostu bardzo charakterystyczny utwór, z wyrazistą melodią. Z pozostałych utworów na plus można wymienić zaliczyć także kolejny po "Intruder", bardziej jednak łagodniejszy eksperyment, czyli "Lead a Normal Life", w znacznej części instrumentalny, oparty głównie na dźwiękach pianina oraz perkusjonalii. Całkiem zgrabnie wypada jeszcze ballada "Family Snapshot", choć na tle wyżej opisanych utworów wypada nieco sztampowo. To ostatnie dotyczy także żywszych, bardzo komercyjnych "And Through the Wire" i "Not One of Us", które nieco zaniżają poziom całości. Całkiem niepotrzebny wydaje się też instrumentalny przerywnik "Start" z ckliwą partią saksofonu na pierwszym planie.

Co ciekawe, Gabriel - być może pod wpływem grupy Kraftwerk - przygotował także alternatywną wersję albumu, przeznaczoną na rynek niemiecki. "Ein Deutsches Album" zawiera nie tylko nowe partie wokalne, śpiewane po niemiecku, ale także nieco inny miks, o czym świadczą rozbieżności w długości poszczególnych utworów. Poza specjalnymi wersjami wszystkich utworów z tego longplaya, zarejestrowano także niemieckojęzyczną wersję "Here Comes the Flood" z debiutu, która trafiła na singiel "Spiel ohne Grenzen", czyli "Games Without Frontiers". Gabriel wypada w tych wersjach całkiem przekonująco, śpiewając z dużą swobodą, choć przecież niemiecki bynajmniej nie jest śpiewnym językiem. Wydawnictwo stanowi jednak raczej tylko ciekawostkę dla wielbicieli artysty oraz dla słuchaczy z Niemiec, którzy mogli poczuć się wyróżnieni, że taki wokalista zaśpiewał w ich języku.

"Peter Gabriel 3" tudzież "Melt" nie trzyma, niestety, równego poziomu przez całą swoją długość. Jednak przez przeważającą jej część ten poziom jest naprawdę wysoki. To pierwsze solowe dzieło Petera Gabriela, na którym muzyk pokazał się jako najprawdziwszy artysta, mający wiele do zaoferowania jako twórca. Ten album to niemal idealny wzorzec dla muzyki pop, która przecież może, tak jak tutaj, być przebojowa bez wyrzekania się artystycznych ambicji oraz eksperymentów. 

Ocena: 8/10



Peter Gabriel - "Peter Gabriel" (1980)

1. Intruder; 2. No Self Control; 3. Start; 4. I Don't Remember; 5. Family Snapshot; 6. And Through the Wire; 7. Games Without Frontiers; 8. Not One of Us; 9. Lead a Normal Life; 10. Biko

Skład: Peter Gabriel - wokal, pianino (1,4-6,8-10), syntezator (3,4,7,8), instr. perkusyjne (10); Larry Fast - syntezator (1,2,5-7,10), dudy (10); David Rhodes - gitara, dodatkowy wokal (1,4,6,8); Robert Fripp - gitara (2,4,8); Dave Gregory - gitara (4,5); Paul Weller - gitara (6); John Giblin - gitara basowa (2,5,6,8); Tony Levin - Chapman stick (4); Phil Collins - perkusja (1,2), instr. perkusyjne (1,5,10); Jerry Marotta - perkusja (4-10), instr. perkusyjne (7,8); Morris Pert - instr. perkusyjne (1,2,7); Dick Morissey - saksofon (2,3,5,9); Kate Bush - dodatkowy wokal (2,7); David Ferguson - dodatkowy wokal (10)
Producent: Steve Lillywhite


Komentarze

  1. Najwybitniejsze dzieło Petera. Album do którego często wracam. Taką muzykę 'pop' mogę słuchać na okrągło. U mnie 10.

    OdpowiedzUsuń
  2. u mnie 9/10. Wybitny album, esencja tego, co uwielbiam w muzyce elektronicznej- melodie, partie instrumentalne 10/10- jedynym zgrzytem są wokalizy Gabriela- niekiedy zbyt ekspresyjne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elektronicznej? Jedynie wzbogaconej elektroniką.

      Usuń
    2. Ok ok, chciałem po prostu jakoś to nazwać (a tam są brzmienia elektroniczne), nie jest to wyłącznie pop, tylko różne, połączone style, a każdego nie wypiszę. W etykietach jest art rock i przy tym po prostu zostanę :)

      Usuń
    3. powiedzmy, że jest tu wszystko, co lubię w muzyce związanej z popem, New Wave- tak będzie już lepiej :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe maj 2024