[Recenzja] Samla Mammas Manna ‎- "Klossa Knapitatet" (1974)



Tytuł trzeciego albumu Samla Mammas Manna, "Klossa Knapitatet", nawiązuje do popularnego wówczas w Szwecji sloganu krossa kapitalet, znaczącego dosłownie zmiażdżyć kapitalizm. Zapis celowo zniekształcono, jako żart z głoszących na serio antykapitalistyczne poglądy wykonawców w rodzaju Roberta Wyatta czy Henry Cow. Szwedzkiego zespołu nie interesowało propagowanie żadnych przekonań, a jedynie tworzenie muzyki. Zresztą na "Klossa Knapitatet" niemal całkowicie zrezygnowano z partii wokalnych, poza paroma głupawymi wstawkami, jak jodłowanie w "Långt Ner I Ett Kaninhål". Pod względem instrumentalnym wielkich zmian natomiast nie ma. Muzycy wciąż proponują tu mieszankę rocka z jazzem, doprawioną odrobiną wpływów muzyki poważnej oraz melodyki typowej dla nordyckiego folku. Skojarzenia z twórczością Franka Zappy czy ze sceną Canterbury są jak najbardziej na miejscu. Może trochę bardziej zbliża się to wszystko do głównonurtowego fusion, choć wciąż nie brakuje tych charakterystycznych dla Samli zabaw z rytmem czy bardzo frywolnych i często się zmieniających motywów.

I stąd też wynika mój problem z tym albumem. To wszystko już było na eponimicznym debiucie oraz jego bardziej cenionym następcy, "Måltid". Wciąż słychać tu bardzo duży profesjonalizm i wyjątkowo dobry warsztat techniczny instrumentalistów, a przy tym cały czas jest to tak samo lekka i bezpretensjonalna muzyka, ale odnoszę wrażenie, że tym razem spontaniczność ustąpiła miejsca rutynie. "Klossa Knapitatet" odbieram jako album za bardzo wykoncypowany, czerpiący ze sprawdzonych rozwiązań, jakby muzycy bali się spróbować czegoś nowego. W zasadzie jedyną nowinką są pojawiające się w kilku utworach partie akordeonu, które całkiem dobrze wpasowały się w stylistykę grupy. To zresztą instrument idealnie pasujący do takiego jajcarskiego grania. Tyle tylko, że jego obecność nie zmieniła muzyki Samla Mammas Manna w takim stopniu, jak dodanie gitary na poprzednim albumie. Dodanie akordeonu nie wpłynęło na zmianę kierunku, jedynie trochę wzbogaciło brzmienie. Zresztą mniejsza z tym, że zespół nie zrobił tutaj kolejnego kroku do przodu. Gorzej, że brakuje mi tu tak wyrazistych, przykuwających uwagę kompozycji, jakich było pod dostatkiem na "Måltid" czy debiucie.

Sporo narzekam na "Klossa Knapitatet", a to wciąż bardzo przyjemne granie. Już nie tak charakterystyczne i porywające, jak oba wcześniejsze longplaye Samla Mammas Manna, do tego nieco zbyt wtórne względem nich, ale to wciąż całkiem fajny jazz-rock, w którym wirtuozerskie popisy instrumentalistów są całkowicie pozbawione jakiegokolwiek napuszenia. Poza tym dobrym pomysłem wydaje się poznawanie twórczości zespołu właśnie od tego albumu, gdyż wydaje się bardziej przystępny od swoich poprzedników, także ze względu na zdecydowanie mniejszą ilość wokalnych wygłupów.

Ocena: 7/10



Samla Mammas Manna - "Klossa Knapitatet" (1974)

1. Ingenting; 2. Liten Dialektik; 3. Sucken; 4. Långt Ner I Ett Kaninhål (Liten Tuva Stjälper Ofta Stort Lass); 5. Kom Lite Närmare; 6. Musmjölkningsmaskinen; 7. Influenser; 8. Klossa Knapitatet; 9. Ramlösa Kvällar

Skład: Lars Hollmer - pianino, akordeon, wokal; Coste Apetrea - gitara, wokal; Lars Krantz - gitara basowa, wokal; Hasse Bruniusson - perkusja, wokal
Gościnnie: Brynn Settels - akordeon (8), wokal (8)
Producent: Sammla Mammas Manna


Komentarze

  1. Spróbuj Schlagerns Mystic - to w całości płyta o zabarwieniu folklorystycznym i akordeonem w każdym utworze. Warto też sięgnąć po islandzki wariant Samli - grupę Hinn Islenzki Thursaflokurinn. Inspirowali się niewątpliwie Samlą, ale muzyka jest bardzo oryginalna - oparta na islandzkiej muzyce dawnej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)