[Recenzja] Kraftwerk - "Radio-Aktivität" (1975)



Kolejny przełomowy album w dyskografii Kraftwerk. Po pierwsze, to debiut klasycznego składu grupy, w którym znaleźli się Ralf Hütter, Florian Schneider, Wolfgang Flür oraz nowy muzyk. Karl Bartos. Po drugie, to pierwszy w pełni elektroniczny longplay grupy, zarejestrowany jedynie z pomocą syntezatorów, generatorów dźwięku, automatów, elektronicznej perkusji czy innych urządzeń, jak licznik Geigera, od którego charakterystycznego tykania całość się rozpoczyna. Jednocześnie muzycy poszli w nieco bardziej piosenkowym kierunku, proponując głównie krótkie, melodyjne nagrania. Wiąże się z tym kolejna kwestia, czyli coraz większa rola partii wokalnych. Warto zauważyć, że w Niemczech album ukazał się pod tytułem "Radio-Aktivität" i niemieckojęzycznymi nazwami poszczególnych kawałków, podczas gdy w pozostałych krajach opublikowano go jako "Radio-Activity", a wszystkie tytuły przetłumaczono na język angielski. Jednak w obu wersjach część tekstów jest śpiewana po niemiecku, a pozostałe po angielsku. Wszystkie z nich skupiają się na tematyce radia i radioaktywności.

Znalazło się tutaj kilka autentycznie przebojowych nagrań, pod względem stylistycznym będących antycypacją synthpopowej estetyki lat 80. Tytułowy "Radioaktivität" / "Radioactivity" był nawet sporym przebojem we Francji, a wcale nie mniejszy potencjał komercyjny okazują się mieć takie nagrania, jak "Ätherwellen" / "Airwaves", "Antenne" / "Antenna" czy spokojniejsze, a przy tym nieco bardziej eksperymentalne brzmieniowo "Radioland"  i "Ohm Sweet Ohm". Biorąc to wszystko pod uwagę, ogromne zdziwienie budzi fakt, że "Radio-Aktivität" pozostaje wyraźnie w cieniu poprzedniego oraz trzech kolejnych albumów grupy. Czy to dlatego, że obok faktycznie przebojowych kawałków znalazły się na nim eksperymenty w rodzaju "Radio Sterne" / "Radio Stars" oraz licznych przerywników? Żaden inny powód nie przychodzi mi na myśl. O ile jednak te fragmenty faktycznie mogą mieć wpływ na nieco mniej pozytywny odbiór przez część słuchaczy, tak obiektywnie należałoby uznać właśnie to wydawnictwo - a nie poprzedzający je "Autobahn" - za początek tego właściwego Kraftwerk. Tutaj muzycy odnaleźli styl, który mieli rozwijać przez całą resztę kariery.

Słuchając "Radio-Aktivität" trudno oprzeć się wrażeniu, że właśnie na piątym krążku niemieckiej grupy rozpoczęły się muzyczne lata 80. Z pewnością wiele osób ma to Niemcom za złe, ale takie podejście świadczy wyłącznie o braku dojrzałości - bo przecież w tamtej demonizowanej dekadzie i to nawet w stylistyce synthpopu, która bardzo wiele zawdzięcza pomysłom Kraftwerk, powstawały ciekawe, wartościowe rzeczy. Choć rzadko aż tak dobre i interesujące, jak "Radio-Aktivität" i jego następcy.

Ocena: 8/10



Kraftwerk - "Radio-Aktivität" (1975)

1. Geigerzähler (Geiger Counter); 2. Radioaktivität (Radioactivity); 3. Radioland; 4. Ätherwellen (Airwaves); 5. Sendepause (Intermission); 6. Nachrichten (News); 7. Die Stimme der Energie (The Voice of Energy); 8. Antenne (Antenna); 9. Radio Sterne (Radio Stars); 10. Uran (Uranium); 11. Transistor; 12. Ohm Sweet Ohm

Skład: Ralf Hütter - instr. klawiszowe, elektronika, automat perkusyjny, wokal; Florian Schneider - instr. klawiszowe, elektronika, vocoder, wokal; Wolfgang Flür - elektroniczna perkusja; Karl Bartos - elektroniczna perkusja
Producent: Ralf Hütter i Florian Schneider


Po prawej: okładka współczesnych reedycji.


Komentarze

  1. Fajnie, że recenzujesz dalej Kraftwerk - bardzo przyjemny i ważny zespół. Płyta też jest niczego sobie. Swoją drogą, słyszałeś może o "japońskim Kraftwerku"? Mówię o Yellow Magic Orchestra Jeden z członków Ryuichi Sakamoto nagrał świetną płytę - Thousand Knives. Myślę, że trafiłaby w twoje poczucie estetyki, jeśli jeszcze jej nie słuchałeś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuchałem tylko "Solid State Survivor" YMO, ale te parę lat temu nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia. Pewnie jeszcze wrócę do tego zespołu zweryfikować opinię.

      Usuń
  2. Szczerze mi też nie przypadły do gustu zbyt mocno kawałki zespołu. Za to Thousand Knives Ryuichiego bardzo. W pewnych momentach, aż mi się nawet Gottsching przypomniał :). Serdecznie polecam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę że Kraftwerk wydał ten album w celu ,,Stop Radioaktywności'' (do czego nawiązują najbardziej ,,Geiger Counter'' ,,Radioaktivität'' czy ,,Antenna') bo przecież reszta utworów jest skierowana również do komunikacji radiowej. Jednak ogromnym dziełem jest ,,Ohm Sweet Ohm'' przez które czuję ,,radosną melancholię'' chociaż nie jest już związany tematem albumu. Ja bym dał ten album 10/10. Dziś już takiego dobrego Kraftwerk jak był kiedyś (1974-1986) teraz w ogóle inny skład BEZ FLORIANA! To już nie to samo. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Cristóbal Avendaño & Silvia Moreno - "Lancé esto al otro lado del mar" (2024)

[Recenzja] Kin Ping Meh - "Kin Ping Meh" (1972)