[Recenzja] Frank Zappa - "Shut Up 'n Play Yer Guitar" (1981)



"Shut Up 'n Play Yer Guitar" to kolejny, po opublikowanym ledwie półtora roku wcześniej "Joe's Garage", duży projekt Zappy. Oryginalnie wydany w postaci trzech osobnych albumów, z identycznymi okładkami i różnymi wariacjami tytułu. Jednak już rok później przepakowano ten materiał do jednego pudełka, z nową okładką, ale bez żadnych innych ingerencji. Od tamtej pory wszystkie wydania zawierają komplet nagrań. Na niektórych edycjach kompaktowych zdecydowano się rozmieścić je na dwóch płytach, na innych zachowano pierwotny podział na trzy dyski. Każda część przynosi nieco ponad pół godziny materiału. Zgodnie ze swoim tytułem, cykl jest całkowicie instrumentalny (nie licząc kilku wygłupów pomiędzy utworami), a dominującą rolę pełni na nim gitara. Zdecydowana większość utworów to de facto fragmenty koncertowych wykonań znanych kompozycji. Frank zostawił wyłącznie momenty, w których sam grał solówki.

Materiał pochodzi przede wszystkim z występów w londyńskim Hammersmith Odeon z lutego 1979 roku, a także z amerykańskiej trasy z końca 1980 roku. Zappie przez cały ten okres towarzyszyli Ike Willis, Arthur Barrow, Vinnie Colaiuta oraz Tommy Mars. Podczas wcześniejszych koncertów składu dopełniali Warren Curcurullo, Denny Walley, Peter Wolf i Ed Mann, których miejsca zajęli później Steve Vai, Ray White i Bob Harris. Wyjątek stanowią utwory "Ship Ahoy" - fragment wykonania "Zoot Allures" z lutego 1976 roku w Kōsei Nenkin Kaikan - oraz "Pink Napkins", czyli "Black Napkins" z lutego 1977 roku w Hammersmith Odeon. Tutaj skład znacząco się różni. W Japonii liderowi towarzyszyli wyłącznie Terry Bozzio, Roy Estrada i Andre Lewis, natomiast w Londynie ostatnich dwóch zastąpili Patrick O'Hearn i Eddie Jobson, doszedł też Ray White. Ponadto, trzy utwory to nagrania studyjne. Najstarszy w zestawie "Canard du Jour" to duet Zappy i Jean-Luca Ponty'ego z 1972 roku, natomiast "While You Were Out" i "Stucco Homes" lider zarejestrował jesienią 1979 roku z udziałem Curcurullo i Colaiuty.

Frank Zappa był niezwykle utalentowanym i kreatywnym gitarzystą, co doskonale ukazuje ten materiał. Inna sprawa, że słuchanie przez ponad sto minut gitarowych solówek, choćby nie wiadomo jak dobrych, będzie interesujące przede wszystkim dla osób, które same grają na tym instrumencie lub są zagorzałymi miłośnikami artysty. Dla innych może być męczące, zwłaszcza że udział pozostałych muzyków siłą rzeczy sprowadza się do roli akompaniatorów. Pełne wersje tych wykonań zapewne pozwoliłyby bardziej docenić wkład całego składu. Nie sprawiałby też wrażenia wyrwanych z kontekstu. Oczywiście, jest to wciąż muzyka bardziej złożona i po prostu ciekawsza od dokonań gitarowych wymiataczy pokroju Joego Satriani czy (obecnego na tym albumie, ale odpowiadającego tylko za cześć partii rytmicznych) Steve'a Vai. Tutaj jednak w podkładach dzieje się więcej i słychać, że soliście towarzyszą muzycy z wyższej półki - szczególnie dotyczy to partii Vinniego Colaiuty oraz Arthura Barrowa. A i same solówki okazują się nieporównywalnie bardziej błyskotliwe.

Nawet jeśli pomysł na całość okazał się niezbyt trafiony, to poszczególne ścieżki przeważnie prezentują się bardzo udanie. Do moich faworytów zaliczają się wszystkie trzy utwory tytułowe, wycięte z różnych wykonań "Inca Road", w których Zappa zachwyca nie tylko wirtuozerią, ale też doskonałym wyczuciem klimatu. Równie świetnie wypada najbardziej chyba złożony "five-five-FIVE", fragment kompozycji "Conehead", w którym znakomite popisy lidera nie odciągają uwagi od fantastycznej gry Barrowa i Colaiuty. Innym nagraniem, w którym ważną rolę odrywa współpraca całego zespołu, jest "Soup 'n Old Clothes", oryginalnie część "The Legend of Illinois Enema Bandit", który z jednej strony pokazuje niemałe umiejętności muzyków, a jednocześnie naprawdę fajnie buja. Na pewno warto zwrócić uwagę na "Canarsie" i "The Deathless Horsie", czyli jedyne koncertowe nagrania niebędące częścią dłuższych utworów. Pierwszy z nich wyróżnia się partią Curcurullo na elektrycznym sitarze, a w obu istotną rolę odgrywają perkusjonalia Eda Manna - oba te elementy stanowią bardzo przyjemne urozmaicenie albumu. Bardzo ładną odskocznią jest też studyjny "Stucco Homes", pokazujący bardziej subtelne oblicze Zappy, grającego tu na gitarze akustycznej z elektrycznymi przetwornikami. Jednak najbardziej zaskakuje "Canard du Jour", w którym instrumentarium ogranicza się do buzuki i skrzypiec barytonowych. Zappie i Ponty'emu udaje się stworzyć intrygujący nastrój, jednak nagraniu trochę brakuje określonego kierunku.

Każda z trzech płyt zawiera autentycznie świetne momenty, ale przeważa na nich muzyka, która kompletnie nie angażuje mnie jako słuchacza. "Shut Up 'n Play Yer Guitar" powinien być albo znacznie krótszy, albo bardziej urozmaicony (na pewno nie pomaga fakt, że dwa najbardziej wyróżniające się utwory zamieszczono na sam koniec). A może po prostu nie było dobrym pomysłem, by album w większości składał się z wycinków utworów, zamiast pełnych wykonań.

Ocena: 6/10



Oryginalna okładka z 1981 roku.
Frank Zappa - "Shut Up 'n Play Yer Guitar" (1981)

1. five-five-FIVE; 2. Hog Heaven; 3. Shut Up 'n Play Yer Guitar; 4. While You Were Out; 5. Treacherous Cretins; 6. Heavy Duty Judy; 7. Soup 'n Old Clothes

Frank Zappa - "Shut Up 'n Play Yer Guitar Some More" (1981)

1. Variations on the Carlos Santana Secret Chord Progression; 2. Gee, I Like Your Pants; 3. Canarsie; 4. Ship Ahoy; 5. The Deathless Horsie; 6. Shut Up 'n Play Yer Guitar Some More; 7. Pink Napkins

Frank Zappa - "Return of the Son of Shut Up 'n Play Yer Guitar" (1981)

1. Beat It with Your Fist; 2. Return of the Son of Shut Up 'n Play Yer Guitar; 3. Pinocchio's Furniture; 4. Why Johnny Can't Read; 5. Stucco Homes; 6. Canard du Jour

Skład: Frank Zappa - gitara, buzuki; Warren Curcurullo - gitara, sitar; Steve Vai - gitara; Denny Walley - gitara; Ray White - gitara; Ike Willis - gitara; Arthur Barrow - gitara basowa; Roy Estrada - gitara basowa; Patrick O'Hearn - gitara basowa; Terry Bozzio - perkusja; Vinnie Colaiuta - perkusja; Ed Mann - instr. perkusyjne; Bob Harris - instr. klawiszowe; Eddie Jobson - instr. klawiszowe; Andre Lewis - instr. klawiszowe; Tommy Mars - instr. klawiszowe; Peter Wolf - instr. klawiszowe; Jean-Luc Ponty - skrzypce
 Producent: Frank Zappa


Komentarze

  1. Warto wspomnieć, że Frank wydał jeszcze jeden zestaw solówek gitarowych, w 1988 roku pod krótką nazwą "Guitar". Na dwóch CD jest 32 kawałki, zrobione wg schematu jak w tym zestawie opisanym przez Pawła. Ma ten zestaw wady i zalety recenzowanych płyt. Na dłuższą metę jest bardzo nużący. Ja osobiście częściej słuchałem tego zestawu opisanego przez Pawła. Ten z "Guitar" jest bardzo zróżnicowany, obejmuje koncerty od 1979 do 1984 i przez to jest mniej spójny i bardzo eklektyczny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta płyta jest po prostu genialna! Najlepszy rockowy album gitarowy! Solówki Zappy to takie mini kompozycje. "Ship Ahoy" powinien znać każdy gitarzysta rockowy, to znakomity przykład jak wiele można osiągnąć za pomocą bardzo prostych środków.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie Zappa z lat 80-tych to cienizna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja coś tam lubię, ale studyjnie fakt średnio, ale te koncetówki z ostatniej trasy w 88, są naprawdę dobre.

      Usuń
  4. Widziałem w internecie zdjęcia wyżej wspomnianego albumu "Guitar" w wersji winylowej, gdzie z tyłu były numery telefonu podpisane jako Zappa hotline
    Były dwa numery, brytyjski i amerykański
    Brytyjski numer to 01 734 2434, a amerykański to 1-818-786-7546

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale wiesz, że to pierwotnie były trzy oddzielne albumy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przeczytaj drugie zdanie recenzji.

      Usuń
    2. To dlaczego w podsumowaniu opisałeś ten materiał jakby to był jeden album?

      Usuń
    3. Bo to praktycznie jest jeden album, pierwotnie wydany na raty, ale - co też mógłbyś przeczytać na początku recenzji - wznawiany wyłącznie w całości. Każda z tych płyt opiera się na dokładnie tych samych założeniach, materiał powstał w zbliżonym czasie (fakt, wykorzystano też starsze nagrania, ale to typowe dla Zappy), więc nie znajduję żadnego powodu, by traktować to jako osobne albumy. Poziomem też się według mnie nie różnią, więc nawet jakbym miał każdą płytę osobno oceniać, to wszędzie byłoby 6.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] Maruja - "Connla's Well" (2024)

[Recenzja] Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin - "Ghosted II" (2024)

[Recenzja] Gentle Giant - "Octopus" (1972)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)