[Recenzja] Kult - "Kaseta" (1989)



Niedługo po powrocie Kazika Staszewskiego z kilkumiesięcznej emigracji doszło do reaktywacji Kultu. Zespół odnowił jednak działalność w okrojonym składzie. Oprócz Kazika w zespole znaleźli się Janusz Grudziński, Ireneusz Wereński, Piotr Falkowski oraz nowy gitarzysta, Rafał Kwaśniewski. Ten właśnie kwintet, wsparty przez kilku gości - w tym dawnych współpracowników, Krzysztofa Banasika i Pawła Jordana - zarejestrował wkrótce materiał na kolejny album. Tytuł, tradycyjnie, wzięto od jednego utworu z poprzedniego wydawnictwa, a konkretnie "TDK Kaseta" z "Tan", pozostawiając wszakże tylko drugi człon.

Odchudzeniu uległ nie tylko podstawowy skład zespołu, ale też jego stylistyka. Muzycy wyraźnie odchodzą tu od dotychczasowej mieszanki post-punku, psychodelii, funku, dubu i jazzu na rzecz takiego bardziej czystego, konwencjonalnego rocka. W warstwie instrumentalnej zdecydowanie dominuje gitara i sekcja rytmiczna. Nawet nierzadko dochodzą do tego inne instrumenty, jednak są to albo bardzo rockowo brzmiące organy, albo dęciaki wykorzystywane w zupełnie niejazzowy sposób. Jakieś echa dawnego stylu słychać tu i ówdzie, chociażby w basowych partiach z "Londyn", "Fali" czy "Tut". Z drugiej strony wyjątkowo dużo tutaj typowo rockowej sztampy, by wspomnieć tylko o "Oni chcą Ciebie", "Po co wolność" i "Dzieci wiedzą lepiej". Rapowany fragment w tym ostatnim brzmi nawet całkiem oryginalnie, jak na ówczesne polskie warunki, jednak na Zachodzie tego typu zabieg cieszył się już sporą popularnością. Zarówno ten kawałek, jak i "Jaką cenę możesz zapłacić", pomimo polskojęzycznych tytułów są śpiewane po angielsku. Kazikowi jednak kompletnie nie wychodziły partie wokalne w tym języku, sprawia w tych fragmentach wrażenie jakby skrępowanego i niepotrafiącego wykorzystać w pełni swoich i tak dość ograniczonych możliwości. Jednak w pozostałych kawałkach to często jego rozpoznawalny głos jest najmocniejszym punktem.

Najlepsze we wczesnym Kulcie było właśnie mieszanie różnych, pozornie niepasujących do siebie stylów. Odejście od tego eklektyzmu i zwrot w stronę zwyczajnego, przewidywalnego rocka to decyzje, które pozbawiły muzykę zespołu tego, co wyróżniało go spośród innych, nie tylko polskich grup. "Kaseta" nie jest złym albumem, tylko zwyczajnie przeciętnym i niecharakterystycznym. Nie ma tu ani jednej kompozycji czy aranżacji, która wyróżniałaby się czymś na plus. Po wykonaniu też nie należy spodziewać się niczego specjalnego, choć stoi na przyzwoitym poziomie. Trochę więcej znajdą tu pewnie słuchacze, którzy zwracają uwagę na teksty. Poza tym album trafia z pewnością do osób, którą lubią właśnie taki czysty, niezbyt urozmaicony rock. Dla nich dodatkową atrakcją jest obecny na kompaktowych wznowieniach "Lipcowy poranek", czyli po prostu niezbyt odkrywcza przeróbka "July Morning" Uriah Heep. Jeśli ktoś spodziewa się, że przynajmniej przetłumaczono tekst, to bardzo się zawiedzie - Kazik znów męczy się śpiewając po angielsku, kompletnie kładąc partię wokalną. To zresztą kolejny bezsensownie umieszczony bonus w dyskografii zespołu, gdyż nagranie pochodzi z połowy lat 90.

Ocena: 6/10



Kult - "Kaseta" (1989)

1. Oni chcą Ciebie; 2. Londyn; 3. Kwaska; 4. Fali; 5. Dzieci wiedzą lepiej; 6. Jaką cenę możesz zapłacić; 7. Tut; 8. Czekając na królestwo J.H.W.H.; 9. Po co wolność

Skład: Kazik Staszewski - wokal; Janusz Grudziński - instr. klawiszowe, gitara; Rafał Kwaśniewski - gitara, dodatkowy wokal; Ireneusz Wereński - gitara basowa; Piotr Falkowski - perkusja, gitara, dodatkowy wokal
Gościnnie: Krzysztof Banasik - waltornia; Paweł Jordan - saksofon; Roman Kozak - puzon; Robert Sadowski - gitara
Producent: - 


Komentarze

  1. Zgodzę się ze stwierdzeniem, że jest to przeciętny album, jednak na pewno nie z tym, że nic nie wyróżnia się tam poziomem. Po co wolność wyraźnie odstaje, i jest to jeden z najlepszych rockerów w historii polskiej muzyki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Że tak dopytam, Ty zwracasz uwagę na tekst? 🤔

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teksty nie mają wpływu na moje oceny, bo nie są elementem muzycznym (gdyby zamienić słowa na inne, dające się tak samo zaśpiewać, to nie miałoby to żadnego wpływu na kwestie muzyczne), natomiast czasem trudno w ogóle nie zwracać na nie uwagi, szczególnie gdy są po polsku.

      Usuń
    2. Ale muzyka może być czasem dopełnieniem tekstu. Tworzyć atmosferę podbijającą znaczenie lub zwyczajnie ilustrować dany tekst.

      Usuń
    3. Ale też tekst nie jest wcale potrzebny, bo dowolną treść pozamuzyczną można zilustrować za pomocą samej muzyki. To nierzadkie w przypadku muzyki klasycznej. W tzw. muzyce programowej widz przed koncertem otrzymuje program, w którym opisany jest cały przebieg tego, co muzycy przedstawiają za pomocą dźwięków. W innych gatunkach wystarcza sam tytuł, by wiedzieć o czym jest utwór. Cała reszta zostaje przekazana za pomocą środków muzycznych. Przykładami mogą być albumy "The All Seeing Eye" Wayne'a Shortera lub "The Snow Goose" Camel.

      Ciekawym przypadkiem jest francuska Magma, której wokaliści śpiewają w wymyślonym języku. Tak naprawdę chodzi w tym o to, by nie ograniczała ich konieczność śpiewania słów układających się w sensowną całość. Dzięki temu mogli w pełni wykorzystać swoje możliwości, a wszystkim słowom dopiero później przypisano konkretne znaczenie.

      Te przykłady pokazują, że w muzyce wcale nie są potrzebne słowa, by przekazywały jakaś pozamuzyczną treść (abstrahując już od tego, że w muzyce powinien liczyć się nie przekaz, tylko... muzyka; treści pozamuzyczne nie są niezbędne, a moim zdaniem nie są w ogóle potrzebne), natomiast konieczność śpiewania logicznego tekstu ogranicza możliwości wokalisty (sam wokal - jego barwa, używane techniki, linia melodyczna itd. - to już jak najbardziej element muzyczny).

      Usuń
    4. Zgodzę się, że tekst nie jest potrzebny, ale nie zgodzę się, że jest niepotrzebny. Można przekazywać treści samą muzyką i sprowadzać wokal do jeszcze jednego instrumentu, ale dlaczego tak arbitralnie stwierdzasz, że w muzyce nie powinien liczyć się przekaz słowny? Muzyka Dylana czy Cohena bazuje na zdaniach, spychając melodię na dalszy plan i nie uważam, że trzeba ją stawiać niżej niż tę np. Magmy. To jest po prostu inne podejście. To trochę jakby obejrzeć film i wyciąć sobie z niego ścieżkę dźwiękową. Generalnie fabuła zostanie nam przekazana i wszystko będzie jasne, ale jeśli trafimy na twórcę, który dopracował każdy element (również ten muzyczny), to coś zostanie nam odebrane. Bo TA muzyka, przy TYCH scenach, była użyta w jakimś konkretnym celu i może dopełniać treść, albo w ogóle ją zmieniać (pozwalać inaczej zrozumieć). Jeśli jednak trafimy na reżysera, który dołożył tylko ładnie brzmiące hity, to stracimy niewiele. To zależy.

      Dlatego, gdy artysta świadomie pracuje na jakościowym tekstem, może dopisać taką muzykę, która stanowi jego uzupełnienie, a sam tytuł niekoniecznie musi wszystko wyjaśniać. Np. utwór "Trouble's Braids" Waitsa opowiada o ucieczce z więzienia i kompozycja złożona z perkusji, african talking drum i basu stanowi idealne odzwierciedlenie pewnego niepokoju związanego z potencjalnym pościgiem. Podobnie jak muzyka filmowa, która czasem bez obrazu bywa nieczytelna. Tekst, bywa, że stanowi taki obraz do kompozycji.

      Jest jeszcze inna kwestia. Są całe gatunki muzyczne, które opierają się o teksty. Np. w poezji śpiewanej pomijanie tekstu może wymusić pominięcie całego gatunku. I nie chodzi mi o coś na wzór "śpiewających" aktorów, którzy tak naprawdę recytują słowa do akompaniamentu. Chodzi mi o twórców typu Kaczmarski, którzy faktycznie śpiewają, a przy użyciu samej gitary (lub czasem pianina) budują uzasadnione i podbijające siłę słów melodie.

      Poza tym, taki Nobel dla Dylana stanowi wartość dla muzyki jako dziedziny sztuki, która może dostarczać czegoś dla intelektu, a nie być "jedynie" wyzwolicielem emocji. Muzyka często jest/ była deprecjonowana postrzeganiem jej jako przyjemnej rozrywki, a nie, jak np. literatura, intelektualnej próby. Co więcej, to właśnie piosenka, przez swoją łatwość w przyswojeniu i przekazaniu dalej (łatwiej jej posłuchać i zaśpiewać, niż książkę przeczytać i cytować), kiedy prezentuje jednocześnie treść, może być silniejszym narzędziem do walki z tzw. "systemem" (tu podłużmy cokolwiek chcemy - w historii przykładów nie brakuje. Choćby recenzowany Kult czy przywołany Kaczmarski)

      Na koniec jeszcze jedno - gdy tekstu w ogóle nie ma lub jest napisany w wymyślonym języku, to faktycznie słowa mogą nie mieć znaczenia. Jednak zdanie, że gdyby podstawić pod muzykę inne słowa to brzmiałoby to tak samo są dla mnie i prawdziwe i nie. Z jednej strony rozumiem, że kompozycja pozostała by taka sama. Z drugiej jednak, gdy w myślach wkładam tekst "Baśki" do muzyki Pink Floyd, to mam wrażenie, że całość traci. Bo i słowa tracą swój niezobowiązujący rys i brzmią w sposób nienadający się do swobodnego podśpiewania w samochodzie (jeszcze bardziej infantylnie), a i świetna kompozycja, przy takich treściach, staje się pretensjonalna.

      A już na koniec jeszcze bardziej samotny - logiczny tekst ogranicza możliwości wokalisty. To moim zdaniem prawda, tylko czy ograniczenie musi być tylko złe. Cenzura ograniczała swobodę tekstową i wielu twórców musiało ją kreatywnie omijać. Dzięki temu powstały "rzeczy" oryginalniejsze i bardziej poetyckie (żeby nie napisać lepsze). Zatem zależnie od podejścia, ograniczenie może być problemem, ale może też przynieść konieczność bycia jeszcze lepszym/ciekawszym/bardziej nowatorskim.

      I rozumiem, że możesz mieć inne podejście i nie zwracać uwagi na słowa, chcąc oceniać jedynie muzykę (możesz też nie czuć się na siłach, by wypowiadać się o jakości tekstów), ale stawianie ogólnych/odgórnych tez, wydaje mi się ryzykowne :)

      Usuń
    5. Przekaz nie jest istotą muzyki. Czy zaangażowane teksty kapel punkrockowych, których członkowie ledwo ogarniają jak w ogóle trzymać instrumenty, czynią ich twórczość bardziej wartościową od całkowicie instrumentalnych, a więc z reguły pozbawionych jakiegokolwiek przekazu, dokonań klasycznych kompozytorów lub jazzmanów? No nie czynią. A powiedziałbym, że wręcz przeciwnie, bo w takim przypadku muzyka jest jedynie pretekstem do przekazania jakiejś treści. A przecież taką samą treść można przekazać na dziesiątki innych sposobów. Muzyka nie jest w ogóle potrzebna do przekazywania treści. A jednocześnie treść pozamuzyczna nie powinna być największą / jedyną wartością danego utworu. Istotą muzyki powinno być to, czego nie da się w żaden inny sposób przekazać, a jedynie za pomocą środków muzycznych. Tylko to ma tak naprawdę znaczenie. I Tylko środki muzyczne decydują o wartości dzieła muzycznego. Nie wyobrażam sobie słuchać beznadziejnego muzycznie kawałka dla wybitnego tekstu, który mogę sobie przeczytać na jakiejś stronie internetowej. Przeciwna sytuacja mi nie przeszkadza - większość rockowych tekstów to straszne pierdoły, na które staram się w ogóle nie zwracać uwagi. W przeciwnym razie zostałoby mi bardzo mało muzyki do słuchania.

      Usuń
  3. Trochę żałuję, że odniosłeś się do mojej wiadomości w stopniu symbolicznym, a skupiłeś się raczej na powtórzeniu tego samego. Rozumiem, że mogło Ci się nie chcieć, ale mimo wszystko – szkoda.

    Jednak wracając do Twojej wiadomości, zastanawia mnie, kto zdecydował, co jest istotą muzyki. Muzyka (raczej piosenka) dla żołnierzy, niewolników, więźniów stanowiła sposób by przenosić się do innych, przyjemniejszych światów. I tam liczył się tekst. Piszesz: „Istotą muzyki powinno być to, czego nie da się w żaden inny sposób przekazać, a jedynie za pomocą środków muzycznych”, a przecież można to zapisać nutowo. I żaden instrument/muzyk nie jest potrzebny. Podobnie jest z tekstem, ten napisany gdziekolwiek nie zadziała tak samo jak ten wyśpiewany. Te wszystkie śpiewane opowieści o złych przestępcach czy wielkiej miłości, wykonywane przy ogniskach. Śpiewano je zamiast opowiadać, dlatego, że tak usłyszane słowa (z melodią) zapadają w człowieku na dłużej (łatwiej je sobie przypomnieć i powtarzać) oraz są przyjemniejsze w odbiorze. Poza tym, słowa pisane są w różny sposób, w zależności od przeznaczenia. Tekst piosenki to nie wiersz i czytany w samotności nie będzie tak działał (zresztą zwróć uwagę, że wielcy poeci nie piszą tekstów piosenek, a dobrzy tekściarze z rzadka wydają tomiki poezji – to jest inna forma aktywności. Kaśka Nosowska napisała dwie średnie/kiepskie książki, a dziesiątki rewelacyjnych tekstów). Znów posłużę się przykładem Kultu – piosenka „Hej czy nie wiecie”, przez sporą liczbę powtórzeń zadziała jedynie w dobrej interpretacji (wokalnej). Jest nieodpowiednia do czytania, a idealna do słuchania. Zwróć uwagę, gdy weźmiesz sobie takiego np. „Hamleta” – kiedy przeczytasz go sam, to niekoniecznie zadziała tak samo, jak gdy przeczyta (i zagra) go Gustaw Holoubek. Przesłanie wychwycisz (choć i tu może być różnie; mamy łatwość do gubienia skupienia, dobry aktor podprowadzi nas pod kluczowe momenty i zaakcentuje tak, że istota przekazu wybrzmi w naszej świadomości), ale nie wzbudzi w Tobie takiej chęci reakcji na treść.

    Trochę też żałuję, że opierasz się o skrajności (punk rock trochę taką skrajnością jest), choć i one nie stanowią tu dla mnie wyjątków w rozumowaniu. Wydaję mi się, że John Coltrane nie dałby rady zagrać tego co grało The Stooges czy Kaczmarski. Broń Boże dlatego, że nie umiałby napisać takiej melodii, ale dlatego, że w pierwszym przypadku - nie udałoby mu się wygenerować takiej siły i energii w tej muzyce, a w drugim – napisać takich tekstów. I nie rozumiem takiego stopniowania, że jazz jest lepszy, a jak nie to punk rock. To jak porównać bilard do rugby. I to i to sport, ale poza tym, nie mają ze sobą nic wspólnego. I obaj reprezentanci nie poradziliby sobie na polu zadań tego drugiego. Oba te gatunki mogą współistnieć i być istotą muzyki. Gdy przeczytasz tekst w Internecie, nie dostaniesz tej samej treści, bo wykastrujesz ją z emocji interpretacyjnych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Część 2



    Ponadto, skoro już ktoś pisze tekst, to niech on będzie dobry. To trochę, jakby nauczycielka sprawdzając wypracowanie skupiła się na błędach ortograficznych, ale na tym czy zdanie nr 2 wynika z tego poprzedniego już nie. Rozumiem, że jakiegoś artystę przekaz tekstowy nie interesuje i tworzy muzykę instrumentalną, wymyśla swój język lub posługuje się onomatopejami (czy scatem), ale gdy już pokusi się o użycie istniejącego języka i coś napisze, to powinno to być dobre (w sensie, że powinniśmy to ocenić). Jest to element składowy i nieocenianie go fałszuje całość, bo artysta w oparciu o pewien standard języka, wykonał złą robotę. Inaczej będziesz oceniał fałszowanie na skrzypcach, a inaczej wydobycie dźwięku „fałszujących skrzypiec” za pomocą innych środków (lub nawet już fałszowanie na tych skrzypcach, ale wtedy, gdy ma to kompozycyjne uzasadnienie). Rozumiem, że Ciebie konkretnie tekst nie interesuje i już, ale to nie znaczy, że jest to reguła/istota (lub że tak powinno być u wszystkich). Wielcy znawcy muzyki, recenzenci itd. doceniają teksty i zwracają na nie swoją uwagę. Dlatego pisanie tak autorytatywnie, co jest istotą muzyki, jawi się dla mnie jako zachowanie ryzykowne (i może trochę pyszne, protekcjonalne?). Znajdą się i tacy, którzy uznają, że jak muzyka, to tylko z „prawdziwych” instrumentów, odrzucając tym samym wszystko co wygenerowane komputerowo. A znajdą się i tacy, co będą twierdzić, że tylko a cappella ma sens, bo to jedyny „instrument”, którego nie umiemy „zbudować"

    I naprawdę dziwią mnie zdania „A jednocześnie treść pozamuzyczna nie powinna być największą / jedyną wartością danego utworu.”, „Nie wyobrażam sobie słuchać beznadziejnego muzycznie kawałka dla wybitnego tekstu”, bo wykrzywiają spojrzenie. Utwór nie musi być od razu beznadziejny muzycznie, może nie być wybitny i stanowić uzupełnienie tekstu lub być z nim na równi. Nikt też (a przynajmniej ja) nie uważa, że treść pozamuzyczna powinna być jedyną wartością utworu. Jednak między niezwracaniem na nią kompletnie uwagi, a uważaniem za jedyną wartość, jest całe spektrum. Czerń i biel zawsze przekłamują rzeczywistość. Ty sobie czegoś nie wyobrażasz i super. Oceniasz płyty na swojej stronie w określony sposób i super (naprawdę). Ale ktoś (np. ja) nie da rady wysłuchać nawet genialnej kompozycji, kiedy artysta śpiewa: „mogę się nie bać, wodę z kranu pić”.

    A to, że decydujesz się na coś, bo inaczej nie miałbyś czego słuchać, naprawdę, nie stanowi o istocie muzyki, a raczej o nieodpowiedzialności artystów w warstwie tekstowej. Co zresztą też nie do końca jest prawdą, bo jest sporo dobrych tekściarzy. No chyba, że szukasz w mainstreamie, ale w to wątpię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ale dla mnie kwestia tekstów naprawdę jest mało znacząca, dlatego nie chcę poświęcać wiele czasu na tę dyskusję. Staram się jedynie przekazać, że słowa nie są elementem muzycznym. Elementami działa muzycznego są wyłącznie: agogika, artykulacja, dynamika, faktura, harmonia, kolorystyka, melodyka i rytmika. Dla Ciebie teksty mogą mieć znaczenie, ale pod względem czysto muzycznym są zupełnie nieistotne. Przykład z punkiem był celowo przejaskrawiony, ale identyczna zasada działa w innych gatunkach. Natomiast czym innym jest interpretacja tekstu przez wokalistę, o której wspominasz - emocje interpretacyjne to już element muzyczny, mogący wpłynąć na muzyczną wartość utworu. Tylko, że nawet nie trzeba rozumieć tekstu (np. w obcym języku), żeby docenić interpretację wokalisty.

      Usuń
    2. Nie chcę w takim razie zabierać Ci czasu na rozmowę, która nie ma dla Ciebie znaczenia. Szkoda, bo wymiana poglądów, moim zdaniem, ma w sobie spory potencjał. A słowa elementem muzycznym nie są, ale są elementem piosenki, która jest integralną częścią ocenianej płyty. I dochodzą do uszu odbiorcy. Interpretowanie tekstu, którego się nie rozumie to „zabawa” innego rodzaju. Może zadziałać na jakimś podstawowym i pierwotnym poziomie, ale powyżej pewnej granicy nie pójdzie.

      Kończąc, wydaję mi się, że Twoja postawa "szkoda mi czasu na dyskusję", dość zgrabnie łączy się z poglądem "szkoda mi czasu na interpretacje tekstów". Można i tak, nie oceniam, ale żałuję. Zbytnia wiara we własną nieomylność jest dla mnie ryzykowna i cieszę się, że moje poglądy względem znaczenia tekstu w muzyce, rozwinęły się o Twoje spojrzenie. Nawet jeśli nie było ono zbyt mocno związane z moimi argumentami/przykładami. Cóż, trudno.

      Usuń
    3. Teksty raczej mocno nie zmieniają odbioru dzieła, ale mogą być swego rodzaju przystawką. Zdarza mi się polubić utwory, które stricte muzycznie są raczej słabe, ale mają zabawny tekst, np. 12 Groszy albo To My Polacy. Teksty mogą uprzyjemniać bardzo dobre wrażenia z samej muzyki, jak to w przypadku debiutu King Crimson. A w przypadku disco polo, teksty czynią to coś jeszcze bardziej żałosnym ;)

      Usuń
  5. Proszę Pana, czy będą pojawiać się jeszcze w przyszłości recenzje kolejnych wydawnictw Kultu? Jeśli tak, to czy pojawi się też solowy Kazik?

    OdpowiedzUsuń
  6. Skąd masz informację, że July Morning pochodzi z połowy lat 90. ? Ukazało się na reedycji płyty z 1995, ale nie mogę znaleźć informacji, że zostało również nagrane w tamtym czasie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Np. stąd: https://www.discogs.com/release/29165761-Kult-Kaseta

      ''Lipcowy Poranek'' was recorded during the session ''Muj Wydafca''

      Te bonusy na płytach Kultu w większości zostały umieszczone chyba w losowy sposób. Inny przykład to "Czarne słońca", też kawałek z lat 90., który psuje reedycję "Spokojnie".

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)